7

101 4 18
                                    

Per. Niemiec

Wyszłem na zewnątrz , żeby sprawdzić pocztę. Spojrzałem w stronę szpitala.

- Co jest?.....- Zapytałem sam siebie. Z oddali unosił się dym.  Pomimo tego, że byłem słaby to postanowiłem przejść się do Polena i sprawdzić czy wszystko jest ok. Szedłem parę minut spokojnym spacerkiem gdy nagle zacząłem biec . Szpital psychiatryczny był cały w ogniu. Na placu stali lekarze i opiekunowie oraz ich podopieczni. Schweiz stał na środku próbując wszystkich uspokoić. Podbiegłem do niego.

- Co się stało?- zapytałem zdezorientowany.- I gdzie jest Polen?

- Było jakieś zwarcie w instalacji elektrycznej. Kucharka odkręciła gaz i poleciała iskra. - powiedział kuzyn- A ty nie masz leżeć w łóżku?- zapytał krzyżując ręce na piersi.

- Gdzie jest Polen?!- powtórzyłem pytanie tylko, że głośniej. Schweiz przytulił mnie.

- Es tut mir leid. Polen miał pokój najbliżej kuchni. Ogień dawno pochłonął pomieszczenie i Polen najprawdopodobniej spłonął razem z pokojem. Nie mogliśmy go uratować. Jeszcze raz Es tut mir leid.- nie wierzyłem własnym uszom. Zacząłem płakać. Nagle zrobiłem najbardziej nieodpowiedzialną rzecz w moim życiu. Wyrwałem się z dość mocnego uścisku i pobiegłem w stronę szpitala.- Deutschland nein! - nie zdążył zareagować bo ja byłem już w środku. Ściągnąłem koszulkę i przyłożyłem ją do twarzy. Pobiegłem do pokoju Polen. Prawie cały pokój był pochłonięty przez płomienie. Polen siedział w rogu pokoju i przytulał do siebie jakąś ramkę ze zdjęciem oraz telefon.

- Polen co ty tu robisz?! Uciekaj!- krzyknąłem.

- Zostaw mnie. Chcę umrzeć.- powiedział podciągając nogi do klatki piersiowej i chowając głowę w kolanach. Usiadłem obok niego.- Co ty robisz?

- Jeśli ty umrzesz, to ja umrę razem z tobą.- powiedziałem przytulając delikatnie go do siebie.

- Idź i ratuj się.- powiedział dość stanowczym tonem. Pokręciłem głową ciągle przytulając młodszego do siebie. Chłopak wstał podpierając się ściany i trzymając się za brzuch. Najwidoczniej musiał go jeszcze boleć po tym wypadku.  Nagle Polen stracił równowagę i wpadł prosto w moje ramiona. Wziąłem go na " pannę młodą " i przyłożyłem koszulę do jego twarzy, żeby mein liebe się nie otruł dwutlenkiem węgla. Szybko wyszedłem ze szpitala. Na zewnątrz czekał roztrzęsiony Schweiz. Postawiłem Polen na ziemi. Nagle zacząłem mocno kaszleć. Upadłem na ziemię. Ostatnie co zobaczyłem to łzy w oczach Polen i uciekającego chłopaka.
- Polen zaczekaj. Bitte.- wyszeptałem słabo. W pewnym momencie urwał mi się film.

Per. Polski

Niemcy postawił mnie na ziemi. Nagle zaczął strasznie kaszleć. Mężczyzna upadł na ziemię.

- N- n- niemcy?- zapytałem ze łzami w oczach. To wszystko moja wina. Lepiej, żebym został w tym pokoju. Przytuliłem mocniej ramkę ze zdjęciem na którym był mój brat i ja. Odwróciłem się w przeciwną stronę i zacząłem biec. Biegłem przez jakieś pięć lub dziesięć minut. Gdy dobiegłem do jakiegoś lasu, to w  końcu się zatrzymałem. Czułem jak adrenalina mi spadła i poczułem niesamowity ból w nodze, ramieniu i brzuchu. - T- to moja wina. T- to prz- przeze mnie Niemcy zginął.- powiedziałem obwiniając się. Stanąłem na krawędzi urwiska, które było niedaleko.

- Polen bitte. Nie rób tego!- usłyszałem głos który dobiegał za moich pleców. Odwróciłem głowę w stronę dobiegającego dźwięku. Strasznie się zawiodłem gdy zobaczyłem Szwajcarię, a nie Niemca.

- Ale po co? Ja już i tak nie mam po co żyć. Wszyscy mnie opuścili. Zostałem sam.- powiedziałem płacząc.

- Masz jeszcze Deutschland. On cię nigdy nie zostawi. Obiecuje.- powiedział uspakajając mnie - A teraz odsuń się od krawędzi bo spadniesz.- powiedział wyciągając rękę w moją stronę.

- Wiesz co? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.- powiedziałem bardziej przysuwając się do krawędzi urwiska.

- Możesz go o to spytać.-powiedział . To akurat mnie zaciekawiło. - Tylko musisz poczekać aż się obudzi.- podszedłem do mężczyzny, kulejąc przy tym. Na mojej twarzy zagościł ciepły uśmiech.

- On żyje?- zapytałem nie dowierzając. Szwajcar pokiwał głową. - Mogę go odwiedzić? Proszę.- zapytałem podchodząc bliżej do Szwajcarii.

- Deutschland jest nie przytomny. Zemdlał na skutek zatrucia się dwutlenkiem węgla.- Niemcy się zatruł? Zapytałem sam siebie. Po policzku spłynęła mi łza.- Spokojnie. Mein cousin jest w dobrym stanie. Za niedługo się wybudzi. - na moją twarz znowu wkradł się mały uśmieszek.- Jak tak bardzo chcesz go zobaczyć, to idź za mną.- powiedział po czym ruszył w stronę wyjścia z lasu.

*Skip time*

Stałem pod domem Niemca. Dość ładny i duży. Ogród był w nie nagannym stanie. Szwajcaria otworzył mi drzwi i zaprowadził mnie po schodach na górę. Otworzył mi kolejne drzwi. Wszedłem do pokoju. Przede mną stało łóżko na którym leżał Niemcy. Usiadłem na krześle, które było obok łóżka. Położyłem głowę na materacu i po pewnym czasie zasnąłem.

Per. Niemca

Obudziłem się w łóżku. Pierwsze co zobaczyłem to Polena siedzącego na krześle. Położył głowę na materacu i pewnie usnął. Położyłem rękę na jego głowie i zacząłem bawić się jego włosami. Nagle Polenowi pojawiły się kocie uszy. Podrapałem go za uszkiem. Chłopak zaczął głośno mruczeć i zachęcać mnie do dalszych pieszczot. W pewnym momencie Polen otworzył oczy.

-Guten Tag Katze. - powiedziałem . Chłopak rzucił mi się na szyję ze łzami w oczach.

- Prze- przepraszam, że przeze mnie prawie zginąłeś.- powiedział zapłakany. Przytuliłem Polena.

- Nic się nie stało. Nie płacz proszę.- powiedziałem wycierając łzy z jego policzków.- Ich liebe dich Polen.……- kurwa Deutschland coś ty narobił. Teraz Polen patrzy się na ciebie jak na debila.- No wiesz kocham cię jak brata. Czy coś w ten deseń. Rozumiesz?- Deutschland teraz, żeś to zjebał po całej linii. Chłopak pokiwał głową. Rozumie o co mi chodziło. To cud.

- Też cię kocham.- powiedział chowając głowę w moim torsie. Zarumieniłem się i to dosyć mocno. Kocha mnie, tylko jako przyjaciela i pewnie nigdy nie będzie chciał niczego więcej. Ale kogo to. On mnie kocha nieważne jak. Prawda?

______________________________________
Słowa: 907

Pacjent GerPolWhere stories live. Discover now