16. Ratować Josie.

58 3 0
                                    

Kaylee

Krzyki rozniosły się po agencji. Wyłapywałam pojedyncze słowa, które odbijały się boleśnie od moich uszu. Stałam po środku jakiegoś eleganckiego gabinetu z złączonymi rękami przed sobą, stukając nerwowo butem o posadzkę. Patrzyłam jak zburzony Kayden krzyczał na swoich rodziców i innych ludzi przybywających w pomieszczeniu.

—.... Nie powinno jej tu być! — Powiedział ktoś.

— .... Nie powinna o tobie wiedzieć, Kayden. Nie powinna wiedzieć Agencji!

— Uspokój się!

— To jakiś absurd!

—  Moja córka została porwana! — Jego ryk spowodował, że wszystkie głosy momentalnie ucichły.

— Kochanie... — Sophie Stanford podeszła do syna, kładąc mu dłoń na ramieniu. — Znajdziemy ją.

— To moja córka, mamo. — Wyjąkał, siląc się, aby znowu się nie rozpłakać.

Od razu po tym, gdy Kayden ostatecznie się uspokoił pojechaliśmy prosto do firmy. Jego rodzice byli mocno zdziwieniu, gdy brunet nie wszedł sam, a ze mną u boku, wtedy wyparowały do gabinetu inne osoby, krzyczące, że moja obecność tu jest wbrew zasadom regulaminu MTA, cokolwiek to znaczy.

— Gdzie jest przedszkolanka? — Zapytał, a jego tembr był tak złowrogi, że włoski stanęły mi dęba na karku. Nie tylko mnie zresztą, patrząc na miny obecnych tu osób.

— W sali przesłuchań. — Odpowiedział mu z tego, co pamiętam Caleb Heizer.

— Idę tam. — Oznajmił, idąc w stronę drzwi.

Kobieta zatarasowała mu drogę, wyciągając do niego rękę.

— Nie tak prędko mój drogi. — Odparła, odważnie wytrzymując jego mordercze spojrzenie. — Nie możesz jej przesłuchiwać. Ty to wiesz, Kayden. — Wyjaśniła. — Chodzi o twoją córkę. O twoją rodzinę. — Przypomniała. — To sytuacja, w której pierwsze skrzypce grają twoje emocje. Nie możesz tak po prostu tam wparować i jej maglować. Bądź poważny.

— Skye ma rację. — Zgodził się z nią jakiś muskularny,  ciemnoskóry mężczyzna.

— Moja żona zawsze ma rację. — Wypalił Heizer, przewracając oczami.

— Wszyscy spokój! — Krzyknął Pan John. — Darren. — Zwrócił się do mężczyzny o ciemniejszej karnacji. — Sprawdź nagrania z kamer przedszkola i okolic. — Spojrzał na Heizerów, wskazując na nich palcem. — Sprawdźcie, czy w ostatnio nie było żadnych porwań dzieci.

— O mój Boże! — Słowa wyrwały mi się z gardła, gdy pomyślałam o tym, że moja Josie może być w rękach jakiegoś psychola. Zasłoniłam usta ręką, czując pod powiekami łzy.

Pani Stanford doskoczyła do mnie i położyła mi rękę na łopatkach, robiąc na nich kojące okrążenia. Kayden na mnie spojrzał, posyłając mi fałszywy uśmiech, który miał na celu pokazanie mi, że wszystko będzie dobrze.

Ale jak może być dobrze? Jak może, gdy Josephine jest w niebezpieczeństwie.

Aż nagle, coś mi się zaświeciło?

— Anderson! — Wypaliłam, wszystkie  pary oczy wbiły we mnie wzrok. — Proszę pani, gdy pani pojechała po Josie, co powiedziała przedszkolanka po tym, jak zorientowała się, że oddała dziecko nie tej osobie, co trzeba?

Sophia otworzyła szeroko oczy.

— Przedstawiłam się, a ona powiedziała, że babcia już po nią przyszła.

New Promise Where stories live. Discover now