Rozdział 42

263 24 10
                                    

Rozdział 42

Clarice

Całą noc nie spałam. Wypisywałam z Violet. Odkąd tylko wróciłam do domu aż do samego rana, gdy musiałam wstać i przygotować się na zajęcia dodatkowe. Tak, miałam zajęcia w wakacje. Ojciec uważał, że zbyt duże przerwy nie służą nauce. Tym bardziej, że od nowego roku uczęszczać będę do wymagającego liceum.

Strasznie się obawiałam, że wczorajsza sprzeczka Violet z ojcem wpłynie na mnie i blondynkę. Panicznie się bałam.

Nie powinnam była widywać się z Violet, a już na pewno nie powinnam mieć z nią takiej relacji. Życie byłoby prostsze bez niej. Nie wiedziałabym o tym wszystkim, co dotyczyło ojca i jego pracy, gdyby nie ona. Nie stresowałabym się, że ojciec mnie nakryje w miejscu, w którym nie powinno mnie być. Odeszłaby mi masa problemów. Z tym, że to było już nierealne, gdyż każda chwila spędzona bez złotowłosej była dla mnie trudna i niekomfortowa. Tak jakbym była więźniem własnego życia i tylko te chwilowe spotkania z Davies mnie wyzwalały. Sama nie wiedziałam, kiedy to się stało. Kiedy z etapu niechęci do niej doszłam do etapu pragnienia przebywania z nią całą dobę.

Wracając jednak do problemu przewodniego; czułam się zdezorientowana i bezradna. Ojciec zawsze był wzorem, chodzącym ideałem. Ludzie wpatrywali się w niego, jak w najświętszy obrazek. Cenili go. Podziwiali. Dążyli do tego, co on sobą prezentował. Wiedziałam co prawda, że nie był on najwspanialszym człowiekiem przez dwadzieścia cztery na dobę. Za zamkniętymi drzwiami domostwa był często agresywny, porywczy i przerażający. I brakowało mu wtedy wiele do tego opanowanego, dostojnego mężczyzny z klasą na jakiego się kreował. Czasem nawet... bałam się go. Tak dosłownie. To znaczy nie bałam się, że będzie o coś zły, że nakrzyczy na mnie, upomni mnie za coś. To nie było takie najgorsze. Najbardziej bałam się, że kiedyś puszczą mu nerwy na tyle, że...

Z wiru myśli wyrwał mnie telefon. Przychodzące połączenie od blondynki. Wyjrzałam za okno, upewniając się, że ojciec odjechał do pracy. Odebrałam.

- Hej – wyszeptałam.

- Cześć – odezwała się po drugiej stronie słuchawki.

- Nie wiem, czy uda mi się dzisiaj wyrwać stąd. Trochę się boję... jakoś tak... po wczoraj. Dziwnie się zrobiło.

- Wiem, ale... ehm... u nas to chyba nic n-nie... nie zmienia, prawda? – Przez sekundę panowała głucha cisza. – Prawda? – powtórzyła jeszcze słabiej i z niepewnością. Rzadko kiedy słyszałam u Violet niepewność.

- Tak – wydusiłam szczerze. – Mam nadzieję... bo... nie chciałabym, żeby to coś zmieniało, ale... nie mam pojęcia, co będzie dalej. W sensie... nie umiem sobie wyobrazić tego wszystkiego, rozumiesz? Nie umiem sobie wyobrazić, jak to będzie dalej funkcjonować. Skoro ojciec ma takie radykalne plany... ale... wolałabym, żeby było tak, jak dotąd... żebyśmy się widywały i... no wiesz...

- Wiem. – Usłyszałam w jej tonie ulgę. – Wiem, wiem... ja też chcę, by to się jakoś unormowało, ale też nie wiem, co z tym zrobić. Każda opcja wydaje się beznadziejna. Jakbyśmy utknęły w jakiejś dziurze bez końca.

- Może... spróbuj jeszcze porozmawiać z mamą? – Doskonale wiedziałam, że wygaduję głupoty. Nikt nie umiał tak manipulować, jak ojciec. Zapewne pani Wood była owinięta już dookoła palca.

- Wierzysz, że to się uda? – pytała.

- Hm – westchnęłam – nie.

- Optymistycznie – parsknęła.

Lesbian Panic [ ZAKOŃCZONE ]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora