26. ...i cię nie kocham.

4.5K 265 37
                                    

HOPE

- Nie ściągnąłeś ich? - pytam zaskoczona, gdy wsiadam do samochodu i zauważam, że wełniane kwiatki dalej wiszą na lusterku.

- Kojarzą mi się z tobą. - mruknął jedynie, gdy zaczął wyjeżdżać samochodem tuż za bramę. Zdecydowanie nie mogłam doczekać się naszej wycieczki do Palermo. Chciałam zjeść swoje ukochane pierożki i odwiedzić kwiaciarnię, spędzić więcej czasu z Lucy i dziewczynami z pracy.

- Nie są według ciebie...kiczowate?

- Może trochę. - parska. - Są jednak od ciebie, a ja przyjmę wszystko, co tylko mi dasz. - jego duża dłoń powędrowała na moje kolano, gdy westchnął przeciągle. - Dodatkowo, pachną tobą, a to mój ulubiony zapach.

- Każda by na to poleciała. - zaśmiałam się dość głośno.

- Co masz na myśli?

- My, kobiety, lubimy takie małe gesty.

- Zdziwiłabyś się, ale nie każda kobieta jest taka skromna. - odparł. - Na pewno nasza córka taka nie będzie, bo mam zamiar rozpieszczać ją do granic.

- I co? pewnie nie będzie mogła umówić się na randkę tak do...trzydziestki? - zażartowałam, ale Aspen odpowiedział bardzo poważnie.

- Otóż to, gdy będzie umieć trzymać kredkę w ręku, to podpisze mi na to papiery.

Zapowiadało się, że nasza podróż będzie na prawdę miła, ciekawa, a przede wszystkim zabawna.

________________________________________________

Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zaparkowaliśmy przed dobrze znaną mi budką z jedzeniem. Już z samochodu widziałam właścicieli lokalu, a ślinka ciekła mi na samą myśl o jedzeniu. Byłam uśmiechnięta już, gdy wjeżdżaliśmy do Palermo, podświadomie czułam, że właśnie to miasto jest moim prawdziwym domem. Dało mi schronienie, przyjaciół i nowy start.

Nigdy nie żałowałam wyjazdu z Rosji.

- Nie jedziemy od razu do mieszkania? - zapytałam z drobnym uśmieszkiem, gdy Aspen wyjmował kluczyk z stacyjki.

- Najpierw kupimy jedzenie, moi ludzie odstawią samochód pod twoje mieszkanie, a my zrobimy sobie spacer. - oznajmił patrząc na mnie wzrokiem pełnym czci. Musiałam przyznać, że lubiłam tę wersję Aspen'a. - Hope, idziesz?

Zanim ruszyliśmy w stronę budki, to mężczyzna wyjął z bagażnika wózek z gondolą, a ja wsadziłam tam córkę. Zbliżało się późne południe, więc okryłam Hazel kocykiem i sama na swoją sukienkę, zarzuciłam sweterek.

Gdy złapałam za rączkę wózka, została mi ona szybko odebrana, przez duże dłonie mężczyzny, które bardzo atrakcyjnie napinały się, gdy zaciskał pięści. Zaczęłam naprawdę lubić Aspen'a w roli taty, mimo tego, że nie do końca był dobrym człowiekiem, to wiedziałam, że moja córka nie mogła mieć lepszego ojca. Aspen już teraz kochał ją bezgranicznie, doskonale widziałam, jak ostrożnie się z nią obchodzi, a w nocy wstaje i dla świętego spokoju, sprawdza czy dziewczynka dobrze oddycha.

Pyszne zapachy niemal mieszały mi się w głowie i nie byłam głupia, więc wzięłam również porcję pierożków dla Lucy. Dbanie o kogoś, dawało mi poczucie spokoju, może to przez to, że nie chciałam, żeby ktoś czuł się tak, jak ja jako dziecko. Ja miałam tylko Nicolasa. Zazwyczaj, gdy szłam do sklepu, to kupowałam kilka sztuk danego produktu, tak, aby dla każdego starzyło i nikt, nie poczuł się urażony.

Taka już moja natura.

- Ależ to pachnie. - mruknął Aspen, gdy powoli przemierzaliśmy drogę w stronę mojego osiedla. - Po ostatnim, już rozumiem, dlaczego aż tak bardzo to uwielbiasz.

My Love, Hope 16+Where stories live. Discover now