Rozdział 4.

2 1 0
                                    

Rozdział 4.
Powstaje film o naszym salonie.. raz szybciej, raz wolniej.
Michał naprawdę zna się na rzeczy i myślę, że dzięki temu, będziemy musiały rozejrzeć się za jeszcze jedną fryzjerką. Niedługo ma zmontować całość i nam pokazać.
Oprócz tego powstaje również film dla Zuzy i jej przyszłego męża na prezent ślubny. W tajemnicy przed wszystkimi, Michał wciąż zadaje mi różne pytania o ich związek, pokazuję mu miejsca, do których lubili i wciąż lubią chodzić, dzięki temu nawiązuje się między nami przyjacielska więź. Zupełnie jak z jego siostrą, ta rodzina ma coś po prostu w sobie.
Już nigdy to, co wtedy w naszym salonie się między nami nie wydarzyło i dobrze. Powinny nas łączyć czyste relacje, a nie jakieś dziwne domysły.
Michał ma już nagraną część wypowiedzi ich przyjaciół, rodziców, swoją własną. Mówi, że niewiele zostało do zrobienia, poza montażem.
Zaraz po Wielkanocy, Michała poznaje moja córka. Oczywiście przyprowadziłaby najchętniej całą klasę, ale Michał jest mistrzem odmowy, i udaje mu się ją powstrzymać, co nie znaczy, że nie próbuje. Wpada do naszego salonu, częściej niż kiedykolwiek, w nadziei, że go tu zastanie i jakoś jej się nie udaje.
Umawiamy się na majówkowy wypad za miasto. Na całe szczęście nasz salon w tych dniach nie pracuje, więc... no cóż. Nam też należy się odpoczynek.
Zuza chce zostawić dzieci u rodziców, albo teściów, ale wszyscy są już poumawiani. Widzę rozczarowanie w jej oczach.
– To miał być taki mini miesiąc miodowy. A raczej tydzień – buczy. – Potem do samego wesela już nie nadarzy się okazja, aby odpocząć.
To prawda... wesele w lipcu. Zuza ma miesiąc wolnego, bo jadą na wycieczkę do Hiszpanii, ale z dziećmi. Jak wtedy mają pobyć sam na sam?
– Wiesz co – oświadczam w końcu – ja zostanę z bliźniakami, a wy pojedziecie.
– Nie żartuj, nie ma mowy!
– Nie żartuję. Ja mam urlop w czerwcu, potem lipcu, i tydzień w sierpniu... ja sobie odpocznę. I ja nie mam małych dzieci. Zrób to dla mnie – przekonuję ją.
– Ale...
– Ale żadnego ale i już. Jakby co, Sara mi pomoże.
No akurat, myślę sobie. Już się umówiła pod jakieś namioty. Namawiała na wyjazd Michała, ale odmówił, jak wszystkiego. Na majówkę ma wyskoczyć do Warszawy, zobaczyć czy wszystko w porządku z jego mieszkaniem, którego dogląda przyjaciel.
No właśnie, jeszcze z Sarą muszę pogadać na temat antykoncepcji. Niedługo będzie w wieku, w którym ja z jej tata już szalałam... I to się skończyło nią. Nie mogę pozwolić, aby i ją to spotkało.
Zuza jeszcze oponuje, wyciąga wszystkie za i przeciw, aż pod koniec dnia wpada jej mąż i zaczyna mnie obejmować z radości.
– Będę u was pierwszego, razem z moją walizką – ucinam dalsze dyskusje. Jak całe to wariactwo związane z ich ślubem i jego organizacją się skończy, też pojadę gdzieś odpocząć.
Na ten rok nawet nie planowałam wycieczki za granicę. Po pierwsze, ze względu właśnie na wesele Zuzy, bo nigdy nie wiadomo było co wypadnie, po drugie dlatego, że moja córka na miesiąc jedzie do Anglii, a potem na dwa tygodnie z ojcem do Bułgarii. Mi wystarczy odpoczynek w domu.
Wynajęliśmy miejsca w hotelu pod Oleśnicą, w województwie dolnośląskim. Blisko jeziora, hotel pięciogwiazdkowy, z wszelkimi udogodnieniami. Miała z nami jechać jeszcze jedna koleżanka, ale już się wykruszyła, poznając kolejnego faceta. Ta to ma dobrze, myślę sobie.
Teraz ja odpadam, bo naprawdę... kocham bardzo moją przybraną siostrę i brata, ale będę się czuła jak piąte koło u wozu, jadąc tylko z nimi. Zostanę więc w domu.
Na trzy dni przed planowanym wyjazdem zaglądam do domu Zuzy, bo koniecznie chciała mi pokazać gdzie co ma, jakbym tego sama nie wiedziała. Znam ten dom prawie tak dobrze, jak swój. No, ale matka się martwi, nic na to nie poradzę.
Po ósmej wracam do mieszkania, a pod drzwiami do klatki zastaję... takiego jednego, co się do mnie przyczepił.
Przyłazi czasem... w salonie mnie zagaduję, aż już ostrzegłam Zuzę, że przestanę go zapisywać. Czuję się niekomfortowo w jego obecności, a sztuczne komplementy, które mi sprawia, przyprawiają o zniesmaczenie.
Jest ode mnie straszy, jest starym kawalerem, który wciąż mieszka z matką. Poszłam z nim kilka razy na kawę, bo... zwyczajnie trochę było mi go żal, i stwierdziłam, a nóż może coś drgnie w moim sercu, jeśli się bliżej poznamy. No, ale nie drgnęło, wręcz przeciwnie. Kiedy go słuchałam chciało mi się wyć, że można aż tak nie zainteresować kobiety.
Prosiłam go tyle razy... nie przychodź, nie nachodź mnie. Mówiłam tyle razy, że nic nas nie połączy. Kłamałam nawet, że być może wrócę do eks męża ze względu na córkę, ale dowiedział się, że kłamię i wtedy wystraszyłam się nie na żarty. Pomyślałam sobie, że pewnie mnie śledzi albo coś. Zuza mówi, że przesadzam... I rzeczywiście przez pewien czas już miałam spokój. Nawet na strzyżenia się nie zapisywał. A teraz: stoi pod moim blokiem. No ja pierdolę.
Rozglądam się. Jest dość ciemno, ale uliczki na naszym osiedlu są dobrze oświetlone. Ludzie jeszcze się pałętają... w razie czego mam szansę krzyczeć i ktoś mnie uratuje. Chwytam telefon w kieszeni kurtki mocno, aż czuję, jaką mam spoconą dłoń ze stresu albo strachu.
No, ale muszę wejść do domu, to mnie nie ominie.
Robię krok do przodu, ale ktoś mnie chwyta za ramiona, aż omal nie mdleję. Chcę się zamachnąć i walnąć go torebką, ale w porę spostrzegam, że to Michał. No ludzie świata. Zabiłabym go.
– Ej, Monia!
– No matko! Czemu mnie straszysz!
– Nie sądziłem, że się wystraszysz, kiedy... – przerywa i patrzy na mnie podejrzliwie. – Czemu właściwie jesteś taka przestraszona?
Wywracam oczami i wskazuję głową na klatkę, pod którą wciąż stoi mój wielbiciel.
– Aha. Boisz się go?
– Oj, nie boję się. Ale czuję się niekomfortowo, jest późno i ciemno...
– Dobra, idź, ja tu zaczekam.
Uśmiecham się.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Jak tylko kiwnie palcem w twoją stronę, to mu go połamię.
Od razu robi mi się lżej i raźniej, kiedy wiem, że jest tuż obok ktoś znajomy. Wciągam powietrze i udaję się do domu.
Udając zaskoczenie, witam się z Jerzym – Jurkiem. Już samo imię powinno mi powiedzieć, że nic z nas nie będzie, a ja głupia dałam mu nadzieję idąc z nim na kawę.
Rozmawiamy minutę, która dłuży się jak wieczność, po czym Jerzy pyta czy wpuszczę go do środka. Dokładniej – czy może wejść ze mną.
– No... nie bardzo, dopiero z pracy wróciłam. I zresztą... – dodaję. – Po co? Między nami nic nie ma.
– To tylko kawa – przekonuje, jak zawsze.
– Właśnie od tej kawy niepotrzebnie się zaczęło. Znajdź sobie kogoś... lepszego, innego. Po prostu zapomnij o mnie.
Jureczek nie daje za wygraną, a kiedy chcę otworzyć drzwi do klatki, zamyka je i przed nimi staje.
– Co jest ze mną nie tak? – pyta.
Wszystko, mam ochotę powiedzieć, ale daruję sobie i zresztą, nie zdążam się odezwać, bo pojawia się Michał.
Obejmuje mnie ramieniem i całuje w głowę.
– No, kochanie, myślałem, że nie zdążę – odgrywa przedstawienie, co mnie nawet cieszy. Może Jurek w końcu dostrzeże, że nie ma u mnie szans.
Patrzy zszokowany. A co on sobie myślał, że jestem jego własnością, czy co?
Chociaż... powiedziałam mu kiedyś, że nie chcę mieć nikogo, a teraz, tuż obok mnie wyskakuje inny mężczyzna.
– Pan do ciebie? – zadaje pytanie Michał.
– Oszukałaś mnie – szepcze zraniony, ale dla mnie to bardziej brzmi jak... Żal psychopaty i zaczynam się denerwować.
Odwracam się do drzwi, aby ponownie je otworzyć.
– Nie oszukałam i niczego ci nie obiecałam – rzucam nie patrząc w jego stronę. – Nie pasujemy do siebie i tyle.
Wchodzimy do środka, zostawiając Jurka na zewnątrz. Bez słowa, bez pożegnania, bez wyjaśnienia. Nie jestem zresztą dzieckiem, żebym musiała mu wyjaśniać czy z kimś sypiam, czy nie.
Tuż przy windzie opieram się o ścianę, przymykam oczy i zaczynam oddychać.
– Ej, Monia, w porządku?
– T-tak... tak, już...
– Kurwa, może powinienem był mu coś powiedzieć. Żeby się odpieprzył czy coś.
– Nie, on... raczej jest nieszkodliwy. Po prostu... nie lubię takich sytuacji. – Zamyślam się na chwilę i spoglądam na torbę prezentową Michała. – A ty co tu właściwie robisz?
Uśmiecha się zabójczo tymi wielkimi ustami, aż chciałoby się...
Natychmiast odpędzam tę myśl.
– Album przyniosłem... i wino w podziękowaniu.
– No dobrze, to chodź – zapraszam go i tak sobie myślę, że jeśli jest moja córka pewnie oszaleje z radości.
Ale jej nie ma.
Spoglądam na grafik jej zajęć, który wisi na lodówce. Nie ma dzisiaj angielskiego, ani nic. Noż kurwa, tyle razy ją prosiłam, żeby chociaż SMS-a pisała. Przecież niczego jej nie zabraniam, chcę tylko wiedzieć, gdzie jest.
– Poczekaj chwilę... zadzwonię do Sary – proszę Michała, gestem wskazując, żeby wszedł do salonu, a sama zaszywam się w kuchni.
Jest u Magdy, koleżanki z klasy. Planują majówkę. No i, nie można było tak od razu? Głupią wiadomość napisać?
– To o której będziesz? Bo kolację wzięłam w chińczyku.
– Mamo później. Antek mnie odprowadzi. Przepraszam i zjedz dzisiaj sama – rzuca w pośpiechu i się rozłącza.
Wyciągam pudełka z jedzeniem na wynos, włączam piekarnik, aby je podgrzać, wyciągam z szafki dwa kieliszki do wina i z korkociągiem zanoszę do salonu.
– Lej. Zjesz ze mną? – pytam.
– Skąd wiedziałaś, że jestem głodny? – pyta, ale uśmiecham się tylko. Zgadłam. Nie dla niego miała być ta kolacja, ale co zrobię? Samej w towarzystwie jeść nie wypada.
Siadam na kanapie, chwytam za hojnie wypełniony kieliszek i upijam spory łyk. Nie przepadam za winem, ale to jest naprawdę wyśmienite. Biorę butelkę w dłoń.
Ja pierdolę, rocznik dwutysięczny szósty. Za bardzo się nie znam, ale wiem, że im wino starsze tym lepsze i... droższe.
– Kurwa, ile kosztowała ta butelka?
Michał się śmieje.
– A nic. Dostałem w prezencie za reklamę.
A, no tak. Już zapomniałam kim jest. O wiele łatwiej byłoby mi gdyby był mechanikiem samochodowym, albo strażakiem, a tymczasem jest influencerem, jeśli taki zawód w ogóle istnieje.
– No to co, album ci już niepotrzebny?
Chwyta go ze stolika i głaszcze po wierzchu delikatnym gestem, jakby był dla niego tak samo ważny, jak dla mnie.
– Wszystko, co chciałem zmontować już zmontowałem. I tak sobie pomyślałem... że nie mam jeszcze twojej wypowiedzi. Więc...
– A ja też muszę? – pytam. – Krępują mnie takie rzeczy, zacznę się jąkać i nic z tego nie będzie.
Michał wskazuje dłonią na wino.
– Właśnie po to wziąłem rozluźniacz.
A to lis, myślę sobie. Po chwili słyszę dźwięk piekarnika, więc wychodzę do kuchni, i przynoszę nam kolację.
– A ten gość... z dołu...
– To moja pomyłka. Ale on tego nie rozumie. Czasem przyłazi. Już długo go nie widziałam.
– Wyglądałaś naprawdę na przestraszoną.
– Oj, a co on mi może zrobić? Za cienki w uszach. Nie byłam przestraszona tylko zdenerwowana, że po raz kolejny ta sama śpiewka, która nie dociera. Nie mogłabym z nim być, ani spać, ani nic. I żałuję, że kiedykolwiek dałam się namówić na kawę wiedząc niemal od początku, że to nie to – wyjaśniam.
Jemy w milczeniu, popijając wino. Przyjemnie mi, nie powiem. Powinnam w końcu kogoś znaleźć, z kim mogłabym spędzać takie wieczory. Potrzebuję tego.
– To... nie spałaś z nim?
Wywracam oczami. Jak on może o coś takiego pytać?
– Moja cipka nie autobus, że zatrzymuje się na każdym przystanku przed byle pierwszym lepszym Mietkiem z ulicy – odpowiadam nieco urażona.
– Nie to miałem na myśli.
– No to nie spałam. Skąd to pytanie?
Odstawia puste pudełko i chwyta za kieliszek, po czym patrzy mi w oczy.
– Mężczyźni dużo mniej rozumieją „nie”, kiedy najpierw się z nimi prześpisz, a potem nagle stwierdzisz, że to nie to. Po wspólnej nocy, mają większe nadzieje.
– No, a tu wspólnej nocy, a nawet wieczoru nie było – kwituję. Przyglądam mu się spod oka. – A skąd wiesz? Sam masz takie doświadczenia?
– Akurat, że nie. Mój fiut też się oszczędza, nie otwieram wszystkich zamków jednym kluczem.
Parskam śmiechem na to trafne porównanie, i zastanawiam się, czy mówi prawdę. Jest tak znany, że pewnie miał kolejkę kobiet. Miał i ma. No, ale co mnie to właściwie obchodzi? Jest młody, powinien korzystać z życia. Ja w jego wieku, już prawie byłam po rozwodzie.
– To.. może chcesz zobaczyć, co już mi się udało nagrać na prezent dla siostry?
Klaszczę w dłonie przejęta.
– Jasne. Dawaj.
– A masz może projektor?
– Ja? Ja nie umiem Netflixa odpalić. Nie mam. Włączaj na telefonie – rozkazuję i Michał wyjmuje komórkę z kieszeni.
Przysuwa się do mnie i włącza film, który ma niespełna sześć minut.
Jestem podekscytowana jak na pierwszej randce. Wiem, że Zuzie to się spodoba, jak nic innego.
Piękne. Po prostu wzruszające. Te zdjęcia, ich wspólna droga, jak się poznali. To wszystko Michałowi opowiedziałam. Wypowiedzi ich rodziców, jego samego, nawet dziewczyn z salonu, choć nie wiem, kiedy je nagrywał. Oglądam z przejęciem, aż z przykrością stwierdzam, że jest koniec.
Spoglądam szklanym spojrzeniem na Michała.
– Cudowne. Idealne – szepczę łamiącym się głosem. Ah, żeby ktoś kiedyś coś takiego zrobił dla mnie.
Michał wyciąga dłoń do mojego policzka. Delikatnym gestem zakłada za ucho wiszący kosmyk włosów. Muska mnie opuszkami... aż zaczynam wrzeć. Takich czułości w życiu wielu nie miałam.
Wpatrujemy się w siebie i Michał przysuwa twarz do mojej. Jestem zaskoczona, ale i ciekawa, podniecona, aż zaczynam szybciej oddychać. Ja pierdolę, pocałuje mnie, myślę sobie. Omiata mnie jego męski zapach i słodki oddech. Jesteśmy bardzo blisko, milimetry dzielą nasze usta kiedy...
Słychać z korytarza dźwięk otwieranych drzwi.
Odskakujemy od siebie jak para nastolatków przyłapanych przez rodziców podczas pierwszego seksu. Wszechświat puszcza nam oko. Nie chce, abyśmy się zbliżyli i całowali.
I dobrze. Ja też muszę... trzymać swoje żądze na wodzy. To, kurwa, brat mojej przyjaciółki. Jak ja w ogóle mogę tak pomyśleć?!
Dziewięć lat młodszy brat, dodaje cichutki głosik w mej głowie.
– Mamo! – krzyczy Sara i zaraz wpada do salonu. Na widok Michała omal nie przewraca się o własne nogi. Za nią wchodzi Antek, jej chłopak.
– Oż, kurwa! – wyrywa jej się.
– Sara no!
– Przepraszam, ale... to ty? – pyta Michała, na co ten zaczyna się śmiać.
– Tak to ja. Ale już pędzę, także pogadamy innym razem – rzuca i nie oglądając się za siebie, czyli na mnie, podrywa się z kanapy i chce wyjść.
– To pan? – pyta Antek. Sara daje mu kuksańca.
– Mówiłam ci!
– Tylko jedna fotka! – zatrzymuje Antek Michała i w końcu się zgadza prosząc, aby pozostała w jego galerii, żeby w social mediach nie wiedzieli od razu gdzie jest i po co tu jest.
Trochę mnie to bawi, ale mój mózg jest teraz zajęty czymś innym. Omal się nie pocałowaliśmy. Nie pierwszy raz chemia po prostu się między nami zrodziła. Nie pierwszy raz byliśmy tak blisko.
Ale musi być ostatni. Po prostu musi. To nigdzie nie zmierza, a ja powinnam się opamiętać. Moja cipka od dawna błaga o to, żeby ktoś się nią zajął, ale na Boga, nie on! Brat mojej przyjaciółki... To tak jakby mój brat.
Michał wychodzi, a ja zajmuję się sprzątnięciem kieliszków i opakowań po jedzeniu. Antek też żegna Sarę, która wchodzi za mną do kuchni. Staje w drzwiach i opiera się o futrynę. Już widzę w jej oczach to pytanie.
– Mamo... A co Michał tu robił? Tak późno?
Spoglądam na zegarek. W pół fo dziesiątej. Nie ma przecież środka nocy.
– Jeszcze nie ma dziesiątej.
– No, nieważne, ale jest ciemno.
Wzdycham i stwierdzam, że lepiej powiedzieć jej „coś” niż kwitować milczeniem jej pytanie, żeby wyobraziła sobie bóg wie co.
– No... dobrze powiem ci, ale to musi zostać między nami.
Sara patrzy podejrzliwie, ale w końcu siada przy stole i czeka.
– Bo Michał robi prezent dla Zuzy – zaczynam, tak, żeby nie do końca skłamać. Robi prezent, i przyniósł mi album, ale mam wrażenie, że przyszedł tu po coś innego. Albo to moje urojenia, nie wiem.
Sara jest zachwycona moja opowieścią. Przez kolejną godzinę muszę jej wszystko opowiedzieć, aż jestem tak zmęczona, że nie mam siły iść się wykąpać.
– Mamo, a może ja też mogę się wypowiedzieć? W końcu to moja ulubiona ciocia.
Pewnie tak, myślę sobie.
– Zapytam go.
Sara całuje mnie w policzek i znika w pokoju.
A ja... no cóż, muszę pomyśleć.
W ludziach drzemią instynkty i żądze, które czasami niełatwo zatrzymać. A ja... po prostu potrzebuję bliskości. I to jest powód – Michał jest blisko. Od dawna żaden mężczyzna nie okazywał mi swojego zainteresowania w taki sposób, żeby mi się to aż tak spodobało. A ja nie powinnam dać się ponieść emocjom. Nie, i chuj. To brat...
Eh.

Tysiąc różWhere stories live. Discover now