Świadomość wracała do niego powoli. Pierwsze, co zarejestrował to pulsujący ból głowy, gdzieś pośrodku czoła, które oberwało przy upadku. Później sam fakt, że upadł, a raczej zemdlał. Tuż po tym, jak wrócił do domu, a Derek go pocałował.
DEREK HALE GO POCAŁOWAŁ.
To sprawiło, że zamrugał powiekami, czując, jak policzki ogrzewa mu rumieniec.
Ale nie znajdował się już na podłodze w korytarzu. Leżał na kanapie, jego nogi były wysoko ułożone na stercie poduszek. A na stoliku obok siedział blady, przerażony ojciec, ściskając w dłoni butelkę wody. Jego spojrzenie wbijało się w twarz syna, który głośno przełknął ślinę.
No ładnie, pomyślał Stiles, jest ze mną coraz gorzej.
Pocałunek chłopaka sprawił, że czuł się żywy i zdrowy; ten dzień zaczął się lepiej niż te wszystkie poprzednie. A teraz był wieczór, a on czuł się ledwo żywy; nie miał siły, zmęczenie powróciło z taką mocą, że ledwo utrzymywał otwarte oczy. Chciał jedynie spać i spać, aż w końcu poczuje się tak, jak w trakcie pocałunku Dereka.
- Co się stało, że leżałeś nieprzytomny na podłodze? – Wydusza z siebie szeryf. Na zewnątrz jest już ciemno, a Stiles uświadamia sobie, że zemdlał na długie godziny. Szkoda tylko, że i po takim czasie, czuł się tak źle.
- Zemdlałem – Odpowiada niewinnie, a Noah zrywa się na równe nogi.
- Jedziemy do szpitala, ubieraj się.
Stiles nie ma siły podnieść się, a co dopiero ubrać i przejść z domu do samochodu.
- Tato – Jęczy – Wszystko gra.
- Nie! Od jakiegoś czasu wyglądasz jak własny cień – Unosi się mężczyzny, gestykulując dłońmi – Jeśli się źle czujesz albo coś się dzieje, chcę, byś mi o wszystkim mówił! Przepraszam, że większość czasu mnie nie ma, ale to nie znaczy, że nie chcę być już w życiu mojego syna! Jeśli się coś dzieje, a mnie nie ma – zadzwoń. Albo napisz! Po to kupowałem ci tego cholernego smartfona!
Stiles zamyka oczy, nieprzygotowany na krzyk mężczyzny. Ale nie wini go o to. Wie, że ten jest przestraszony, zmartwiony i nie wie, co się dzieje. A ta niewiedza jest dla niego frustrująca.
- Tato – Zaczyna jeszcze raz Stiles – Usiądź. Nigdzie nie jadę. Nie mam siły – Ostatnie zdanie wyszeptał.
Noah siada na swoje poprzednie miejsce, a Stiles wyrzuca nagle z siebie wszystko. Mówi o tym, że Derek go dzisiaj pocałował i to było wspaniale, a później wszedł do domu i obudził się już na kanapie; że od tygodni czuje jedynie zmęczenie i dziwne bóle, coś jakby bolał go każdy mięsień i narząd w ciele. Ale nie chce jechać do szpitala, obaj wiedzą, dlaczego ich tak nienawidzą. Mówi, że nie chce skończyć, jak mama, ale Noah wtedy dodaje, że i tak musi zrobić wszystkie badania. Na to Stiles się zgadza.
Szeryf pomaga synowi dojść do jego sypialni.
- Cieszę się, że mi o tym wszystkim powiedziałeś – Mówi mężczyzna, kładąc syna do łóżka. Stiles uśmiecha się lekko, zapadając głową w poduszki – Choć Derek nie wygląda, jakby był nieheteronormatywny.
- Och, po dzisiaj na pewno jest gejem – Stiles ponownie się rumieni – Chyba nie spodziewałeś się takich rewelacji dzisiaj.
- Na pewno – Przekręca oczami Noah – Ale lepsze to niż nic i ja także się cieszę, że sobie pogadaliśmy. A teraz śpij, rano jedziemy na badania.
- Coś jutro jest otwarte? – Dziwi się Stiles, wiedząc, że w niedziele mało placówek medycznych jest pootwierana.
- Tak, szpital, w którym pracuje mama Scott'a.
Stiles spina się natychmiast; Scott nie wiedział o jego stanie. Poczuł się głupio, że nic nie mówił najlepszemu przyjacielowi, ale naprawdę sądził, że to wszystko minie. Że przejdzie. Że to taki epizod w jego życiu, w którym czuje się okropnie. Ale gdy jutro spotka Mellisę McCall, ta na pewno powie o tym Scott'owi. A to oznacza, że ta rozmowa będzie miała miejsce.
Zasnął zestresowany bardziej niż tego pragnął.
![](https://img.wattpad.com/cover/360870509-288-k675342.jpg)
YOU ARE READING
Zaśpiewasz mi? /sterek
Fanfiction- Tato? - Tak, Stiles? - Myślę... myślę, że muszę pojechać do szpitala.