Rozdział trzydziesty

372 44 8
                                    

                                                                       Rozdział trzydziesty

                                                                                       LUCILLE


Czekam na Thorena w samochodzie. Zaparkowałam samochód na parkingu po przeciwnej stronie mając nadzieję, że pomiędzy innymi samochodami będę mniej widoczna. Nie chcę rzucać się w oczy. Siedzę na fotelu, a moje dłonie wciąż spoczywają na kierownicy. To szaleństwo. Istne szaleństwo, że nagle zaczęłam poruszać się po drogach jak prawdziwy kierowca. Chociaż z drugiej strony, co w moim życiu nie było szaleństwem? Mam wrażenie, że wpadłam w bęben pralki ustawionej na wirowanie. Jestem zmęczona. Wciąż nie mogę zapomnieć o spotkaniu wspólnoty w sklepie. Ten mężczyzna, Hugo, był taki sympatyczny! Rozmawiając z nim przez chwilę poczułam się jak zwyczajna dziewczyna, która prowadzi spokojne życie. Byłam naiwna, powinnam wiedzieć, że ten luksus został mi odebrany już dawno, dawno temu. Kim zatem był ten człowiek? I kobieta. Aż zbyt dobrze pamiętam szczupłą kobietę w czarnym długim płaszczu, która stała tuż obok Thorena. Trzymał ją blisko siebie zupełnie tak jakby obawiał się, że się do mnie zbliży. Gdy zobaczyłam ją pierwszy raz poczułam się niepewnie i znów zaczęłam go podejrzewać o podwójną grę, ale sytuacja się rozwinęła. Jego reakcja nie pozostawiała mi żadnych złudzeń. Był wściekły.

Chcę mu ufać, naprawdę chcę lecz moje obawy wciąż są zbyt silne, bym je zignorowała. Zawiódł mnie, rozczarował i zrujnował poczucie bezpieczeństwa, które teraz próbuje odbudować. To dziwne, ale kiedy tylko myślę o Thorenie przez moje ciało przepływają fale niekontrolowanego ciepła. To przyjemne choć niepokojące uczucie. Nie jestem pewna, czy powinnam sobie na nie pozwalać.

Nagle moją uwagę przykuwa pewien chłopak. Stoi na chodniku, przy latarni ulicznej i coś na nią nakleja. Plakat? Ogłoszenie? Może szuka psa? Skupiam się na nim, a kiedy odchodzi szybko przyglądam się czarno białej kartce z ogromnym napisem „Poszukiwana"

Zamieram widząc tuż pod nim swoje niewyraźne zdjęcie i krótki opis bazujący jedynie na licznych paragrafach, które w dobitny sposób ukazują skalę popełnionych przestępstw. Boli mnie serce, w mojej piersi powstaje głaz, który miażdży mi żebra. Nie mogę oddychać. Panika łapie mnie za gardło, a do oczu napływają łzy. Jestem poszukiwana. Nie umiem sobie poradzić z emocjami, z nerwów zaczynam wyłamywać palce i drapać skórę aż powstają na niej brzydkie, czerwone ślady.

Nie wiem kiedy wraca Thoren. Jestem tak przejęta swoim strachem, że zupełnie umyka mi moment, w którym mężczyzna wsiada do samochodu. Zapach aromatycznej kawy miesza się z jego perfumami. Odwracam się w jego stronę i zastygam widząc, że oprócz kaw trzyma w dłoni kwiat.

Różową różę.

– Dla ciebie. – Mówi łagodnym tonem, a potem ostrożnie kładzie mi kwiat na kolanach. – Nie mieli cappuccino, więc wziąłem dwie latte. Twoja ma dodatkowo syrop karmelowy.

– Wiedziałeś o tym? – Pytam ignorując to, że podaje mi papierowy kubeczek.

– O czym?

– Jestem poszukiwana przez policję.

Thoren w odpowiedzi ciężko wzdycha, a potem odkłada naszą kawę. Jego zachowanie nie pozostawia mi żadnych złudzeń. Wiedział.

– Od jak dawna? – Pytam i mimo bólu nie ronię ani jednej łzy. Chyba wyczerpałam ich limit.

– Od dwóch, może trzech godzin. Dowiedziałem się w sklepie.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – Gapię się na różę. Jest piękna, wygląda jakby dopiero co została wyjęta z wody.

– Chciałem. – Zapina pas bezpieczeństwa. – Zamierzałem ci powiedzieć, ale w bardziej przystępny sposób. Lu, to nie jest koniec świata.

– Szukają mnie! – Wybucham. – Jestem poszukiwana jak jakaś kryminalistka! O boże, przecież ja naprawdę jestem kryminalistką! Zabiłam mamę!

– Broniłaś się. – Thoren przesuwa się w moją stronę. –Nie planowałaś jej śmierci. Po prostu stało się. To był wypadek.

– Pójdę do więzienia!

– Ty? – Unosi dłoń, a jego opuszki palców opadają na mój policzek. – I co miałabyś tam robić? To nie miejsce dla ciebie.

– Zamkną mnie za morderstwo, dostanę dożywocie albo...albo karę śmierci!

– Skarbie, na Alasce nigdy nie odnotowano kary śmierci, to raz. A dwa myślisz, że pozwolę im cię tknąć?

– To nieważne, oni...cholera jasna, Thoren, to policja!

– Lokalna. – Wyczuwam ironię w jego głosie. – Jestem chroniony przez rząd.

– A co ja mam z tym wspólnego?! – Zaczynam krzyczeć, bo bezradność wiąże mi ręce.

– To, że jesteś ze mną. – Stwierdza spokojnie. – Nikt cię nie złapie, nie trafisz do więzienia. Załatwię tę sprawę, okej? Masz moje słowo. 

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now