Pieśń nurtu | Wriolette 1/2

127 13 23
                                    

Zaczytując się ostatnio w ff z genshina, poznałam niesamowitą osóbkę – Caro, a także jej niesamowite "This is my winter song of you..." (Kaeya x [Diluc x Wriothesley]). Tak się wkręciłam w tego shota, taki miałam efekt "kiss, now!", gdy na scenę wchodził drugoplanowy Neuvillette, że po moich spamerskich komach Caro zaproponowała mi... żebym napisała sama zakończenia do jej ff, w którym to Wrio kończy z sędzią. Zgodziłam się, BO TAM JEST MOTYW "zwaśnieni kochankowie po kłótni"!!! Jeśli mnie znacie, wiecie, że mam na ten motyw fetysz, a jeśli nie - to już wiecie.

Raz jeszcze zachęcam do zapoznania się z shotem "This is my winter song of you..." (w dedykacji macie link do Caro), za "kanoniczne" uznałam zakończenie 2, to weselsze. A "Pieśń nurtu" to rezultat tej współpracy, czyli bottom Wrio (ten Wrio z Topiel mnie zajebie hue hue hue) ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Rozdział I: Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki

– Przepraszam.

Wystarczyło jedno słowo, aby Wriothesley wiedział, że to koniec. Przestał słuchać wyjaśnień, nie interesowały go przeprosiny. W zasadzie to nic go nie interesowało. Stał na środku swojego gabinetu i patrzył wprost w czerwony oczy swojego byłego kochanka, a jednak jakby go nie widział. Wzrok mu się rozmył, zmysły stępiły. Przez głowę przebiegły błahe myśli, zupełnie niepasujące do tragicznej sytuacji w której się znalazł. Powinien posprzątać biurko. Na blacie odbił się okrąg po rozlanej wcześniej herbacie. Teraz drażnił go ten widok, pochłaniał całą uwagę. Nie mógł się w ogóle skupić na słowach, które kierował do niego Diluc.

– Dość – szepnął, przerażony własnym stanem. – Po prostu weź swoje rzeczy i... – zawahał się.

Nigdy tu nie przychodź – pomyślał. – Nie pokazuj mi się na oczy. Nie po tym, jak obiecywałeś, że od teraz jestem tylko ja. Że zestarzejemy się razem. Zaufałem ci, starałem się, a ty tak po prostu ze mnie zrezygnowałeś, gdy znów pojawił się on.

– I wyjdź, to chcesz mi powiedzieć? – spróbował dokończyć za niego Diluc, jakby czytał mu w myślach.

– Po prostu bądźcie razem szczęśliwi – dokończył Wriothesley. Słowa, jak kolczasty drut, z trudem przeszły mu przez gardło. – Wybrałeś. Nie, ty nigdy nie wybierałeś, od początku był tylko on, a ja... Ja byłem tylko naiwnym głupcem, który uwierzył, że może coś zmienić.

– Nie byłeś chwilową przygodą czy moją formą pocieszenia. To co jest między nami jest prawdziwe, ale teraz, gdy Kaeya wrócił, nie mogę go zostawić. Zrozum, mnie i jego łączy coś więcej, niż uczucie. Jego powrót to wola Celestii. Mam wrażenie, że to przeznaczenie.

– Przeznaczenie? – Wriothesley wykrzywił usta w parodii uśmiechu. – Niech będzie, że to przeznaczenie. Tak łatwiej zrzucić winę na resztę świata, a nie obwiniać siebie. Wcale nie zjebałem, prawda? Ty też jesteś bez skazy na sumieniu, "to wola Celestii". Kurwa, Diluc! Z kogo ty próbujesz zrobić głupca?

Diluc drgnął, gdy diuk uniósł na niego głos. Chciał podejść i dotknąć swojego byłego kochanka, pocieszyć, ale w ostatniej chwili porzucił pomysł. Błękitne, trupioblade ślepia zmroziły go wieszcząc groźbę. Wriothesley znów był dla niego tylko nieoswojoną bestią. Powstrzymał się więc przed jakimkolwiek ruchem. Nie miał już prawa pocieszać diuka, jedyne co mógł, to wziąć swoje rzeczy i zniknąć, tak jak sobie tego skrycie życzył.

– Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz – powiedział i ruszył do wyjścia.

Wriothesley nie zatrzymał go, nawet nie spojrzał. Wciąż patrzył na biurko i plamę po herbacie.

Gdy Diluc zamknął za sobą drzwi, niemal od razu usłyszał zza nich huk spadających segregatorów, tłuczonej filiżanki i przekleństwa.

*

Krótkie formy | Genshin ImpactWhere stories live. Discover now