•1

83 7 2
                                    

Przestawiłam wiszącą na szklanych drzwiach tabliczkę z napisem na ,,otwarte", rozstawiłam resztę krzeseł przy stolikach i zaczęłam polerować szkliwo, o którym osoba kończąca wczorajszą zmianę zapomniała. Dziś był wyjątkowo upalny dzień, więc w głębi duszy miałam nadzieję, że ruch w restauracji będzie mały. Polerując ostatnią lampkę na wino, usłyszałam stukanie szpilek o marmurowa posadzkę. Średniego wzrostu kobieta, sprawdzała dokładnie każdy stolik, czy został dokładnie posprzątany.
-Maybank ma szczęście. Odparła, siadając na wysokim taborecie przy barze. Na co kącik moich ust ruszył ku górze.
-Cześć Mia. Powiedziała biorąc szklaną butelkę wody zza lady. Jak nastawienie na dzisiejszą dniówkę? Zapytała po chwili z troską wypisana na twarzy.
-Wyjątkowo dobrze Pani Thornot. Pomimo upalnego dnia, wstałam z dobrym humorem. Odpowiedziałam opierając się rękami o blat. Praca wzywa, później odetnie mi Pani premię! Krzyknęłam do mojej pracodawczyni, podchodząc do stolika, gdzie usiedli pierwsi goście.
     Dochodziła godzina 15 co świadczyło o tym, że została mi tylko jedna godzina do końca zmiany. Nie mogłam się już doczekać, aż położę się na rozgrzanym piasku i trochę odpocznę. Sprzątając ostatni stolik po gościach, moim oczom ukazały się osoby, których nie chciałam dzisiaj widzieć. Nie zwracając na nich uwagi, robiłam swoje, licząc że obsłuży ich moja koleżanka ze zmiany.
-Czy ktoś tutaj kurwa pracuję? Czy to bar samoobsługowy? Krzyknął jeden z mężczyzn, siadając przy barze, rozglądając się w koło.
W myślach przeklinałam samą siebie, wiedząc, że nie mogę odezwać się tak jakbym to zrobiła poza pracą. Obiecałam to mojej szefowej, że sprawy prywatne załatwiam gdzie indziej, tutaj muszę być kulturalna i spełniać wszystkie zachcianki naszych klientów, nawet tych, których nienawidzę.
      Spięłam włosy klamrą i podeszłam do baru, poprawiając fartuch w paski. Wzięłam karty z drinkami i podałam je mężczyzną siedzącym tuż obok.
-Co będzie dla was? Zapytałam posyłając nieszczery uśmiech, w kierunku chłopaka, który wcześniej krzyczał. Przychodził tutaj prawie codziennie, używając przekleństw i wyzwisk w moją stronę. Był starszy tylko o dwa lata, a myślał, że cała wyspa jest jego. Jeśli ktoś mu się sprzeciwił, nienawidził go już do końca swoich dni. Uważał się za króla snobów i płotek, którymi tylko pomiatał w tym mną.
-Dla mnie to co zawsze. Odparł niebieskooki, nie otwierając nawet karty, którą podałam wcześniej.
-Dla mnie piwo. Odparł jego ciemnoskóry towarzysz.
Wyciągnęłam z zamrażalki kostki lodu, wyspałam je do szklanki zalewając je podwójną dawka whisky. Po chwili do dużego kufla, nalałam zimne piwo, przesuwając zamówione napoje w ich kierunku.
-Panienko mój drink się rozlał. Powiedział blondyn, trzymając szklankę w dłoni, z której po mału wylewał zrobionego przed chwilą drinka, przy czym lustrował mnie swoim udawajacym zaskoczenie wzorkiem.
Moja pięść się zacisnęła, przy czym nie wypowiedziałam ani słowa. Czułam jak w moim ciele buzuje krew, a mój przełyk zaschnął z nerwów.
-Chyba musisz posprzątać. Rzucił po chwili rozkładając bezradnie ręce. Poczułam na sobie spojrzenie współczucia jego towarzysza, któremu było wstyd za przyjaciela. Wzięłam szmatkę, którą zwilżyłam wodą i kucnęłam by zetrzeć rozlany alkohol. Czułam spojrzenie blondyna, który stał dumnie nade mną i przyglądał mi się z ekscytującą.
-To właśnie tu jest Twoje miejsce płotko, na samym dnie. Odparł, szeroko się uśmiechając.
-Zgadzam się Panie Cameron. Przynajmniej nie muszę nikomu nic udowadniać. Powiedziałam stając na przeciw niego, odsyłając mu uśmiech. Spojrzałam na zegarek, gdzie na całe szczęście wybił koniec mojej zmiany. Rozwiązałam fartuch, odłożyłam za ladę i udałam się w stronę wyjścia.
-A Ty dokąd? Gdzie mój cholerny drink? Krzyknął w moim kierunku, opierając się o blat.
-Na podłodze Cameron. Krzyknęłam przekraczając próg restauracji.
       Wzięłam swój rower, który zaparkowałam przy ogrodzeniu restauracji. Wcześniej umówiłam się z Kiara, na pomoście by chwilę pogadać. Wolnym tępem jechałam uliczkami Outer Banks, to miejsce było zaskakująco piękne. Nie mieszkałam w bogatej części wyspy, ale to właśnie ta biedniejsza miała prawdziwy urok. Palmy, roślinność, która była prawie wszędzie. Czysty piasek na plaży, który rozgrzewał się wraz z upalnym dniem i ocean, którego kolor był błękity, szafirowy a czasem nawet granatowy, zależnie od pogody jaka była. Zachwycając się tym miejscem dotarłam na biały pomost, który dzielił dwie części wyspy.
       Na pomoście siedziała już mulatka z ciemnymi kręconymi włosami, na których widniała zielona bandana. Kiara była kimś wyjątkowym, pomimo swojego statusu, zawsze trzymała się z tymi biedniejszymi i sama się za taką uważała. Uwielbiała zwierzęta i ludzi, potrafiła zrobić dla nich wszystko, przez co była bardzo ufna i często wykorzystywana. Dostała się na wymarzone studia, ale postanowiła zrobić sobie rok przerwy, by pomagać tutejszym mieszkańcom. W młodości nasze mamy się przyjaźniły, dopóki moja matka nie zeszła na złą drogę. Dlatego chyba też jesteśmy sobie tak bliskie.
-A ty co taka zdenerwowana? Zapytała ciemnowłosa, podając mi puszkę piwa.
-Ulubiony klient, znowu mnie odwiedził. Nic nowego. Wzruszyłam ramionami, biorąc łyk zimnego napoju.
-Cameron? Zapytała z troską mulatka, stukając puszkę jej napoju o mój.
-Cameron, Cameron. Odparłam, wzdychając na głos. Kiedyś pożałuje tego, jakim jest człowiekim. Powiedziałam, puszczając oczko w jej kierunku.
-Jutro robimy ognisko u Johnego, będziesz? Zapytała Kiara, zerując piwo do samego końca. Na co  na mojej twarzy wybuchło zaskoczenie.
-Zaraz mam rozmowę video z Pope. Odparła wstając z pomostu, otrzepując spodenki z piachu.
-Dalej nie wie czy dobrze postąpił z wyjazdem? Zapytałam wyrzucając puszkę do pobliskiego kosza, podnosząc rower, który rzuciłam na chodnik.
-On nic już nie wie. Pokiwała przecząco głową ciemnowłosa. Do jutra. Dodała po chwili kierując się w przeciwnym kierunku niż ja.
          Po 15 minutach dojechałam do domu. Plac był okropnie zarośnięty, a furtka, którą otworzyłam strasznie  skrzypiała. Wprowadziłam rower na posesję i oparłam go o płot.
-Jak zwykle nic nie zrobil. Powiedziałam ze smutkiem w głosie sama do siebie.  Przekroczyłam drzwi do domu, które nie były zamknięte. Na co moje serce zaczęło mocniej bić ze strachu. Niby nie była to pierwsza taka sytuacja, ale zawsze miałam w sobie ogromny niepokój. Powolnym krokiem przeszłam korytarz i kuchnie, gdzie leżało pełno butelek. Zobaczyłam go leżącego na kanapie z puszką piwa, telewizor grał w tle, a on się nawet nie ruszał.
-Tato, wróciłam. Krzyknęłam głośniej by go obudzić, jednak on dalej był bez ruchu. Stanęłam nad nim patrząc czy oddycha.
-Lepiej byłoby mi bez Ciebie. Powiedziałam pod nosem, czując jak kąciki  moich oczu napełniają się łzami.

Nieczysty układ - Outer Banks x Rafe CameronWhere stories live. Discover now