Mężczyzna, którego teleportowałam bezpośrednio do mojego pokoju, leżał bez ruchu na łóżku, w białej jak śnieg pościeli. Od jego wychudzonego ciała dochodziła nieprzyjemna woń, ale praca w chlewiku i w pieczarkarni nauczyła mnie pokory. W końcu pochodziłam ze wsi. Mój głos miał mu pomóc wyrwać się z koszmaru, ale nie zauważyłam żadnej reakcji, więc pozostawało czekać. Zaczęłam od "Aniele Boży", a teraz kończył mi się repertuar.
— Czasami modlitwa jest najskuteczniejszym zaklęciem, niezależnie od tego, do jakiego bóstwa jest skierowana. Warto próbować, tym bardziej że Kaszubi to bardzo wierzący naród — powiedziałam szeptem.
Nie miał widocznych śladów na ciele, ale jego dusza wiła się z bólu. Który to był patronem chorych i inwalidów, Święty Roch, czy Rafał? Skleroza, no. Ocierając twarz Daniela wilgotnym ręcznikiem, zastanawiałam się jeszcze nad Litanią do Wszystkich Świętych i przypominałam sobie jej słowa. Zamiast tego zanuciłam cicho...
"Cëchô noc, swiętëchnô noc. Bożi Syn smieje sę. Miłi gowôr z gąbczi je czëc, ters ju lepi nóm będze żëc. Jezus sę naj urodzył, Jezus sę naj urodzył."
Przy ostatniej zwrotce kolędy, Wilkołak zaczął sapać, wzdychać i jęczeć, aż popłynęły mu łzy. Jego klatka piersiowa opadała i unosiła się nieregularnie, w spazmach, a mięśnie drżały.
— Po co mi to wszystko, przecież ja nie mam duszy — powiedział.
Lekko rozchylił powieki i chyba mnie rozpoznał. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, usiłowałam go objąć, przytulić, choć był dosyć szeroki w ramionach. Poczułam, że zaciska mi na plecach dłonie, jego ciało walczy ze skutkami długotrwałego letargu. Nagle wstrzymał oddech i odskoczył ode mnie na drugi koniec pokoju, przewracając krzesło. Z szaleństwem w oczach porażonych jasnością dnia rozglądał się po pokoju i przytrzymywał parapetu. Wilkołaczy organizm i tak radził sobie lepiej niż ludzki.
— Ty zdradziecka elfia k*rwo! — wrzasnął, wykrzywiając usta i marszcząc nos.
— Daniel, tylko spokojnie — powiedziałam stanowczo.
Wyszczerzył zęby i zawarczał: — Gdzie ja jestem?
— Wyciągniemy cię stąd. — Wstałam z podłogi. — Proszę, bądź cicho, bo nas usłyszą.
— Zejdź mi z drogi, bo cię zabiję i urwę ci łeb! Śmierdzisz jak oni! — Daniel okręcił się narzutą i zastygł przygotowany do skoku i ucieczki. — Mało wam mojej krwi? Co tym razem kombinujecie?
Wyciągnęłam w jego stronę rękę jak do przestraszonego zwierzaka. Waliło brudnym psem na kilometr, ale przecież to nie był argument w rozmowie dwojga dorosłych ludzi. Albo Czarownicy i Wilkołaka.
— Nic ci nie zrobię. To ja, Kasia. Zaraz zejdziemy do samochodu, wyjedziemy stąd i będziesz bezpieczny. Nie rób nic pochopnie.
— Wszystko tutaj śmierdzi elfią pychą, a ty cuchniesz jak ich własność — warknął, ale nie uciekał. — Nie zdążyłem wyjechać na dobre, a ty już się z nim pieprzysz. Mogłem się po tobie spodziewać, po tym, co odstawiłaś pod cerkwią!
Rozkosznie prawdziwe, choć trochę nielogicznie. Chociaż w sumie, z drugiej strony...
— Znaleźliśmy cię prawie po miesiącu! — Zachowanie spokojnego tonu było coraz trudniejsze.
Myślałam, że faktycznie spociłam się pod tą poliestrową peleryną niewidką, więc wciągnęłam delikatnie powietrze. Nie, to zdecydowanie nie był czas na rozmowy o moich deklaracjach uczuciowych, zawodach miłosnych i wzajemnym zaufaniu. Uratował mnie dźwięk otwieranych drzwi i do pokoju wszedł lekko, z gracją, nasz wybawca Marek.
YOU ARE READING
Kaszubska Czarownica [wolno pisane]
Fantasy+18 [Romans/Satyra/Przygoda/Urban fantasy] [okładka wykonana przez @Anna_Sand jest nagrodą w konkursie walentynkowym @Smocze_Bractwo] Świat gdzie fantastyczne istoty żyją w harmonii, stał się jedną z legend. Czy można włożyć ją pomiędzy bajki? Na Ka...