3

33 3 0
                                    

Za białym, drewnianym barem krzątał się Maybank, który kończył właśnie swoją zmianę w pracy. Blondyn, którego włosy nabrały jaśniejszych pasemek przez ostre słońce, był mi bardzo bliski. Już od najmłodszych lat stawiał wszystkich ponad siebie. Sytuacja w naszych domach była niemal identyczna, dlatego staliśmy się dla siebie ważni. Objął mnie troską i miłością, której nigdy nie doświadczyłam od mojej rodziny. Traktował mnie jak własną siostrę i również mnie tak kochał. Ja też darzę go miłością, tylko taką przez, którą boli mnie serce. Boli kiedy tylko jedna strona kocha. Moje zauroczenie trwa już tak długo, że nie jestem w stanie określić od kiedy się rozpoczęło. Krwawię wewnętrznie, gdy widzę jak jego serce należy do Kiary, która tego nie widzi. Tak samo jak JJ nie widzi, że ja kocham jego. Patrzę w jego stronę i widzę usianą małymi piegami twarz. Lekko zadarty nos, który nadaje twarzy niego łobuziarskiego uroku , a jasne oczy nadają jej spokoju. Maybank jest średniego wzrostu, a jego ciało jest dobrze zbudowane, przez co gdy się w niego wtulam mam wrażenie, że ochroni mnie przed całym światem.
-Czas do domu Jay. Stwierdziłam, wchodząc za blat, by rozpocząć moją popołudniową zmianę. Na co blondyn, szybko rozwiązał swój fartuch i rzucił w kąt.
-Już myślałem, że nie przyjdziesz. Tak cholernie boli mnie głowa. Odparł, wypijając po chwili całą butelkę wody.
-Mogłeś wczoraj tyle nie pić. Powiedziałam, stanowczym tonem, puszczając mu oczko.
-Czemu wczoraj tak szybko zniknęłaś? Zapytał, stając w drzwiach restauracji.
-Źle się poczułam, chciałam się położyć. Odparłam, szybko, nie patrząc w jego stronę.
-Wróciłaś sama? Zapytał blondyn, podejrzliwym tonem.
-Sama. Co to za pytanie? Powiedziałam nerwowo, karcąc się od środka za moje kłamstwo, które wyszło ze mnie jak gdyby nic.
-No dobra. Do jutra! Krzyknął, przekraczając próg.
       Zmiana mijała wyjątkowo szybko, ludzie byli mili przez co przyjemniej się pracowało. W rogu sali zauważyłam najbardziej znaną rodzinę w całym naszym mieście. Rodzinę Cameronów, jasnowłosą moją rówieśniczkę Sarah, dobrze znanego mi Rafe'a i ich ojca Warda, którego pogardliwe spojrzenie wprawiało w zakłopotanie. Widząc, że skończyli jeść swoje posiłki, podeszłam pozbierać brudne talerze.
-Smakowało Państwu? Zapytałam, uśmiechając się w kierunku Sarah, kończąc na twarzy Rafe'a. Jego niebieskie oczy, tak bardzo niebieskie, lodowato błękitne, patrzyły na mnie, sprawiając, że czułam się skrępowana. Czułam jak jakiego wzrok, stara się wejść w moje myśli. Nie wiedziałam, że czyjś wzrok jest w stanie wywołać u mnie tak duże emocje. Nie sądziłam, że spojrzenie młodego Camerona jest w stanie to zrobić.
-Było pyszne jak zawsze. Poproszę rachunek. Odparł Ward, wyciągać z kieszeni spodni skórzany portfel.
Zbierając naczynia, czułam jak moje ręce drżą z kumulujących się we mnie emocji, usłyszałam tylko trzask, jak talerze, które trzymam, uderzają stopniowo o podłogę tworząc głuche echo.
-O matko. Przepraszam Państwa. Odparłam cicho, zbierając roztłuczone szkliwo wokół mnie.
-Nawet na kelnerkę się nie nadajesz brudasko. Odparł z zażenowaniem blondyn, kiwając rozczarowująco głową. Na te słowa moja klatka zaczęła gwałtownie opadać do góry i w dół, a kąciki oczu nabrały łez, szybko podniosłam się z podłogi, biegnąc w stronę zaplecza. Nie mogłam pojąć dlaczego, dzień wcześniej był dla mnie tak miły, a dzisiaj znowu zmieszał mnie z błotem.
-Jesteś dupkiem! Usłyszałam kobiecy głos, który szedł w moim kierunku. Zobaczyłam przed sobą blondynkę, która nigdy wcześniej ze mną nie rozmawiała. Podeszła do mnie, poprawiając delikatnie moje włosy opadające na twarz za ucho.
-Nie płacz. On jest taki zawsze, po prostu jest  idiotą. Odparła wyciągając chusteczkę higieniczna z torebki,  wysuwając ją w moim kierunku.
-Dziękuję. Nie musiałaś się za mnie wstawiać. Miał rację. Powiedziałam, wycierając łzy chusteczką, która wręczyła mi dziewczyna.
-Zwariowałaś! Mogłaś przywalić mu w twarz, w pełni na to zasłużył. Stwierdziła jasnowłosa, opierając się o futrynę drzwi, na co kącik moich ust powędrował ku górze.
-Jak masz na imię? Dodała po chwili, przyglądając mi się od stóp do głów.
-Mia. Odparłam wyciągając rękę w jej kierunku, na znak poznania.
-Sarah. Powiedziała, odwzajemniając uścisk dłoni, przy czym szeroko się uśmiechając.
-Wiem. Każdy chyba wie, jak masz na imię. Odparłam. Na co dziewczyna lekko posmutniała.
-Chciałabym być kim mało istotnym, kimś na kogo nikt nie zwraca uwagi i może żyć swoim życiem. Westchnęła, wyglądając w głąb sali, zapewne patrząc, czy reszta jej towarzyszy jeszcze tam siedzi.
-Muszę iść. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy Mia. Krzyknęła, wychodząc z pomieszczenia pracowniczego, machając na pożegnanie.
-Dziękuję Sarah, jesteś wyjątkowa! Krzyknęłam, uśmiechając się sama do siebie.
        Wracam do domu z uczuciem tęsknoty. Tęsknoty, której nigdy nie czułam, tęsknoty nie wiem za czym, a może za kim. To uczucie próbuje przeważyć smutek. Smutek, który towarzyszy mi całe życie. Nauczyłam się z nim żyć, nauczyłam się jak stworzyć w nim złudne wrażenie szczęścia. Idąc ścieżką przy plaży, widzę jak woda oceanu paruje i wznosi się ku chmurą jak moja dusza. Gwiazdy odbijają się w ciemnogranatowej wodzie, tworząc obraz, który zapiera dech w piersiach. Moje myśli błądzą pomiędzy tym co doprowadziło mnie do tego stanu, a tym czy ojciec wrócił do domu. Ciągle obawy o to, czy dzisiaj będzie w humorze na to by wzywać mnie od najgorszych, czy może jednak  będzie chciał uderzyć mnie w twarz.
         Z moich rozmyślań wybiła mnie sylwetka mężczyzny, która pokazała mi się na pobliskim boisku do koszykówki. Latarnia, która oświetla jego twarz, ujawniła krople potu, które skraplały się po jego skroni. Oddając rzut do kosza, jego wzrok nakierował się w moją stronę, nasze spojrzenia zatrzymały się na sobie, a świat na chwilę znieruchomiał. Wokół zapanowała cisza, a ja wpatrywałam się w błękitne oczy, przy których najjaśniejszy ocean, wypadał wyjątkowo blado. Gorący gniew, który pulsował w żyłach, sprawiał, że czułam atak furii, który mężczyzna na przeciw mnie wywołał. Ten gniew, zdarzał się pomiędzy przyjaciółmi, kochankami i wrogami. A my byliśmy właśnie tymi ostatnimi. Podbiegłam, uderzając pięściami z całej siły w tors Camerona. A on stał w bezruchu, jakby wiedział, że właśnie tego potrzebuje. Widząc jego reakcje, odskoczyłam od niego patrząc w jego twarz z niejasnością.
-Ulżyło Ci? Zapytał cicho, siadając na betonowym boisku, czekając na moją odpowiedź.  Patrzyłam na niego z góry, pierwszy raz odkąd go znam. Zawsze to on patrzył na mnie w ten sposób nie tylko przez status, który nas dzieli. Usiadłam na przeciwko niego, nie odzywając się słowem, kiwając tylko przecząco głową.
-Szkoda. Myślałem, że jak się na mnie wyżyjesz to wybaczysz mi dzisiaj ten tekst w restauracji. Odparł, wycierając białym ręcznikiem pot z czoła.
-Wybacze? Cameron, nie potrafię Cię zrozumieć. Wczoraj byłeś dla mnie kimś innym, kimś kto wydawał mi się możliwy do polubienia, ale dzisiaj..
-Ale dzisiaj byłem dupkiem. Dopowiedział, przerywając mi zdanie. Na co przytaknęłam, przełykając głośno ślinę.
-Jestem tym dupkiem, gnojem, frajerem od urodzenia. Słyszę to od najmłodszych lat, więc powiedz mi Mia, jak mam nim nie być? Odparł, patrząc głęboko mi w oczy, czułam dokładnie to samo, gdy patrzył na mnie w restauracji. Czułam zagubienie, we własnych myślach. Czułam, że dokładnie wie o czym myślę i co chcę powiedzieć.
-Po prostu byłeś dla mnie miły, bo boisz się, że powiem wszystkim o tym, że ćpasz, prawda Cameron? Stwierdziłam podnosząc się z boiska, otrzepując niewidzialny kurz z mojego ubrania.
-Mówił Ci ktoś, że masz niespotykane oczy? Zapytał, mierząc mnie wzorkiem. Przewracając oczami na jego słowa, obróciłam się tyłem, udając się w kierunku domu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 29 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Nieczysty układ - Outer Banks x Rafe CameronWhere stories live. Discover now