Na przyzbie

373 12 57
                                    

Maria westchnęła do swojego odbicia w lustrze, kończąc wiązać chustkę.

Tak się niefortunnie złożyło, że wraz z Wasylem zostali zaproszeni na wesele Olenki - jego znajomej. Ten prosty fakt sprawiał, że pójście tam nie było czymś, co chciała zrobić.

Ostatnie dwa lata upewniły ją, że Wasyl nie ma normalnych znajomych.

Co więcej, to jej przypadło zadanie przygotowania Ukrainki. Przygotowania ceremonialnego, jak i psychicznego, ponieważ sama była po przejściach.

To znaczy po ślubie.

Rozmyślając tak nad swoim smutnym losem, dotarła do wozu. Wasyl już na nią czekał.

Kątem oka zauważyła, że ​​obserwował ją z dziwnym wyrazem twarzy. Błądził wzrokiem, po czym natknął się na ten jej, i odwrócił się szybko.

- Co? - zapytała ostro. - O co chodzi, co znowu nie tak?

- Nic - mruknął, nadal na nią nie patrząc.

Zmarszczyła czoło, zostawiając to bez komentarza. Weszła do środka. Chciała przeczesać włosy, ale przypomniała sobie, że miała je zakryte.

Zakryte chustką, którą od niego dostała.

Jej serce zabiło szybciej. Nieśmiała myśl pojawiła się w jej głowie - że mu też nie było to obojętne.

Potrząsając głową, wbiła wzrok w mijane pola.

---

Atmosfera panująca w pokoju była niemal żałobna. Olenka siedziała przed toaletką, nieruchoma i sztywna, jak jakiś obraz w cerkwi. Tylko biel jej sukni wskazywał, że dzisiejsza msza łączyła ją z narzeczonym, a nie miejscem cmentarnym.

Maria przeplatała sznurki gorsetu dziewczyny, szukając czegoś do powiedzenia. Wszystkie umiejętności społeczne, jakie posiadała, zdawały się wyparować.

- Myślisz, że..

- Czy mogę zadać ci..

Obie zaczęły w tym samym momencie. Zaśmiały się niezręcznie, a ich wzrok spotkał się w lustrze.

- Powiedz mi - zaczęła cicho Ukrainka. - Jak to jest? Mówią, że na początku bywa strasznie, ale potem da się przyzwyczaić.

Polka spojrzała na swoją obrączkę. Czy się przyzwyczaiła? Na pewno. Czy przestało być strasznie? Nie do końca.

- Nie rozumiem - ciągnęła Olenka. - Bo mi to źle w domu było? Gdybym mogła, zostałabym w nim na zawsze...

Westchnęła żałośnie.

- Ale maty kazała. Co ja przeciw niej?

Maria rozczesywała włosy lamentującej dziewczyny. Wpadający do pokoju promień słońca spływał po nich, dając im niemal złocisty odcień.

- Andrij - zaczęła pytająco, niepewna, czy takie było jego imię. - Jaki on jest?

Olenka zamrugała mokrymi oczyma, wspominając dotychczasowe interakcje z narzeczonym. Nie było ich wiele, w zasadzie niewiele - może raz, czy dwa, było im dane porozmawiać.

- Wydaje się miły - przyznała trochę nieśmiało, a delikatny róż rozlał się na jej policzki.

Maria uśmiechnęła się, słysząc pozytywną odpowiedź. Mała nadzieja zawsze była lepsza, niż jej definitywny brak.

- Za to on na pewno ma szczęście.

Uśmiech Olenki w odpowiedzi wyglądał jak promień zesłany przez same niebiosa. Tak, Andrij na pewno był szczęściarzem.

KołomyjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz