Rozdział 11

2.9K 689 167
                                    

Hazel

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hazel

Opierałam się plecami o drzwi i słuchałam żałosnych jęków Caleba. Wpadłam w panikę, bo kompletnie się nie spodziewałam, że postanowi się zjawić. Byłam przekonana, że prześpi przynajmniej dobę, po której i tak nie będzie niczego pamiętał. Problem w tym, że najwyraźniej pamiętał zbyt wiele.

– Proszę cię, nie każ mi tu skomleć jak psu. Porozmawiajmy!

– Ale nie mamy o czym – odpowiedziałam, ale odsunęłam się od drzwi i ponownie je otworzyłam.
Ku mojemu zaskoczeniu, Cal trzymał w rękach wielki bukiet kwiatów. Nie zauważyłam ich, kiedy otworzyłam drzwi pierwszy raz. Patrzył na mnie jak zbity pies, a jego postawa jasno mówiła, że czuł się paskudnie.

– Przepraszam – szepnął i wręczył mi kwiaty. Od razu poczułam ich słodki zapach. Jeszcze nigdy od nikogo nie dostałam kwiatów, więc zrobiło mi się po prostu miło. Przedziwne uczucie.

– Za co? – mruknęłam, postanawiając nie okazywać słabości. Prawda jednak była taka, że cieszyłam się, że go widzę. Że jest cały i zdrowy, a jedyne, co mu dokucza to kac.

– Przeze mnie... Chryste... Nie chciałem, żebyś się przeze mnie denerwowała. Jestem idiotą, a ty... Uratowałaś mi tyłek i nie pozwoliłaś, żebym...

– Żebyś się zabił – dokończyłam za niego i otworzyłam drzwi szerzej. – Wejdź. Wyglądasz jak gówno – westchnęłam.

– Wybaczysz mi? – upewnił się, zanim przekroczył próg.

– Chyba nie mam wyboru. Wolałabym, żebyś nie uprzykrzał mi życia tylko po to, żeby uzyskać wybaczenie – odparłam.

Kiedy wszedł do środka i mnie wyminął, otarł się ramieniem o moje piersi. Nie wiedziałam, czy zrobił to celowo, czy przez przypadek, ale moje nieposłuszne ciało zareagowało natychmiast. Czułam, jak moje policzki zaczynają płonąć.

Otrząsnęłam się po chwili i wskazałam mu drogę do salonu, jakby był tu pierwszy raz.

– Siadaj.

– A ty? – Zrobił krok w moją stronę i znów stanął tak blisko, że musiałam mocno zadrzeć brodę, by na niego spojrzeć.

– A ja zaniosę kwiaty do kuchni, bo tam mam wazon. Nie idź za mną, bo mnie stresujesz, kiedy zachodzisz mnie od tyłu. Poza tym muszę włożyć normalne ubranie, bo teraz ty przestałeś oddychać – wypaliłam, na co uśmiechnął się szeroko.

Przysięgam, mogłabym patrzeć na niego bez końca i delektować się tym, że obdarowywał tym uśmiechem właśnie mnie. Przez lata nigdy nie widziałam, żeby drgnął mu choć kącik ust, a teraz... Zmienił się.

– Hazel...

– Nie – przerwałam mu i pokręciłam głową. Bałam się, że powie coś, co znacznie skomplikuje sytuację. Już i tak miałam potężny mętlik w głowie po tym, co mówił, kiedy był pijany.

Focus LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz