Posiadówka

47 17 69
                                    

Podskakuję, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Ręka drży i eyeliner wypada mi z dłoni. Kocie oko, które próbowałam zrobić, wygląda karykaturalnie. Wycieram je i krzyczę, żeby poczekali. Co za los!

Rzucam okiem na zastawiony stół i lśniącą podłogę i nadal nie jestem pewna, czy wszystko gotowe. Z pewnością znalazłaby się jakaś „pułapka teściowej", którą przeoczyłam – kratka wentylacyjna, którą ominęłam czy kurz na najwyższej półce.

Bożena opanuj się – szepczę do siebie.

Przychodzą do ciebie przyjaciele, a nie inspekcja sanitarna.

Gdy otwieram drzwi, zauważam, że mam na sobie poplamiony fartuszek. Wrzucam go do szafy w przedpokoju i klnę pod nosem. Biorę głęboki wdech i przywdziewam najbardziej nieszczery uśmiech w historii.

Kasia i Tomek witają się ze mną wylewnie i poklepują mnie po plecach. Wręczają torbę z przekąskami oraz alkoholem i zmierzają prosto do saloniku. Przyjaciółka dyskretnie bierze mnie na stronę.

– Bożenka, ty znowu płakałaś? – pyta zmartwiona i otacza mnie ramieniem.

– Nie, ten cholerny makijaż. Za nic nie nauczę się porządnej kreski – psioczę po raz kolejny.

Tomek włącza telewizor i pstryka po kanałach, a my wchodzimy do łazienki. Impreza zaczyna się żałośnie. Kaśka poprawia mi makijaż i staje przed szafą z ubraniami z wymownym spojrzeniem. Nic nie mówi, tylko czeka na moją reakcję. Pękam i odzywam się pierwsza:

– Mam się przebrać? Serio?

– Zlituj się i zdejmij ten golf. Najlepiej włóż sukienkę. Jak nie dla siebie, to dla towarzystwa. Igi nie namówię, a ty co babcia jesteś?

Czuję, że moja dusza i umysł są w okolicach setki. Wygląda na to, że mam bardziej pruderyjny styl nie tylko od psiapsiółki, ale także od Kornelii. Kaśka ze swoimi krągłymi kształtami wbiła się w krótką sukienkę. Wygląda świetnie, jakby wyszła z salonu piękności, ale jak to zawsze powtarza, że bez tego nie byłaby dobrą kosmetyczką.

– Chłodno jest i to jest półgolf – bronię mojego nieśmiertelnego golfa ostatkiem sił.

– Jak zwał, tak zwał, na zewnątrz jest piętnaście stopni. Bez przesady, na ławce pod blokiem nie siedzisz.

Przeczę ruchem głowy.

– Nie daj się prosić. Poza tym zaraz Iga przyprowadzi zaraz tego Daniela. Tomek będzie miał z kim pogadać – kontynuuje.

Przerywa jej kolejny dzwonek do drzwi. Jednak zostanę w półgolfie. Otwieram i cofam się o krok. Zza pleców Igi wyrasta wysoki brunet. Przed moimi oczami stoi się koleś z Kolportera. Ten sam, który zabrał ostatnie krzyżówki.

Iga najwyraźniej dostrzega niepokój malujący się na mojej twarzy i żartuje o czarnym kocie, który przebiegł im drogę. Tym razem nie jest mi do śmiechu. Wyciągam wskazujący palec w kierunku intruza i cedzę przez zęby:

– Skąd on się tu wziął? To przecież złodziej krzyżówek!

– O czym ty mówisz? – pyta Grażynka, która właśnie dołączyła do gości stojących w progu.

– Ten koleś wykupił wszystkie w sklepie na dole, nawet jolki! Wiesz, jak ich nie lubię, a i tak żałowałam, że żadnej nie rozwiąże. Wzięłam sudoku, rozumiesz?

– Lubię mieć zapas. Daniel jestem, mieszkam dwa bloki dalej. Możemy porozwiązywać razem, jeśli masz ochotę.

Do moich uszu dobiega głęboki głos. Krzyżówkomaniak uśmiecha się bezczelnie. Mam ochotę zetrzeć mu tego „banana" z twarzy. Mężczyzna ujmuje delikatnie moją dłoń i próbuje ją pocałować. Wyrywam ją ostrym szarpnięciem. Facet kompletnie nie ma wyczucia.

To nie mój dzieńWhere stories live. Discover now