Rozdział 39

276 25 10
                                    

Rozdział 39

Clarice

Przebudził mnie jakiś ciągnący ból. Rozrywał mi mięśnie w rękach, nogach, plecach. Czułam się ścierpnięta. Prócz tego było duszno i zwyczajnie niewygodnie. Uchyliłam powieki. Dookoła było bardzo jasno. Za jasno, jak na mój łupiący ból głowy. Przekręciłam się w bok. Przez moment czułam, jak serce przestaje mi pracować.

- V-violet? – szepnęłam.

- Mhm? – mruknęła ospale, ledwo podnosząc powieki.

- C-co się... czemu my tu... - jąkałam się zmieszana.

- Najebałaś się wczoraj. O więcej lepiej nie pytaj. – Przeturlała się na drugi bok i okryła kołdrą.

Jej ton nie był złowrogi ani pełen wyrzutów. Miał charakter spokojnego oznajmienia. Tyle, że mi się to oznajmienie nie podobało. Zerknęłam w sufit. Próbowałam sobie przypomnieć cokolwiek z poprzedniego dnia. Miała być impreza. Tak jakby. Mieliśmy jeden jedyny wieczór wolny, w którym nie wróciliśmy do hotelu bardzo późno ze zwiedzania. Każdy chciał to wykorzystać i się zabawić. Mieszały mi się w pamięci pojedyncze sceny. Byłam z jakąś grupką dziewczyn. Gdzieś się przejawiała Monica i Daisy. Były miłe, jak nigdy. Potem tańczyłyśmy z jakimiś chłopcami. Nawet z kapitanem drużyny Rugby. Matko, ja się bawiłam z taką ważną osobą? Jak do tego doszło?

Potem byłam z kimś innym. Nie wiem, z kim dokładnie. Było tam wiele dziewczyn i wielu chłopców. Gdzieś w tle pojawiało się imię Violet. Ktoś ją wołał, ktoś coś mówił. Wybuchały na to śmiechy. Takie nieznośne. Takie łupiące głowę. To na pewno był kapitan i któryś jego kolega. A z nimi grupka Moniki. Nie byli zbyt mili. Chyba. Wspomnienia mi się tu zacierały. Pamiętam, że towarzyszyło mi niepokojące uczucie stresu i strachu. Ktoś się bawił moimi włosami przy twarzy. Ktoś jeździł ręką po mojej nodze. Aż mnie dreszcze przeszły na samą myśl o tym. Tkwiłam w zgiełku, ścisku, było mi niedobrze. Chciałam stamtąd iść, a nie miałam siły, by zdjąć z siebie czyjeś ciężkie ręce. To było to, co wywoływało we mnie nerwy i obawy.

- Violet? – mruknęłam do śpiącej obok dziewczyny.

- No? – wydusiła w poduszkę.

- Miałaś wczoraj jakąś potyczkę z grupą Rugby? – Chciałam sobie przypomnieć.

- Można tak powiedzieć – rzuciła niedbale.

- O co poszło? – Drapałam się po głowie.

- Tak jakby o ciebie...

Zrobiło mi się ciepło. Nieprzyjemnie ciepło.

- ... próbowałaś się wydostać z objęć jakiegoś tam buca. Nie chciał cię puścić, to ci trochę pomogłam i o to miał do mnie problem. Nic nadzwyczajnego. – Jej obojętność była... kojąca i drażniąca jednocześnie.

- A potem poszłyśmy tutaj, prawda? – Sięgałam do pamięci.

- Mhm – przytaknęła.

Zamilkłam. Przypomniałam sobie coś. Wiele „coś'ów". Głównie jakieś moje bezsensowne zlepki słów. Gadałam dużo. Mimowolnie. Bo nie powinnam była mówić takich rzeczy. W ogóle nie powinnam była nic mówić. Ale coś mnie zmuszało. Słowa same wypadały z ust. Pamiętałam je... i zalała mnie fala zażenowania. Byłam ciekawa, czy blondynka też pamiętała to, co działo się wczoraj aż tak dokładnie. Nie wiedziałam, w jakim była stanie. To znaczy, nie wiedziałam, czy też wczoraj była tak pijana i może nie pamiętać. Chyba lepiej żeby nie pamiętała. Matko, oby nie pamiętała!

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz