Rozdział 20

309 23 0
                                    

Rozdział 20


Violet

W niedzielny poranek poczułam gorycz i ucisk gdzieś w klatce piersiowej. Moje ciało już sygnalizowało stres związany z powrotem do miasta. Nienawidziłam powrotów. Zawsze miałam poczucie, że muszę zostawić cały ten beztroski, przyjemnie spędzony czas wyjazdowy i wrócić do szarej, przybijającej rzeczywistości oraz obowiązków.

Marcus wydawał się obojętny, jak zwykle. Jemu nie robiło różnicy, gdzie się znajdowaliśmy. Wakacje nad morzem czy rok szkolny w Londynie. To było bez znaczenia. On jakoś tak nie rozdzielał tego wszystkiego. Po prostu akceptował, że coś się zaczyna i coś się kończy. Zazdrościłam mu tego podejścia.

Z rana spakowaliśmy swoje torby, by po śniadaniu móc korzystać jeszcze z uroków Deal i nie zaprzątać sobie głowy pakowaniem tuż przed wyjazdem. Po posiłku udaliśmy się na przechadzkę po plaży. Nasz plan zakładał spokojny spacer wzdłuż wody aż do lokalnego portu, jednak my to my. Nie mogło być za spokojnie. Co chwila wynajdowaliśmy sobie nowe atrakcje. Obrzucanie się piachem, wpychanie do wody, chlapanie, zaczepianie dzieciaków bawiących się przy brzegu, ranking wakacyjnych stylizacji przechodniów. A nawet opowiadanie głupawych historii i śpiewanie, a raczej wydzieranie się i fałszowanie w rytm najbardziej żenujących numerów nadchodzącego lata.

Dotarliśmy po dłuższej chwili do przystani. Oglądaliśmy sobie jachty, łodzie i zwykłe, stare tratwy. Marcus się fascynował maszynami, ja ceniłam sobie design tych nowych i drogich, ale reszta nie specjalnie mnie interesowała. Podeszliśmy sobie w pewnej chwili do zatoczki z samymi wielkimi jachtami. Chyba były prywatne, chyba na pewno, bo mocno wyróżniały się na tle innych. Ciekawiło mnie, jaki człowiek mógłby pozwolić sobie na taki zakup... ale moje rozmyślanie niczemu się nie zdało. Odpowiedź dostałam szybciej niż bym chciała.

- Och, nie... nie, nie, nie... - pisnęła stłumionym głosikiem Clarice.

- Co? – Skrzywiłam się, nie wiedząc czego się spodziewać.

- Chodźcie! Wracamy! – wołała wyraźnie spanikowana.

- Ale co? – Usiłowałam odnaleźć wzrokiem obiekt, przed którym dziewczyna tak uciekała. Zauważyłam największy, biało-złoty i aż kipiący od luksusu, jacht. Zwróciłam głowę z powrotem ku brunetce.

- Jacht mojego ojca – wyszeptała płaczliwie. – Ruszcie się, błagam!

Z otwartymi ze zdziwienia ustami ruszyłam za nią, uciekając w popłochu. Odważyłam się jeszcze na chwilę obrócić ku łodzi. Nikogo tam na szczęście nie widziałam.

- Twój stary ma jacht?! Jebany jacht?! – Nie dowierzał Marcus.

- Co się dziwić. Ma też pałacyk, kucharzy, obsługę, kolekcje aut, limuzynę z kierowcą i ochroną dla Clarice, jakąś firmę, co nikt nie wie, czym się w sumie zajmuje... może mieć też jacht. – Wzruszyłam ramionami.

- Ciszej bądźcie! Nie mogą nas tu zobaczyć! – panikowała, wciąż się oddalając.

- Ale nikogo tam nie widziałam. Twój stary miał być w delegacji, a nie kurwa nad morzem – burknęłam.

- Nie wiem, gdzie miał być. Delegacja może być wszędzie – mówiła. – Może być nawet tu, a może i nie. Może tutaj są tylko jego wspólnicy, którzy czasem pożyczają jacht. Widziałam jednego znajomego mężczyznę przez okno. Mam tylko nadzieję, że on nie zauważył mnie!

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now