Rozdział III - Jarmark.

11 2 1
                                    

Mimo nadchodzącej wiosny, nocą, trawa została pokryta przymrozkiem, który zgotował Hendrickowi zimną pobudkę.

-Na brodę Omusa! - Krzyknął swoim nieco niskim głosem, kiedy zsunął się ze swojego śpiwora przez sen i wylądował twarzą w lodowatej trawie.

Słońce już dawno wzeszło, a z miejsca głównego traktu dochodziły odgłosy stupotu masowej ilości koni, które jak uważał Hendrick, szły w stronę stolicy Królestwa Wsi, w której odbywał się teraz międzynarodowy jarmark z okazji powrotu wiosny.

-Wiosna, jak nie wiosna. - Rzekł do siebie, kiedy otrzepywał swoją twarz z przygruntowego przymrozku, co wzbudziło uwagę Gai, która już od parunastu minut była na nogach i skubała trawę w miejscach, w których ta nie była zamrożona.

Hendrick, postanowił, że teraz, tym bardziej nie może rozpalić ogniska, bowiem przyciągnęłoby to uwagę masy, która szła w stronę stolicy, więc napił się lodowatej wody, przesiąkniętej wciąż zapachem skóry, a następnie zjadł parę kawałków suszonej wołowiny wraz z dwoma, twardymi już, podpłomykami. Złożył starannie swoje legowisko i przywiązał je do boku Gai, która wyraźnie tęskniła za swoim podstawowym ekwipunkiem.

-Nudziło ci się co? - Mówił, gładząc ją, na co ona tylko prychnęła.

Uwdział swój czarny płaszcz, zasłaniający niemal jego całego i dosiadł swojego konia, jak gdyby nigdy nic, wyłaniając się z lasu i dołączając do masy, która zbliżała się wciąż do Northgardu, czyli stolicy Królestwa Wsi. W przeciwieństwie do ich, równie dużych, sąsiadów, orkowie postanowili, że ich stolica będzie się znajdowała na jednym z najbardziej wysuniętych punktów na północ ich nacji, zaś Królestwo Światła, w dość typowy sposób wybrało na stolicę miasto, które znajdowało się w centrum. Każdy, zajęty swoimi sprawami nie za bardzo zwrócił uwagę na postać, która dołączyła się ich konwoju, zatem wszyscy, dalej kontynuowali swoje rozmowy.

-Mugrump! - Krzyknął jeden z orków, który znajdował się najbliżej Hendricka. -Coś ty się tak ślamazarzysz! Do Northgardu zostało nam jeszcze parę godzin wędrówki!

-Prze...prze...przepraszam szefie - jąkał się jego przyjaciel goblin, który jak dobrze zauważył Hendrick, z charakteru był przeciwieństwem karczmarza, którego zabił poprzedniej nocy.

-Może nie wszystkie gobliny i orki są takie złe? - Mimo wielkiej chęci, nie powiedział tego na głos i musiał wytrzymać konwersowanie ze sobą tylko i wyłącznie w myślach.

Po dłuższej chwili wędrówki, ich trakt zaczął przebiegać przez sosnowe lasy, które zdawały się na nowo puszczać swoje liście. Promienie słoneczne, zasłaniane dodatkowe przez nie deszczowe chmury, nie dochodziły do miejsca, w którym się znajdowali, przez co zapanowała ciemność. Część wozów, wyglądających na bogate w swoim wyposażeniu, zapaliła lampy oliwne i postawiła je na dachach swoich karawanów, aby przypadkiem ktoś w nich nie uderzył. Hendrick, nie widząc zupełnie nic, trzymał się kurczowo swoich nowo poznanych kompanów jakim byli Mugrump oraz Shurgol, którzy nieustannie nawijali do siebie, przez co mężczyzna wiedział mniej więcej czy dobrze idzie.

-Kolegi to prawie nie widać! - Krzyknął, śmiejąc się zachrypniętym głosem Shurgol, pokazując w stronę Hendricka, który przez swoją czarną pelerynę, zlewał się z otoczeniem.

-A..a j..ja...jakże! - Śmiał się również goblin imieniem Mugrump, który był podwładnym Shurgola. Ork, szedł konno z zaskakująco małym bagażem, który pozwalał mu na swobodną jazdę, zaś jego sługa, goblin, ciągnął karawan, pośpieszając co chwilę dwójkę koni i ślamazarząc się z ogromnym karawanem, wypełnionym różnymi przedmiotami.

-Kolega, to po co na jarmark? - Mimo dosyć osobliwego pytania, Shurgol był w wyśmienitym humorze, żartując sobie co chwilę ze swoim towarzyszem, bowiem czekał ich niezły zysk, kiedy przybędą do stolicy.

AllenWhere stories live. Discover now