Przedszkole

29 4 15
                                    

Zdradziłam mój Klan, można powiedzieć że rodzinę też. Ale przynajmniej mam 6 nowych, małych przydupasków.


Stałam tam, oparta o zimną, metalową ścianę, patrząc przez jednokierunkowe szkło na sześcioro dzieciaków po drugiej stronie. Każde z nich było jak zagubiony cień, z bladymi twarzami, które widziały zbyt wiele. Ich oczy, otoczone ciemnymi obwódkami, wpatrywały się w pustkę, a ich ciała, pokryte siniakami i bliznami, były świadectwem przeszłości, której żadne dziecko nie powinno doświadczyć.

Najmłodszy, chłopiec z włosami tak jasnymi, że wydawały się niemal białe, siedział skulony w kącie, obejmując kolana. Obok niego dziewczynka, może o rok starsza, z długimi, matowymi włosami, które spadały na jej twarz jak zasłona, próbująca ukryć strach. Pozostali czworo, w różnym wieku, ale wszyscy pomiędzy 10 a 14 lat, siedzieli razem, jakby ich wspólny los zespolił ich w niewypowiedzianej solidarności.

Obserwowałam ich, zastanawiając się, co z nimi zrobić. W głowie miałam milion myśli, ale żadna nie wydawała się wystarczająco dobra. -No co, Flo, ogarnij się, - mówiłam do siebie. -Musisz coś wymyślić, nie możesz ich tak zostawić -

W pokoju obok słyszałam głosy agentów SHIELD i Sama Wilsona. Dyskutowali, co robić z tymi dzieciakami. -Może jakaś super tajna szkoła dla wyjątkowych dzieciaków? Albo treningi superbohaterów? - żartowałam w myślach, próbując rozładować napięcie.

Ale prawda była taka, że sytuacja była poważna. Te dzieciaki potrzebowały więcej niż tylko schronienia. Potrzebowały domu, rodziny, kogoś kto by się nimi zaopiekował. I choć wiedziałam, że SHIELD zrobi wszystko, co w ich mocy, to jednak martwiłam się o ich przyszłość.

-Może powinniśmy im dać jakieś ksywy? Jak w X-Menach? - zastanawiałam się. -Chłopak-błyskawica, Dziewczyna-niewidka... Ech, brzmi jak zły odcinek kreskówki-

Wiedziałam, że to nie czas na żarty, ale czasami humor to jedyny sposób, by sobie poradzić z rzeczywistością. A ta rzeczywistość była twarda jak stalowa ściana, o którą się opierałam.

Kurwa, może oni są głodni? Ja zazwyczaj jak jestem głodna, to popadam w depresje.

Musze w sobie odpalić tryb matki, nie mogę przeklinać, nie mogę być sarkastyczna i ogółem.. Nie mogę być sobą.

-Czekajcie tu, liliputki, zrobię coś do żarcia- Wstałam i rozciągnęłam się. Gdy uniosłam ramiona do góry, dzieciaki się zdrygneły, jakbym ich miała uderzyć.

Stanęłam bez ruchu, dalej z ramionami w górze. Jak je teraz wezmę na dół to się posrają z strachu, z nimi to jak z zwierzętami, trzeba powoli.

- Nie bójcie się, nie uderzę was, nie bije małych smrodków- Powiedziałam, próbując być "spokojna". Powoli moje ramiona spadały na dół, a ja patrzyłam na ich reakcje.

Dzieciaki się wyprostowały, jakby już się nie bały że im zajebie sierpowego. Poszłam do kuchni, albo przynajmniej próbowałam. Niby potoczna baza, niepotrzebna, a jednak duża jak moje ambicje do kebaba. Ale się udało, kuchnia jest.

Stałam w kuchni SHIELD, otoczona zapachem świeżego chleba i szynki, skupiając się na robieniu kanapek. Każda z nich była starannie przygotowana, jakby to miało jakieś znaczenie, jakby precyzja mogła jakoś pomóc tym dzieciakom. Ale w głębi duszy wiedziałam, że to tylko jedzenie, a oni potrzebowali czegoś więcej.

Myśli krążyły mi po głowie jak szalone. -Co z nimi będzie? Jakie badania będą musieli przejść?- Słyszałam plotki, że mogą mieć jakieś moce, że są wyjątkowi, ale dla mnie byli po prostu dziećmi, które przeszły przez piekło. -Czy będą musieli zostać agentami? Czy znajdą dla nich normalne domy? - zastanawiałam się, kładąc plaster sera na kanapkę.

Pearl Fox [Marvel Oc]Место, где живут истории. Откройте их для себя