Rozdział 8

12 2 0
                                    

Przez całą drogę do klubu "Frutti" była cisza. Vincent obraził się na mnie z powodu tego, że rozczochrałam mu włosy, żeby wyglądały ładniej. Podobno układał je 10 minut. Po wejściu do środka od razu poszliśmy w stronę baru. Zamówiliśmy po jednym drinku i żeby nie wzbudzać podejrzeń, mężczyzna zaczął rozmowę.

- Miałaś rację- spojrzałam na niego zdziwiona.

- Z czym?- spytałam i wzięłam malutki łyczek Malibu.

- Z strojem. Gdyby nie ty wyglądałbym jak błazen- spojrzał na innych chłopaków bawiących się w klubie. Większość miała na sobie jeansy, zwykłe koszulki lub koszule z jaskrawymi wzorami, a ich fryzury były rozczochrane jakby dopiero wstali z łóżka. Nikt jednak nie miał garnituru, białej koszuli czy elegancko ułożonych włosów.

Po kilku miniutach zwykłej rozmowy podszedł do nas chłopak. Był to ten sam, co ostatnio kupował ode mnie narkotyki i ten sam, którego Leo popchnął wprost na mnie. Z udawanym uśmiechem przywitałam się z nim.

- Cześć, ty jesteś Shane. Prawda?- spytałam.

- Tak, to ja. Mogę cię prosić na słówko?

- Jasne- wstałam, ku mojemu zaskoczeniu, Vincent też wstał. Shane od razu się wtrącił:

- Nie kolego, ty nie idziesz.

- Ale dlaczego?- spytał projektant.

- Spokojnie Vincent- powiedziałam opanowanym głosem, żeby nie musiał się martwić.- Poradzę sobie.- usiedliśmy na kanapie po drugiej stronie klubu. Chłopak sprawdził czy nikt nas nie podsłuchuje i zaczął rozmowę.

- Masz jeszcze?

- Co mam?

- Narkotyki- odpowiedział ściszonym głosem, że ledwo go usłyszałam.

- Mam, ile chcesz?

- Daj dwa razy więcej niż ostatnio- zapłacił odpowiednią sumę, a ja potajemnie mu wręczyłam dwie paczki białego proszku. Pożegnałam się i od razu poszłam w stronę baru. Nie chciałam znów spotkać jego kolegów. Ostatnim razem gdy ich zastałam nie skończyło się to dobrze. Gdy byłam już przy barze, Vincent spytał:

- Co chciał ten chłopak?

- Nic ważnego.

- Widziałem notatkę na blacie w kuchni, nie musisz mnie okłamywać.

- A kto powiedział, że ja cię kłamie?

- Jestem w temacie. Tak się okazuje, że pracuję z twoim tatą i wiem o wszystkim. Powtórzę pytanie. Co ten chłopak chciał?

- Narkotyki.

- Trzeba było tak od razu.

- Idę do toalety- był to mój pretekst, żeby się trochę uspokoić. W tym momencie Vincent wydał mi się trochę natarczywy, fałszywy, a to, że jest projektantem było dla mnie tylko głupią przykrywką. Ze łzami w oczach przemierzałam ciemny korytarz, który oświetlały tylko pojedyncze lampy rzucające czyste, białe światło. Za plecami usłyszałam znajomy głos. Głos Leo.

- Lisa?- szybko przetarłam łzy ręką i odwróciłam się w jego stronę.

- Leo, czego chcesz?

- Co ty tutaj robisz?

- Mogę cię spytać o to samo.

- Znów rozdajesz narkotyki?

- Nie twoja sprawa.

- Ty... płaczesz?- spojrzał mi prosto w oczy, a ja zrobiłam to samo, zobaczyłam w nich swoje odbicie. Stałam jak wryta nie wiedząc co odpowiedzieć.

Cicha dziewczynaWhere stories live. Discover now