Rozdział trzydziesty trzeci (część I)

291 40 10
                                    

 Wiem, że niektórzy z Was bardzo czekają za nowym rozdziałem, więc dzielę się tym, co akurat mam z nadzieją, że zaostrzę apetyt na więcej! 


                                                           Rozdział trzydziesty trzeci

                                                                              LUCILLE

– Brakuje mi na ciebie słów, Davies. Tyle razy prosiłem, żebyś oszczędzał to cholerne ramię, a ty co? Bawisz się w drwala i rąbiesz sobie drzewo! – Vince stoi oparty o ścianę i mrozi Thorena spojrzeniem. Tak naprawdę wcale mu się nie dziwię, sama pewnie byłabym poirytowana jego zachowaniem, gdybym musiała kolejny raz zszywać pęknięte szwy.

– Zamawiasz chińskie nicie chirurgiczne to się rwą. –Thoren broni się, leżąc na sofie i wpatrując się w sufit lecz wie tak samo jak ja, że znowu przesadził. – Poza tym muszę napalić w kominku, żeby było ciepło. Jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, żeby do lasu ciągnąć gaz ziemny. – Dodaje

– Możesz zamawiać drewno. – Wtrącam się.

– O! Bardzo dobrze gada, posłuchaj jej i nie nadwyrężaj się, bo przysięgam, że jeżeli jeszcze raz zadzwonisz do mnie z tekstem „trochę krwawię" to przysięgam, Davies, że wpakuję cię w kaftan bezpieczeństwa i zamknę na tydzień w izolatce.

– Tylko spróbuj. – Thoren z trudem podciąga się do pozycji siedzącej. – Gdzie jest ten cholerny tramadol?

Szybko lokalizuję tabletki przeciwbólowe na blacie stołu i niezwłocznie po nie ruszam. Vince powiedział, że obojczyk goi się bardzo wolno, a ostatnie pęknięcie dołożyło stan zapalny, który trzeba szybko wyciszyć. Ból w takich urazach jest bardzo silny i trzeba poświęcić czas, by tkanki się zregenerowały.

– Proszę. – Podaję mu lek.

– Nie przesadź z nimi, to grupa opioidów. – Ostrzega Vince

– Czyli co? – Thoren łypie na niego okiem. – będę na haju?

– Istnieje takie ryzyko. Ten lek łączy się z innymi receptorami w twoim organizmie.

Martwię się o niego. Wiem, że to głupie, ale naprawdę nie mogę nic poradzić na to, że gdy rankiem zobaczyłam go pochylonego nad zlewem w łazience próbującego zatamować krwawienie z obojczyka miałam ochotę od razu zadzwonić po pogotowie i otoczyć go opieką. Szpital ...no cóż, odpadł z wiadomych względów, ale na szczęście pozwolił mi wezwać Vincenta i mimo, że zażegnaliśmy kryzys to wciąż jestem pełna obaw. Thoren nie jest spokojnym człowiekiem, odnoszę wrażenie, że aktywność fizyczna jest wpisana w jego DNA. Ani raz nie widziałam go rozwalonego na sofie z pilotem od telewizora w ręku i śmiem wątpić czy kiedykolwiek pozwolił sobie na taki relaks.

Czemu funkcjonuje jak maszyna? Dlaczego tyle na siebie nakłada? Przecież każdy potrzebuje chwili wytchnienia, to w porównaniu do wielu innych rzeczy, których się dopuszcza-nie jest zabronione.

– Może zrobię śniadanie? – Proponuję mając na uwadze nasze puste żołądki.

– O, a ja też się załapię? – Vince uśmiecha się do mnie wesoło. – Nie jestem wybredny.

– Pewnie. – Godzę się. – Za chwilkę coś przygotuję.

– Nie musisz mi usługiwać. – Słyszę oschły głos Thorena. – Nie jestem kaleką.

– Niesienie pomocy to nie usługiwanie. – Odpowiadam idąc w kierunku kuchni. Jednak zanim tam docieram mężczyzna wyciąga się lekko w przód i łapie moją dłoń.

– Dziękuję.

Gdy jego palce dotykają mojej skóry przez moje ciało przepływa silny prąd, który omal nie zwala mnie z nóg. Przyjemne uczucie gorąca rozlewające się w okolicy serca sprawia, że zapominam o całym świecie.

– Pomogę ci. – Niespodziewanie dociera do mnie głos Vince'a.

– To nic trudnego, poradzę sobie. – Zapewniam, ale on ujmuje mnie za łokieć i mimo rozgniewanej miny Thorena, prowadzi do kuchni. Nie do końca rozumiem co się dzieje, czy rzeczywiście chodzi tylko o śniadanie?

– Jak się czujesz? – Pyta, gdy opieram się o kuchenny blat i spoglądam mu w oczy domagając się wyjaśnień.

– Dobrze. – Odpowiadam spokojnie, a on kiwa głową i przez parę sekund utrzymuje się między nami dziwna cisza. – Nie musisz mnie pilnować, to tylko kanapki. – Zapewniam burzą niezręczne milczenie.

– Jak cię traktuje? – Wypala. – To znaczy, jak Thoren cię traktuje?

Jestem zdumiona jego pytaniem na tyle, że przez moment nie wiem co powiedzieć.

– Widziałem jak złapał cię za rękę. – Ciągnie.

– Tak, to nic...to nic takiego. – Staram się, by mój głos brzmiał neutralnie.

– Znam go od dwóch lat i mimo, że bardzo lubię to zdaję sobie sprawę, że to cholernie niebezpieczny człowiek. Nigdy nie powiedział mi dlaczego przyleciał na Alaskę ani czego tutaj szuka, mam jednak swoje podejrzenia. Sadzę, że może być uwikłany w jakieś mafijne porachunki. – Mężczyzna wzdycha głęboko. – Lucille, czy on jest dla ciebie dobry? Bo jeżeli nie to...mogę ci pomóc, są miejsca, ośrodki... Nie masz żadnej rodziny? Nikt się o ciebie nie martwi?

Ze zdumienia zasycha mi w ustach. Nie wiem jak mam zareagować, bo do tej pory byłam przekonana, że Vincent wie o Thorenie znacznie więcej niż ja.

– Nie mam nikogo.

– A może to Thoren nie pozwala ci opuścić mieszkania?

– Vince, gdyby nie on... – Czy chcę mu to powiedzieć? Moje dłonie pokrywa cienka warstwa wilgoci, stresuję się. – Gdyby nie Thor, to najprawdopodobniej już dawno byłabym po tamtej stronie. Tak, masz rację, jest niebezpieczny, ale i na swój sposób troskliwy. Wiem, że mnie nie skrzywdzi.

– Brzmisz jak klasyczna ofiara syndromu sztokholmskiego.

Syndrom sztokholmski? Nie, to na pewno nie jest to.

– Czemu nagle stałeś się taki...podejrzliwy?

– Wcześniej też o tym myślałem, ale przypatrywałem się sytuacji sądząc, że coś wymyliście, ale poza tym, że coraz więcej osób ginie nic się nie zmieniło. Moja propozycja odnośnie psychologa jest wciąż aktualna. Nie chciałabyś spróbować?

– Masz na myśli...

– Tego staruszka. – Dokańcza za mnie.

– Popełnił samobójstwo.

– Tak, ale musiał mieć powód. Nikt nie kończy swojego życia wedle kaprysu. Poza tym jego śmierć była nagła, można sądzić, że podyktowana emocjami.

Tak, to rzeczywiście ma jakiś sens. Ezekiel nigdy wcześniej nie wspominał, o chęci odebrania sobie życia. Kiedy ponownie skupiam się na tamtej sytuacji, niewidzialna lodowata obręcz zaciska się na moim sercu.

– Czujesz się zależna od Thorena?

– To nie jest syndrom sztokholmski. – Odpowiadam z pełnym przekonaniem.

– A więc co innego?

Nie wiem. Nie potrafię ogarnąć umysłem, tego co się między nami dzieje.  

Till the Last Breath / ZOSTANIE WYDANE /Where stories live. Discover now