Rozdział 16 - Sylwka i Żaneta

33 5 4
                                    

- Za przyzwoleniem, chciałabym skomentować twój wygląd, Katarzyno.

- Zezwalam.

- Wyglądasz jak zmaltretowana kupa gówna, która po pobycie w psim odbycie, została zjedzona, następnie zwrócona na asfalt a później kilkukrotnie rozjechana przez samochód ciężarowy.

Zmarszczyłam oczy, mierząc kobietę bardzo nieprzychylnym spojrzeniem ale niechętnie musiałam przyznać rację. Tak się czułam po wczorajszej eskapadzie z Izabelą, więc zapewne tak wyglądałam. Dramat. Powierzchowną ranę głowy zszyłam sześcioma szwami a pęknięte żebra owinęłam kilkukrotnie bandażem – nie byłam na prześwietleniu, bo dominujący ból w bokach rozwiewał wszelkie wątpliwości co do uszkodzeń. Jeśli chodzi o ucho to oderwany został pół milimetrowy kawałek, który można było dostrzec jedynie pod mikroskopem. Do opatrzenia wystarczył sporych rozmiarów plaster. Może powinnam udać się na kontrolę do szpitala ale w polowych warunkach opatrywałam gorsze rany.

Po co zajmować miejsce w kolejce?

- Dziękuję bardzo Sylwka. Twoja fachowa opinia jak zawsze pozostaje niedoceniona.

Sylwia Kwapisz, dla bliskich znajomych Sylwka, ponieważ urodziła się minutę przed północą w sylwestra, wpatrywała się we mnie z nieodgadnionym wzrokiem. Tylko ona, prócz mnie, potrafiła przybrać neutralną maskę na twarz, z której nie dało się niczego wyczytać. Obie pozostawałyśmy dla siebie nieodgadnioną zagadką. Wykształcenie psychologiczne, które biło nie tylko z zachowania kobiety ale także sporej ilości dyplomów zawieszonych na czterech ścianach malutkiego gabinetu, było jej dumą. Sylwka znała się na rzeczy, potrafiła pomóc najgorszemu przypadku, dlatego za życiowy cel obrała uratowanie mojej skrzywionej psychiki.

Syzyfowa praca.

Od pierwszej misji nałożono na mój oddział obowiązek odwiedzania przynajmniej raz w miesiącu psychologa, z którym mieliśmy przepracowywać traumy związane z trudnym bytem zawodowego żołnierza. Mimo nakazu zwierzania, dostaliśmy również przykaz, żeby opowiadać o swoich problemach w taki sposób, żeby nie zdradzić szczegółów misji. Jak rozmawiać o traumach, nie mogąc powiedzieć więcej niż: Właśnie wróciłam z misji? 

Średnio możliwe, dlatego nasze spotkania wyglądały tak – ona mówiła, ja przytakiwałam, ona pytała, ja milczałam, ona irytowała się a ja zapraszałam ją na drinka.

Odkąd przeszłam na wcześniejszą emeryturę Sylwka liczyła, że w końcu chociaż odrobinkę otworzę się na swoją przeszłość i spróbuję odkryć dręczące mnie demony. Ale zatwierdzony przez Państwo Polskie dokument milczenia nie miał zapisanej daty ważności dlatego miał być ważny aż do śmierci. Tak samo spotkania z psychologiem – byłyśmy na siebie skazane do mojego zgonu.

Relacja trwalsza niż małżeństwo, chociaż obecnie spotykałyśmy się tylko raz na cztery miesiące.

- Brałaś udział w... secreto per silentium? – tak nazywała potajemne misje, myśląc, że w ten sposób oszukuje możliwie podsłuchujących nas ludzi. Sylwka również musiała podpisać porozumienie z Państwem i zgodzić się na niezapowiedziane prewencyjne kontrole, których zadaniami było lokalizowanie i dezaktywowanie podłożonych pluskw. 

Mimo powagi sytuacji i tak próbowała ze wszystkich sił wyciągnąć ze mnie minimum informacji. 

- Kpisz czy o drogę pytasz?

- No secreto per silentium! Jak nie... To skąd te wszystkie niepokojące rany? Zaliczyłaś upadek ze schodów? Jaki jest powód ścięcia włosów? Sinéad O'Connor? Czy to jakaś nagła potrzeba akceptacji? A może kryzys wieku średniego?

Pani PorucznikWhere stories live. Discover now