Rozdział 27

249 28 12
                                    

Rozdział 27


Violet

Przemierzałam ulice Londynu, myśląc nad dzisiejszym dniem. Niechętnie musiałam przyznać, że nie był on taki najgorszy. W zasadzie był całkiem przyjemny. Jak na to, że był w towarzystwie kogoś o nazwisku Johnson.

Wolałabym czegoś takiego nigdy przed nikim nie przyznawać, ale chcąc być szczera, musiałam, bo ten dzień naprawdę nie był nudny czy skręcający z żenady. Mogłam się pośmiać z poczynań tej sieroty na wrotkach. Ponabijać się z jej życia. Powydurniać w wesołym miasteczku. Zjeść watę cukrową. Zrobić solidne zakupy pod nową kolekcję. Trochę plusów się nazbierało.

Może nie było to tak ekscytujące wyjście, jak z moją ekipą głupkowatych przyjaciół, ale nie było tak sztywno, jak się spodziewałam. Kujonka się nawet spisała. Była coraz mniej irytująca, a bardziej normalna. Jakby tak pomyśleć, to może nawet posiadanie takiej niewinnej, grzeczniutkiej dziewczynki w paczce znajomych mogło przynieść jakieś korzyści. Odciągałaby uwagę od naszych niemoralnych poczynań. Każdy by jej zawsze wierzył i ufał, bo jak jakie urocze stworzenie mogłoby kogoś wykiwać. Hhm, warte przemyślenia i obgadania z Marcusem oraz Jaz.

Tak czy inaczej, mogłam się cieszyć. Skoro miałam przewijać się gdzieś w jej życiu, by w nim trochę namieszać i w punkcie kulminacyjnym złamać Bruce'a, dobrze, że przynajmniej nie cierpiałam przy tym. Dobrze, że zamiast się męczyć i nudzić w towarzystwie Clarice, mogłam się rozerwać.

Z całkiem dobrym humorem wróciłam do domu. Ciekawa byłam, jak całą tę sytuację widziała brunetka. Jakie ona miała odczucia, no bo z jakiegoś powodu sama się do mnie zaczęła przyczepiać. Dobrze byłoby znać myśli siedzące w jej głowie.

***

Clarice

- Skąd to wielkie zadowolenie? – rzekł pytająco ojciec, siedzący na fotelu kierowcy. Tak coś przeczuwałam, że tym razem to on sam mnie odbierze od „Stacy" , a nie jego kierowca.

- Jakie zadowolenie? Co? Nie... po prostu, projekt dobrze wyszedł. Aż nadto dobrze – powiedziałam.

- I to, dlatego uśmiechasz się do upadłego? – Uniósł sceptycznie brew.

- Liczę na bardzo dobrą ocenę z niego. Nie spodziewałam się, że aż tak dobrze pójdzie mi ta praca – ciągnęłam, starając się zminimalizować mimikę.

Ojciec już nic więcej nie powiedział. Skupił się na drodze. Usiłowałam trzymać neutralny wyraz twarzy, ale miał rację. Szczerzyłam się, jak nigdy. Nie do końca wiedziałam, dlaczego... aż z czasem uświadomiłam sobie, że w mojej głowie wałkowały się sceny z całego dzisiejszego dnia. Wspomnienia gdy Violet śmiała się na wrotkach. Uczyła mnie jeździć. Asekurowała i podnosiła, jeśli sobie nie radziłam... przewijały się też również jakieś urywki jej sprzeczki z obsługą London Eye. Jej urzekająca pewność siebie i postawność w tamtej chwili. I dziki śmiech na końcu, kiedy uciekałyśmy przed ochroną obiektu. Obrzucanie się watą, ganianie po trawniku miasteczka. Ach, i jeszcze ta jej radość i energia przy wygłupach w sklepie ze starociami. Wracało do mnie wszystko po kolei. Wspomnienie po wspomnieniu. Kadr po kadrze.

Tak chyba być nie powinno. A jeszcze gorsze było to, że przy każdym wspomnieniu skupionym na twarzy blondynki, pojawiało się u mnie znajome, uporczywe poczucie ciepła i to żałosne kołatanie serca. Stale to samo. I stale w tych samych okolicznościach; gdy ona była blisko lub gdy wspominałam moment, kiedy była blisko.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now