Niespodziewana wizyta

68 17 36
                                    

Do mieszkania wchodzi jak gdyby nigdy nic babcia Kornelia. Znów zaskakuje mnie swoim wyglądem. Tym razem ma fioletowe włosy i pęk bransoletek na rękach. Brzęczą przy każdym ruchu. Zdejmuje płaszcz, a moim oczom ukazuje się wściekle różowy dres. Lustruje mnie przenikliwym spojrzeniem zielonych oczu i kręci głową.

– Znów po tym gachu rozpaczasz? Mówiłam ci, znajdź sobie innego, a ty nie. Bierz porządnego chłopa, a miłość przyjdzie z czasem – biadoli i rozgląda się po mieszkaniu.

– Ja tylko cebulę kroiłam. Poza tym babcia to dziadka Józka nie kochała?

– Dobry mąż był z niego. Módl się dziecko o takiego, to może znajdziesz, bo teraz takich jak mój, to ze świecą szukać – odpowiada z nostalgią.

– Oj babciu...

– Wy młodzi tylko emocji szukacie, motyli w brzuchu i porywów serca. Zwykłe życie wam się nie podoba.

– Ja chciałam zwyczajnie i co? Figa z makiem. Zrobił mnie na szaro i skończyły się marzenia. Właściwie co babcia tu robi?

– Już nie można wnuczki odwiedzić?

Babcia uśmiecha się, ale jest w tym coś podejrzanego. Świdruje mnie wzrokiem, aż mnie ciarki przechodzą. Jej wizyta nie wróży nic dobrego, przynajmniej nie dla mnie.

– Można, ale babci się spieszyło, bo sama sobie otworzyła.

– Przyzwyczajenie, jakby nie patrzeć to moje mieszkanie – mówi i zmierza do salonu.

Rozsiada się na kanapie, włącza telewizor. Pstryka po kanałach, aż w końcu zatrzymuje się na jakiejś telenoweli. Wyciąga z torby paczkę czekoladowych cukierków i chrząka.

– Zrób Bożenko jakiejś herbaty. Byle nie zielonej, okropnie śmierdzi. Najlepiej tej czarnej z cytryną i imbirem.

Patrzę na nią oniemiała i wywracam oczami.
Owszem to jej mieszkanie i czuje się tu swobodnie. Wcale się temu nie dziwię, tyle że ja tu mieszkam od dwóch lat, a ona z ciocią Janiną.

Po jednej z rodzinnych narad uzgodniły, że szkoda, żebym wypruwała sobie żyły, próbując spłacić kredyt za kawalerkę na końcu świata.

Martwiły się, że jeździł tam jeden autobus na godzinę, a ja ciągle wymawiałam się od niedzielnych obiadów. Wcale mi nie było szkoda tej sztucznej uprzejmości, ale przynajmniej miałam ciepły i pożywny posiłek.

W mieszkaniu nic nie zmieniałam. Czas się w nim zatrzymał – meble pamiętały czasy Gierka, w rogu stał zakurzony gramofon, a stary telewizor był pokaźnych rozmiarów. Ciocia przygarnęła Kornelię i wydawało się, że wszyscy byli szczęśliwi.

Babcia na wieść, że chcemy zamieszkać tu z Artkiem, przygryzła tylko wargi i bąknęła coś o zegarze biologicznym, co uznałam za zgodę. Nie wpadała zbyt często, może dlatego, że nie znosili się z moim byłym. Oboje silili się na chłodną uprzejmość, co wyglądało komicznie.
Znikam w kuchni i zastanawiam się, jak jest źle. Kornelia ma charakterek i potrafi wytrącić człowiek z równowagi. Za to Janina jest łagodna jak baranek. Dobrały się siostry, nie ma co! Do tej pory ich układ sprawdzał się idealnie.
Stawiam parującą herbatę i paczkę ciastek i pytam z zatrwożoną miną:

– Co się stało?

– Jak to? Serial sobie oglądam. Wzrusza ramionami.

– Co z ciocią Janiną?

– A nic takiego...

– Babciu! Mów mi tu zaraz albo zadzwonię do mamy.

Groźba działa. Nic tak nie psuje humoru Kornelii, jak rozmowy z córką. Nie zgadzają się w żadnej kwestii i kłócą się przy każdej okazji. Z wiekiem babcia więcej odpuszcza, co tylko rozsierdza moją matkę do granic możliwości. Powiedzieć, że ich relacja jest trudna, to za mało. Wierzę, że mimo wszystko się kochają się i zrobiłyby dla siebie więcej niż rodziny jak z obrazka.
Ścisza telewizor i odwraca się powoli w moją stronę. Na jej twarzy maluje się wyraz skupienia. Źrenice staruszki się zwężają i patrzy na mnie spode łba.

To nie mój dzieńWhere stories live. Discover now