Rozdział 34

246 23 12
                                    

Rozdział 34

Clarice

Wymykanie się przed ojcem to moje nowe hobby. Byłam w nim przerażająco dobra. Nauczyłam się opracowywać plany wycieczki w zaledwie kilka minut. Wystarczyła jedna wiadomość od Violet, a ja godzinę później jechałam do domu Jazzy, gdzie mieliśmy świętować sukces Davies. Miało być skromnie. Tylko nasza czwórka. A miało się to odbywać w domu Jazmyn dlatego, że nie mogliśmy się spotkać u Violet, gdyż jej mama nie mogła wiedzieć, że się z nimi widuję. Ojciec dowiedziałby się od razu. U Marcusa natomiast było ciasno i byli jego rodzice. Jazmyn gwarantowała wolny dom na weekend i wielki ogród, a pogoda dopisywała. Rozkręciło się lato na całego... to znaczy, jak na Anglię.

- Czyli co? – Słyszałam głos zza drzwi. – Mamy nową osobę w paczce, czy jak?

To był głos Marcusa.

- No... nie uzgadniałam tego z wami, ale sam wiesz, jaki był plan... - Rozbrzmiał głos Violet.

- Trochę się pokomplikował – mówił chłopak.

- Ja tam uważam, że Johnson jest spoko. Nieszkodliwa, niemieszająca się w nie swoje sprawy. Taka neutralna, więc dla mnie spoko... nawet o dziwo mogłam z nią trochę pogadać na wczorajszym pokazie. – Usłyszałam ton Jazmyn.

Nie za wiele wiedziałam z ich rozmowy. Brakowało mi w niej jakiegoś kontekstu, ale nie wydawała się być negatywnie nastawiona na moją osobę. Jazmyn mnie polubiła... Violet tak jakby wczoraj nazwała mnie... przyjaciółką. Co prawda nie wiedziałam, na ile to było prawdziwe, a na ile w emocjach i by zdenerwować Riley. Wolałam chyba tego nie analizować, tylko cieszyć się, że nie jestem intruzem w ich grupie. 

- Nie przeszkadza mi w niczym. Jest bezbronna i urocza – parsknął. – Zawsze mile widziana taka osoba w teamie. Odciąga uwagę, gdy trzeba, ale... co z plane...

- Hej. – Zapukałam w uchylone drzwi zanim szatyn dokończył zdanie. Gospodyni przyjęcia zerwała się na nogi i podbiegła do mnie z uśmiechem. – Wybacz, przed domem minęłam się z twoją mamą. Mówiła, żeby wejść – wyjaśniłam tak nagłe zjawienie się w środku.

- Jasne, chodź. – Wykonała zapraszający gest dłonią. – Rodzice właśnie zabrali ostatnie rzeczy i pojechali w odwiedziny do dziadków. Mamy cały dom! – cieszyła się.

Rozejrzałam się dookoła. Zaraz po wejściu do budynku w oczy rzucał się salon. Był wielki, kolorowy, z mnóstwem ozdób i kwiatów. Na prawo od razu były schody na piętro. Dalej za nimi było wgłębienie z kanapą i telewizorem. Na lewo w kącie domu była duża przestrzeń z kuchnią, wysepką przed nią i jeszcze mini jadalnią ze stołem.

- Rozgość się. Tam jest łazienka, tam wyjście na ogród. Możesz zaglądać, gdzie chcesz, grzebać we wszystkich szafkach, ale jak znajdziesz coś dziwnego, pretensje nie do mnie – zażartowała.

- Wszystkie szafki, lodówka i te inne są do naszej dyspozycji. Mówię to, bo ty jesteś zdecydowanie zbyt dobrze wychowana, by brać sobie, co chcesz – dorzuciła Violet.

- Tak; jak coś chcesz, podchodzisz i bierzesz. Jak nie możesz czegoś znaleźć, możesz pytać. – Jazmyn kręciła się po kuchni i wyciągała z szuflad jakieś wielkie paczki chrupek.

- Co powiedziałaś staremu? – zaciekawił się chłopak leżący na kanapie.

- Że muszę nocować u koleżanki z zajęć muzycznych, ponieważ musimy przećwiczyć swoje wejście w duecie na letni występ. A jutro z samego rana musimy jechać na próby. – Machnęłam ogromnym futerałem ze skrzypcami.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Where stories live. Discover now