Rozdział 2

727 71 45
                                    


Larysa

Weszłam do gabinetu ordynatora, a on zamknął za mną drzwi i wskazał na krzesło, bym usiadła. Jeszcze nigdy nie byłam u samego szefa. On sam również mnie nie wzywał. Zazwyczaj łapał mnie na korytarzu, a wszystkie obowiązki, które miałam do wykonania, zawsze przekazywała mi Matilde. Traktowałam ją jak swoją szefową, z małym dodatkiem, bo naprawdę bardzo się lubiłyśmy.

– Więc miałaś urlop, dobrze pamiętam? – zapytał, kiedy siadał w swoim fotelu obrotowym.

Powiodłam wzrokiem po korkowej tablicy, która była cała wypełniona kartkami, kalendarzami i różnymi tabelkami.

– Tak, proszę pana. – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Miałam wrócić dopiero w przyszłym tygodniu, ale rano do mnie zadzwonili, że jestem potrzebna.

– Tak – rzucił pospiesznie i lekko zmarszczył brwi. – Widzisz, Emily, przyjęto na oddział wyjątkowo ważnego pacjenta, którego musimy zatrzymać tutaj za wszelką cenę. – Zerknął na mnie wymownie.

Zastanawiałam się, kim jest ta osoba, przez którą zapewne szef nie śpi. Podejrzewałam, że ordynator złożył jakąś obietnicę, albo dostał niemałą sumę, za przyjęcie tej osoby.

– Jest on także bardzo… – Popatrzył gdzieś za mnie, jakby szukał na ścianie słów. – Arcytrudny.

– Arcytrudny? – powtórzyłam, powstrzymując się od parsknięcia.

Pierwszy raz słyszałam, żeby ktoś opisywał w ten sposób inną osobę.

– Chciałem ująć zachowanie pana Gattiego w odpowiednie słowa – odchrząknął. – Ale skoro wolisz szczegółowy opis, to odkąd żyję, nie spotkałem bardziej upierdliwego, zepsutego, impulsywnego i złośliwego mężczyzny, od pana Lorenzo.

Pomyślałam, że biedny z niego facet. Ludzie na starość robią się zrzędliwi. Pamiętam swoją babcię, która zmarła już jakieś dziesięć lat temu. Dopadło ją to samo…

– Rozumiem – odparłam niepewnie i zmarszczyłam brwi. – Jak mam pomóc? Podejrzewam, że wykonanie masażu panu Lorenzo, nie sprawi, że pokocha to miejsce.

– Nie chciałbym cię urazić, ale może od czasu do czasu poślesz mu jakiś szczery uśmiech, miło do niego zagadasz… – Patrzył na mnie uważnie. Badał moją reakcję i to, czy nie przesadził. – W ten sposób może zgodzi się na ćwiczenia, które pomogą w zrośnięciu się tkanek brzusznych w prawidłowy sposób. Jeżeli on nie zacznie współpracować, może odczuwać tego skutki do końca życia.

– Po jakiej operacji jest pan Gatti?

– Przeszedł operację brzucha – wyjaśnił. – Został postrzelony.

Przytaknęłam jedynie. Ordynator, zamiast kontynuować, przechylił głowę na bok, będąc zaskoczonym moim spokojem. Szybko zdałam sobie sprawę, że przecież nikt nie wie, iż o strzelaniu i zabijaniu słyszałam od najmłodszych lat, a broń walała się po domu jak cukierki.

Myślę, że gdyby teraz któryś z pacjentów zacząłby biegać po oddziale z bronią, ze stoickim spokojem i bez siania paniki schowałabym się w którejś z sal i zadzwoniła do ochrony.

– Och, został postrzelony? – Otworzyłam szerzej oczy, udając, że dotarło do mnie po chwili. – To straszne.

– Jakiś złodziej napadł go, okradł i postrzelił. – tłumaczył, kiedy odwrócił ode mnie wzrok.

– Trzeba uważać na każdym kroku. – Pokręciłam głową.

– Gdyby na przykład pan Gatti zaproponował ci kawę, będę prosić, byś na nią przystała.

Rozpalasz we mnie wszystko | Zakończone Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz