Rozdział dwudziesty siódmy

410 40 14
                                    

                                                      Rozdział dwudziesty siódmy

                                                                          LUCILLE

Siedzę na krześle. Wokół mnie panuje ciemność rozproszona jedynie wątłym, pomarańczowym światłem bijącym z lampy stojącej przy regale z książkami. Spałam tylko dwie godziny i choć powinnam zdecydowanie bardziej odpocząć, to nie potrafię. Wciąż dręczą mnie koszmary, które wcale nie są wybrykiem wybujałej wyobraźni. To przerażające, pełne przemocy i strachu wspomnienia. Nie było sensu zamykać oczu i łudzić się, że tym razem odpuszczą. Zwlekam się z łóżka, owinęłam kocem i nie mając najmniejszego pojęcia dlaczego, postanowiłam pójść do pokoju, gdzie sofę zajmował Thoren. Siedząc przyglądam się mężczyźnie. Śpi na plecach i nadal nie ma na sobie koszulki. Zastanawiam się jak to możliwe, by był zdolny do tylu okrutnych rzeczy. Moja nierozsądna, osamotniona strona bardzo chce mu zaufać i poczuć odrobinę ciepła lecz rozum stanowczo zabrania jakichkolwiek kontaktów. Nie wiem co zrobię, ani jak dalej będzie wyglądała nasza sytuacja. To nie powinno jednak ciągnąć się w nieskończoność. Tylko do kogo mam wracać? Zostałam sama. W chwili gdy ukradłam kluczyki od samochodu i udało mi się wprawić koła w ruch nie planowałam wiele. Zależało mi na wyjechaniu z Skagway, na zostawieniu całego syfu za sobą. Czy wtedy wspólnota mogłaby mnie dopaść? Nie wiedzieliby gdzie przebywam. A może znaleźliby sposób? Są bezwzględni, o czym przekonałam się na własnej skórze. Wiem, że w tamtym momencie, kiedy Tony przyprowadził mnie do tego przedziwnego laboratorium moje życie wisiało na włosku i gdyby nie Thoren... Zaciskam zęby czując w piersi narastający ucisk, zupełnie tak jakby ktoś umieścił mnie w imadle i co chwilę podkręcał śrubę. Powoli przesuwam wzrok w kierunku Shadow, chcę czymś zająć myśli i pies wydaje się idealny. Zwierzak leży na prawym boku głośno chrapiąc. Podziwiam, nie. To złe słowo, zazdroszczę. Tak, to pasuje o wiele bardziej. Zazdroszczę mu spokoju. Zupełnie przypadkiem przesuwam spojrzenie dalej aż natykam się na sofę. Mężczyzna nie poruszył się ani o milimetr co tylko dowodzi w jak głęboki sen zapadł. Przyglądam się symetrycznej twarzy, na której widnieje kilka zadrapań, ciemnemu zarostowi, który niechlujnie porasta szyję. Szeroka, umięśniona pierś faluje przy każdym oddechu. Mam ochotę podejść bliżej, zająć choć skrawek sofy i przekonać się czy te maleńkie czarne włoski na jego klacie są tak miękkie na jakie wyglądają. Niespodziewana gorąc rozlewa się po całym moim ciele, gdy przyglądam się wyrzeźbionym mięśniom brzucha i wąskim biodrom, na których trzymają się szare dresowe spodenki. Nie przykrył się, koc wciąż leży na oparciu. Wstaję z miejsca i niepewnie robię krok w jego stronę. Wyciszając wyjący umysł sięgam po przykrycie i delikatnie okrywam nim Thorena. Ręce ma ułożone wzdłuż boków i gdy spoglądam na jego dłonie przypominam sobie jak łapał nimi martwe ciało Ezekiela. A potem jak tymi samymi dłońmi wręczał mi różę, przeładowywał broń, trzymał nóż i gładził mój policzek. Tyle różnych sytuacji, powinnam się bać lecz gdy dotykał mojej skóry nie czułam niebezpieczeństwa. Jak to możliwe? Jeszcze chwilę spoglądam na delikatnie falowane, rozczochrane włosy walcząc by nie wsunąć palców w tę gęstą, czarną plątaninę, a później wstaję i ponownie zajmuje miejsce na krześle i skupiam się na psie. Shadow właśnie śni o niekończących się harcach na dworze, bo jego łapy zaczynają gwałtownie poruszać, a pazury uderzają w drewnianą podłogę. Owijam się szczelniej kocem, który zsunął mi się na ramiona i wsłuchując się w chrapanie zwierzaka przymykam powieki. Jest mi trochę niewygodnie, ale przecież za moment wrócę do łóżka.

Za jedną, małą minutkę.

Gdy po jakimś czasie otwieram oczy mam wrażenie, że moje ciało zostało wykute w kamieniu. Wszystko mnie boli i nie mogę ruszać szyją. Masuję napięte mięśnie ramion i kiedy uzmysławiam sobie, że pokój już nie tonie w mroku, a w kominku pali się ogień mam ochotę przewrócić oczami. Zasnęłam na krześle. Świetnie.

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now