Rozdział 31

287 28 4
                                    

Rozdział 31

Violet

Riley nie zjawiła się następnego dnia w szkole. Nie odczytywała również moich wiadomości. Wiedziałam jedynie od znajomych, że wszystko z nią w porządku. To znaczy, że nie stało się u niej nic poważnego. Była jedynie lub aż przybita i obrażona i nie miała zamiaru, póki co, wracać na zajęcia. Pracowała w domowym zaciszu nad ostatnimi poprawkami swojej kolekcji.

Przeszło mi przez myśl, że to głupie i nie fair. Ponoć to ja się beznadziejnie zachowałam, ale to ona jednak zgrywa dziecko, które nie umie się zmierzyć z problemem i zamiast przyjść pogadać, chowa się w domu. Wraz z tą myślą wróciło do mnie to, co mówił Marcus. Denerwowałam się. Denerwowałam się na Ray i jej zachowanie. Faktycznie. Czułam się poirytowana, że mi się obrywa, a ona w całej tej sytuacji nawet nie potrafi odpisać mi na głupiego smsa.

Marcus miał rację. Nie czułam się w tym tak komfortowo i dobrze. Drażniło mnie. Cała ta sytuacja. Tylko, że nie miałam bladego pojęcia, co z nią zrobić. Opcja naprawienia tego bałaganu i naszej relacji była tak rzeczywista, jak pojawienie się na Ziemi UFO, ponieważ kolorowowłosa nie należała do osób, które odpuszczają i przyjmują krytykę. Z tym, że ja również miałam trudny charakter i nie odpuszczałam. Znalazłyśmy się pod „ścianą".

- Się nie smuć. Nie ma po co – mruknął lekkim tonem chłopak, dosiadając się do mojego i Jazzy stolika na lunchu.

- Zmieńmy temat – mlasnęłam, grzebiąc widelcem w jakiejś sałatce.

- Dobra, jakie masz plany na popołudnie? – rzucił wesoło.

- Ugh, z deszczu pod rynnę – skomentowałam. Posłał mi pytające spojrzenie. – Robię dalej kolekcję, tylko że...

- Że? – dopytywał, kiedy milczałam zbyt długo.

- Clarice... ma wpaść... pomóc – wyjawiłam niechętnie.

- Po-móc? – zaakcentował, wybałuszając oczy.

- Wiem, co sobie myślisz po wczoraj, ale błagam, nic nie mów. – Zagryzłam wargę.

- W sumie, nie myślę nic specjalnego... to dalsza część planu? – zaintrygował się.

- Nnn-nie wiem – zająkałam się. – W sensie, bo ona sama chciała przyjść...

Chłopak wytrzeszczył oczy jeszcze bardziej i uniósł brwi. Jazzy z kolei przyjęła niewielki, chytry uśmieszek.

- Czyli plan podziałał... ale, że co? Że zabujała się? Już? – chichotała z szyderczą nutą.

- Nie! – uniosłam się od razu. – Nie o to raczej... nie. Po prostu... nie wiem w zasadzie o co jej chodzi. Chciała się spotkać, to spoko. Lepiej dla mojego planu – powiedziałam obojętnie.

- Ten plan to ma jeszcze ręce i nogi? – Marcus grzebał łyżeczką w jogurcie.

- Nie wiem. Chyba jak ona sama się jakoś wciągnęła, to tak. – Wzruszyłam ramionami.

- I co dalej? Powiesz Bruce'owi, że jego dziewczynka się zepsuła? – parsknęła Jaz. – Czy czekasz na jakiś konkretny moment? Jakiś plot twist, jak w tanich serialach?

- Nie zastanawiałam się – przyznałam. – Nie sądziłam, że w ogóle dożyję chwili, w której ona sama będzie zabiegała o moją uwagę – zaśmiałam się.

***

Violet

Wróciłam ze szkoły. Dalej nie miałam kontaktu z moją własną dziewczyną. Dalej czułam, jak buzuje we mnie irytacja. Nie miałam jednak czasu, żeby się nad tym wszystkim rozwodzić, ponieważ o umówionej godzinie do moich drzwi zapukała Johnson.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now