Rozdział 40. Connor

6.5K 675 256
                                    

Hej wszystkim!
Nie powinnam dodawać tego rozdziału, bo po ostatnim wszyscy chcieli mnie znaleźć i załatwić, ale jak widzicie, mam za dobre serce XD  Bardzo się cieszę, że rozpacz Connora wywołała w Was tyle emocji, bo to tylko oznacza, że jako autorka wykonałam zadanie jak należy. W końcu nie ma nic lepszego od wzbudzania w czytelnikach uczuć prowadzących do pisku lub, jak w tym przypadku, płaczu. 

Nie mogę jednak zagwarantować, że dziś będzie lepiej. O tym musicie przekonać się już sami. Dobrej lektury! 


Trzymam ją za rękę, nie potrafiąc puścić choćby na sekundę. Od kilku dni praktycznie nie jem i nie śpię, składając się w głównej mierze z łez i rozpaczliwego wołania o pomoc. Szukam ratunku tam, gdzie się da. Wydzwaniam po klinikach, nagabuję lekarzy, przeglądam dokumentację medyczną, z której nic nie rozumiem, a której zdążyłem nauczyć się już na pamięć.

I między jednym atakiem płaczu a kolejnym napadem złości na wszystko, co nas spotkało, staram się być najlepszym możliwym ojcem dla Nelly. Czeszę jej warkoczyki, bo woli, abym ja to robił niż babcia, bawię się maleńkimi lalkami Barbie mieszkającymi w drewnianym domku, koloruję kolorowanki z księżniczkami, próbując nie wychodzić za linie ich eleganckich sukien i każdego wieczora zasiadam na kanapie, aby udawać, że oglądam bajki Disney'a, tak naprawdę będąc myślami w szpitalnej sali.

Staram się. To najwłaściwsze określenie na wszystko, co robię od przeszło tygodnia.

Staram się przetrwać. Staram się nie załamać. Staram się, być tym, kogo potrzebuje moja mała córeczka. Staram się być prezesem, siostrzeńcem i synem, choć co do tego ostatniego nie mam już pewności, czy w ogóle potrafię. W końcu staram się być również Connorem, mimo że z każdą upływającą godziną zdaje mi się, że on już dawno gdzieś przepadł. I że tylko Maisie może sprowadzić go z powrotem.

Dlatego, gdy dostrzegam nieznaczny ruch jej dłoni, wstępuje we mnie nowa wiara i energia. Nikt inny, poza mną, go nie zauważa, ale był tam, jestem o tym przekonany.

Przez następne dwa dni obserwuję jej ciało, głaszcząc po skroniach i całując opuszki palców. Zachęcam, by spróbowała jeszcze raz, by dała mi jakikolwiek sygnał, że nie zwariowałem i że jest dla nas nadzieja. Powtarzam, że na nią czekam, wyznaję miłość oraz opowiadam o naszej przyszłości i rodzinie, którą już niedługo założymy. Rozprawiam o wszystkim, co przyjdzie mi na myśl – miejscu, w którym weźmiemy ślub, wymarzonym domu, wspólnej starości spędzonej na ganku w bujanym fotelu. W chwilach niewytłumaczalnego optymizmu, pozwalam sobie nawet na niewinny żart, snując wizje nocy poślubnej i tego, jak będziemy świętować jej powrót do domu. Wszystko po to, by wiedziała, że nigdzie się nie wybieram. Jestem i czekam na nią, nieważne, jak długo będzie to trwać.

W końcu, na jednej z tych historii następuje przełom.

Maisie ściska moją dłoń, wkładając w to tyle siły, ile tylko jest w stanie. Niemo odpowiada mi, że słucha i walczy, by każda ze przytoczonych opowieści, naprawdę miała szansę się ziścić. Natychmiast odwzajemniam gest, zachęcając, by podjęła kolejną próbę.

I robi to.

A potem jeszcze raz. I kolejny. Tak samo następnego dnia.

Raz stara się mnie dotknąć, innym razem otworzyć oczy. Rozchyla je, ledwo utrzymując w górze powieki, ale to wystarczy, bym mógł dostrzec jej zamglone, zielone źrenice. Patrzy na mnie, wkładając w to całą swoją miłość. Czuję ją, i odwzajemniam.

– Jestem, moja mała rycerko – powtarzam cicho, niczym w zapętleniu. – Jestem z ciebie taki dumny, wiesz? Odpocznij chwilę, niedługo znowu spróbujemy, dobrze?

Strategia miłosnaOnde histórias criam vida. Descubra agora