happy ending

517 61 25
                                    

Rok. Trzysta sześćdziesiąt pięć dni. Osiem tysięcy siedemset sześćdziesiąt godzin. Jeszcze więcej minut i sekund, nie ważne. Tyle czasu potrzebował Changbin, by podjąć jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu.

Jaką?

— Hyung...— Seungmin niepewnie stawiał kolejne kroki. Chustka na oczach wszystko mu zasłaniała.— Zaraz się przewrócę, mogę to zdjąć?

— Jeszcze nie — dłonie Changbina na talii prowadziły go w tylko jemu znanym kierunku.— Teraz uwaga, schody.

Pomógł młodszemu wejść na podest bez zrobienia sobie krzywdy. Gdy stanęli na płaskiej powierzchni, Seo zdjął dłonie z ciała młodszego i stanął na wprost niego.

Pociągnął za chustkę i zdjął ją. Seungmin nie spojrzał na niego ani przez sekundę, od razu rozglądając się po nieznanym miejscu.

— Gdzie jesteśmy?— zapytał, zatrzymując swój wzrok na Seo.

— Podoba ci się?— zignorował, łapiąc Kima za dłoń.

Ogród. Chyba ogród. Seungmin nigdy wcześniej tutaj nie był. Byli pośrodku niczego i jednocześnie wszystkiego. Kwiaty, kolorowe, duże małe, rosnące na żywopłotach. Piękne miejsce. Zapachy roślin mieszkamy się ze sobą, tworząc delikatną mieszankę zapachową, przez którą Seungmin miał ochotę kichnąć. Deptak prowadził w każdą stronę, wszędzie rozpościerały się ścieżki.

Postawił kilka kroków, obserwując krajobraz z nikłym uśmiechem na twarzy. Podobało mu się to miejsce. Nie przepadał za kwiatami, ale te tworzyły artystyczną mozaikę, która zawróciła mu w głowie. Załączył dłonie i przyłożył go klatki piersiowej.

— Tak — przyznał cicho.— Co to za miejsce?

Ramiona starszego objęły go do tyłu, a głowa pojawiła się na ramieniu.

— Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?— Seo ucałował ciepłą szyję Seungmina.— W moim biurze?

Seungmin spojrzał w górę. W głowie nadal miał ten niezręczny styczniowy poranek, gdy po raz pierwszy stanął w progu biura starszego. Nie wyglądał wtedy na ani trochę zadowolonego.

„— Nie akceptuję spóźnień — głos niemal ociekał jadem.— Niesubordynacji, zwolnienia tylko ode mnie i do mnie, nie chcę słyszeć sprzeciwów — oparł się dłońmi o biurko.— Szczególnie sprzeciwów.

Seungmin wyglądał wtedy na nieco zdegustowanego i wystraszonego, co było dziwne, bo po jego mimice niewiele można było wywnioskować.

— A co jeśli...— nie miał nawet szansy, bo pięść uderzyła o blat. Wzdrygnął się, cofnął o krok i na moment przyłożył dłonie do uszu.

— Nie ma „co jeśli”— warknął Seo.— Ja jestem szefem, ja mam rację i to mnie się słuchasz. Przynosisz raporty do mnie i tylko do mnie, i dobrze ci wyrabiać się z nimi na czas — zmrużył oczy.— Spieprzysz, a od razu mi podpadniesz. Odmawiam, już i tak działasz mi na nerwy.

— Niczego jeszcze nie zrobiłem...— głos Seungmina był cichy, ale Changbin ani śmiał go przepuścić.

— I lepiej dla ciebie, żeby tak zostało — zrobił krok w jego stronę.— Wszędzie jeździsz ze mną.

Seungmin zdołał tylko pokiwać głową. Przerażała go cięta osobowość Changbina.

— Czy mo...

— Nie.”

— Byłeś bardzo niemiły — skomentował z uśmiechem Seungmin.— Ciągle na mnie krzyczałeś.

My Policeman - stray kidsTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon