Rozdział 12

565 27 7
                                    

Brandon

Pragnąłem widoku jej zwijającego się pod wpływem bólu ciała.

Żadna z rzeczy, które działy się w moim życiu nie była przypadkowa. To, że tamtego wieczoru starałem się odrobinę bardziej panować nad emocjami również nie była. Była to jedynie kolejna z moich zagrywek. Sprawiałem pozory, aby następnie uderzyć w nią z podwojoną siłą.

Uwielbiałem testować jej cierpliwość i wytrzymałość. Najbardziej w aspekcie seksualnym, a zarazem wyniszczającym. Doprowadzać ją do skraju, a nastepnie powiedzieć jej prawdę o życiu w najbardziej okrutny i brutalny sposób.

Nienawidziałem jej, bo odblokowywała we mnie emocje oraz uczucia, które wcześniej dotąd nie były mi znane. Nie potrafiłem nawet ubrać tego w jakiekolwiek słowa.

Wszedłem z dziewczyną po drewnianych schodach na piętro mieszkania, dalej trzymając ją na rękach. Spała jak zabita. Kopnąłem nogą w drzwi sypialni, aby te się otworzyły. Wszedłem do środka, ostrożnie odkładając ją na ciemnoszarej pościeli. Przejechałem wzrokiem wzdłuż ciała Madison. Cholera, w tej sukience wyglądała jeszcze lepiej, niż w tamtej, którą wyrzuciła. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Odczułem dziwną chęć przebrania jej w czyste i wygodne ubrania, a następnie zmycia resztek makijażu dziewczyny, ale tego nie zrobiłem. Nie mogłem. Za samo myślenie o tym powinienem się ukarać.

Powinienem był zostawić ją w tym pieprzonym lasie. Zupełnie samą i porzuconą na pastwę losu. Powinienem, ale tego nie zrobiłem.

Sięgnąłem do torebki dziewczyny, wyciągając z niej telefon. Odblokowałem urządzenie za pierwszym razem. Sześciocyfrowy kod jej telefonu był banalnie prosty i przewidywalny. Dokładnie tak samo jak ona.

Wszedłem w czat z jej najlepszą przyjaciółką, wystukując wiadomość.

Madison: jeśli posiadasz jakiekolwiek resztki godności, kryj mnie

Madison: gdyby ktoś pytał to jestem u ciebie

Zablokowałem urządzenie, a następnie odłożyłem je na miejsce.

Ludzie z zewnątrz widzieli mnie takiego, jakim chciałem być widzianym z ich perspektywy. Tliłem w sobie pełno tajemnic, które nie mogłyby ujrzeć światła dziennego. Byłem egoistą.

Ukradłem jedną z rzeczy, która należała do dziewczyny i schowałem ją sobie do kieszeni. Musiałem mieć pretekst, aby ponownie się z nią spotkać.

Spojrzałem przez ramię na dobermana, który stał w progu drzwi pomieszczenia. Pies przechylił głowę, merdając ogonkiem. Głośno odetchnąłem, wychodząc za nim z pokoju. Założyłem buty, zgarniając z szafki czarną smycz.

Cody był jedyną istotą na tej planecie, która znaczyła dla mnie cokolwiek.

Wyszliśmy przed blok, a ja zarzuciłem kaptur na głowę. Podświadomie poszedłem stronę parku. Tego samego, do którego zawsze chodziła Madison. Wyciągnąłem po drodze telefon, zerkając na godzinę. Kwadrans po drugiej.

Sięganie po narkotyki i alkohol było dla mnie oznaką słabości. Madison Devis była słaba. Zachowała się jak mała dziewczynka, biorąca cukierki od nieznajomego. Ale ona nie była już małą dziewczynką, a biały proszek nie był cukierkami. Pragnąłem rozerwać na strzępy każdego po kolei od kogo dostała to gówno.

Ja: Znajdź ich

Wysłałem wiadomość, siadając na najbliżej napotkanej ławce w parku.

Asher: Co? Kogo?

Ja: Ludzi którzy dali Madison dragi

Wróciłem do mieszkania, a następnie odpiąłem Cody'iego ze smyczy. Przetarłem zaspane oczy dłonią, zanim pociągnąłem za klamkę drzwi łazienki. Wszedłem pod prysznic i odkręciłem wodę.

Madison wciąż spała w moim łóżku. Miałem ją podaną na tacy. Mogłem zrobić z nią wszystkie rzeczy, które planowałem. Uderzyć, poddusić albo zabić. Była pierwszą kobietą, którą zabrałem do swojego mieszkania. Mogła mnie zwyzywać, a ja i tak patrzyłbym prosto w jej oczy, spokojnie słuchając tego co mówi.

To jaka była lekkomyślna i głupia doprowadzało mnie do zawrotów głowy. Podejmowała pochopne dezycję, nie zważając na własne dobro.

Podstawiałem jej kłody pod nogi, mimo że życie dziewczyny nigdy nie było i nie będzie usłane różami. Nie wtedy, kiedy jestem w pobliżu.

Telefon, który leżał na umywalce zaczął wibrować i wydawać z siebie dźwięk dzwonka. Wyszedłem spod prysznica, spoglądając na ekran. Zauważyłem na nim imię Scott'a. Przetarłem dłonie ręcznikiem i chwyciłem urządzenie.

— Czego? — fuknąłem zirytowany, przykładając telefon do ucha. Nienawidziałem, kiedy ktokolwiek mi w czymś przeszkadzał.

Chwilę później usłyszałem głośną muzykę i poważny ton głosu Ashera:

— Pilnie potrzebujemy cię w Craving.

Road To HellWhere stories live. Discover now