|Rozdział 45| Strzał

223 31 26
                                    

Cole POV

- Cole, to ja - odezwał się mężczyzna ochrypniętym głosem, wypranym z emocji. - Synku...

Gdy ojciec zaczął iść w moim kierunku, automatycznie wstałem i stanąłem przed Jay'em, razem z nim cofając się do tyłu. Byłem przerażony, choć starałem się tego nie pokazywać. Nie bardzo mi to wychodziło. Moje ręce drżały, gardło miałem zaciśnięte i nie mogłem powiedzieć ani słowa, a oczy zaszkliły się. Jedyne czego teraz chciałem to uciekać, biec jak najdalej się dało. Ale nie mogłem się ruszyć. W dodatku widziałem, że miał broń. Gdybym rzucił się do ucieczki, ojciec mógłby próbować we mnie strzelić. Albo co gorsza, w Jay'a.

Wiedziałem, że Jay czuł mój strach. Trzymał mnie od tyłu za dłoń i próbował jakoś dać mi znać, że powinniśmy się wycofać. Jednak nie mogłem nic zrobić. Widok mojego ojca z tak bliska, z pistoletem w ręku mnie zamurował.

- Synku, przysięgam, że nie chce zrobić ci krzywdy - powiedział cicho, a mi zrobiło się niedobrze.

- NIE ZBLIŻAJ SIĘ - wrzasnąłem, gdy postawił kolejny krok w moją stronę. - ODŁÓŻ BROŃ! ODŁÓŻ BROŃ TO POROZMAWIAMY!

Ojciec uśmiechnął się kpiąca i spojrzał na przedmiot, który trzymał w ręce. Następnie przerzucił wzrok na Jay'a.

- Niestety, nie mogę tego zrobić synu.

Jego głos był tak pusty, tak obcy, jakby wcale nie chciał wypowiadać tych słów. Natomiast jego wyraz twarzy mówił coś całkiem innego. Pierdolony psychopata.

- DLACZEGO TY MI TO ROBISZ! DLACZEGO NISZCZYSZ MI ŻYCIE? ZROBIŁEŚ TO LATA TEMU, DLACZEGO ROBISZ TO DALEJ! - krzyczałem, zachowując się, jakby moje krzyki miały go magicznie wygonić. Nie wiem, w którym momencie zacząłem płakać. Nie mam pojęcia, w którym momencie Jay stanął przede mną. To wszystko działo się tak szybko...

- Chcę dokończyć swoje dzieło. W pewnym sensie wyrządzę ci przysługę. Będę z tobą szczery, dawno powinieneś być martwy.

Czułem jak krew odpływa z mojej twarzy, a nogi uginają się pode mną. Złapałem mocno Jay'a, aby w razie strzału, móc go od siebie odepchnąć.

- Nie mogłem pogodzić się z faktem, że ty, winowajca śmierci twojej matki żyje sobie najlepszym życiem, gdy ja zostałem sam, skazany na cierpienie do końca życia. To musi się zmienić. Ale zrozumiałem, że twoja śmierć nic mi nie da. Dlatego postanowiłem odnaleźć twoich przyjaciół i zabić ich. Abyś cierpiał jeszcze bardziej. Cierpiał tak bardzo, jak cierpiałem ja.

Nie rozumiałem ani słowa. Jego monolog nie miał żadnej spójności, żadnego głębszego sensu, nie miałem pojęcia o co do cholery tu chodzi.

- To nie przeze mnie mama nie żyje... - szepnąłem cicho. - Ty wybrałeś sobie mnie, jako worek na odreagowanie. Nigdy mnie nie kochałeś. Kochałeś mamę, ale-

- JESTEŚ ZABÓJCZO PODOBNY DO MATKI. TO MNIE NAJBARDZIEJ BOLAŁO. Żyjesz pełnią życia, a ja dalej nie mogę się z tym pogodzić. Dlatego musisz w końcu poczuć ból, jaki ja czułem przez ostatnie lata. I mam nadzieję, że on cię nie opuści już nigdy. Aż do śmierci.

- O czym ty mówi-

Strzał.

Nya POV

Odkąd Harumi ze mną zamieszkała wszystko układało się wspaniale. Stałyśmy się nierozłączne i byłyśmy bardzo blisko.

Okazało się, że mamy jeszcze więcej wspólnego niż myślałam. Te same ulubione piosenki, te same ulubione filmy, identyczne plany na tatuaże, czy na przyszłość. Czułam, że odnalazłam swoją bratnią duszę.

Jednak nie mogłam pozbyć się z głowy tego, że chciałabym czegoś więcej. Bałam się jednak, że to zniszczy nasze dotychczasowe relacje, czego bardzo nie chciałam.

Oglądałyśmy właśnie kolejny odcinek naszego ulubionego serialu. Zajadałyśmy chrupki czekoladowe, rozmawiając, kto naszym zdaniem powinien umrzeć w następnym sezonie. Nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.

- Otworzę - powiedziała Harumi, wstała i pobiegła w stronę wyjścia.

Rumi otworzyła drzwi, ale nikogo tam nie zastała. Spojrzałam w jej kierunku, a ona tylko stała i patrzyła się w dół.

- Rumi, wszystko w porządku? - zapytałam zaniepokojona.

- Lepiej... Lepiej będzie jak tu podejdziesz.

Wstałam, zaczynając się stresować. Od kilku dni dostawałyśmy tajemnicze listy od anonima, w których za każdym razem zapowiadano nam śmierć. Po czasie się przyzwyczaiłyśmy, bo żadna z przepowiedni się nie sprawdziła. Jednak teraz naprawdę zaczęłam się bać, gdy zabaczyłam na wycieraczce pudełko, z czerwonym napisem ,,wasz czas się zbliża. jego szczególnie".

Nici z policji, bo w naszej okolicy monitoringu nie było, a listy nie były oznaczkowane ani podpisane.

Kai radził mi, abyśmy poszły zamieszkać do Skylor, abyśmy były bezpieczne. Niestety Skylor była u dziadków i nie była w stanie nam pomóc. Zostałyśmy skazane na siebie.

Wzięłam niepewnie paczkę i wniosłam ją do środka. Harumi stwierdziła, że to głupi pomysł, ale moja ciekawość dała o sobie znać. Otworzyłam pudełko.

W środku było kilka zdjęć. Z horrorów wiedziałam, że nie świadczyło to niczego dobrego. Drżącą ręką podniosłam fotografie.

Wszystkie zdjęcia przestawiały chłopaków na wycieczce. Były to zdjęcia z ukrycia.

Pierwsze przedstawiało Kai'a i Cole'a palących na balkonie. W tle było widać Jay'a rozmawiającego z Zane'm i Lloyd'em.

Drugie ukazywało Jay'a płaczącego na tarasie, a obok niego siedzącego smutnego Cole'a. W oknie wyżej widoczny był Lloyd.

Trzecie zdjęcie przedstawiało chłopaków w muzeum, rozmawiających o czymś.

Na czwartym zdjęciu widać było całą grupkę w klubie.

Co najgorsze: na każdym zdjęciu Lloyd był zaznaczony czerwonym kółkiem.

Ktoś go śledził.

Szybko wstałam i wykręciłam numer do Kai'a. Modliłam się, aby nie był najebany.

- Halo? Kai?

- NYAAAAAAA!!!!! SZO TY CHCESZZZ?????

Był kurwa najebany.

- Kai musisz wysłuchać mnie uważnie. Jest tam obok ciebie Lloyd?

- A WIESZZZZ, ŻE JESTEŚMY Z LLOYD'EM RAZZZEEEM????

- Świetnie, Kai, ale nie mamy teraz na to czasu - w głębi duszy naprawdę mnie to ucieszyło, ale byłam zbyt zestresowana, by zdać się na coś więcej. - Lloyd jest na celowniku.

- Co? Co ty mówiszzz?

- Dostałyśmy paczkę ze zdjęciami, Lloyd na każdym zdjęciu jest zaznaczony, ktoś was obserwuje i robi wam zdjęcia, jesteście w niebezpieczeństwie.

- Nya, ja-

Nagle urwał w połowie zdania, a ja w słuchawce usłyszałam dźwięk dwóch strzałów z broni palnej. Zamarłam. Zbyt dobrze znałam ten dźwięk.

- Kai? KAI ŻYJESZ? CO SIE STAŁO, KAI?!

W słuchawce rozległy się krzyki i panika wśród ludzi.

- WIDZIELIŚCIE GDZIEŚ COLE'A I JAY'A?! - wrzasnął Kai do kogoś z tłumu. - JA PIERDOLĘ! - automatycznie jego głos wydawał się o wiele bardziej trzeźwy niż kilka sekund temu. - Nya, muszę kończyć, odezwę się później. Ktoś strzelił na dworze, niedaleko hotelu.

- Kai, nie rób nic głupiego, nie wychodź na dwór-

Kai rozłączył się i zapadła cisza.

Przypadek? | Bruise | WaterJade |GreenflameWhere stories live. Discover now