SophiaBudzę się, gdy do moich uszu dociera agresywny dźwięk budzika. Słyszę, jak telefon wibruje i wydobywa się z niego dźwięk przypominjący syrenę alarmową, która mogłaby postawić na nogi całe miasto.
Ale ja nie posiadam aktualnie telefonu. Rzuciłam nim o ścianę i w widowiskowym stylu zakończył swoje życie. Nie ma opcji, żebym nastawiała przed snem budzik. Mam jakieś omamy? Już na dobre zwariowałam?
Siła dźwięku jest tak mocna, że jęczę poirytowana w poduszkę. Czuję również, jak moja głowa zaczyna boleśnie pulsować.
Nie otwierając oczu, z twarzą przyciśniętą do miękkiej poduszki zaczynam po omacku poszukiwać telefonu w pościeli. Jestem niesamowicie zdesperowana, aby wyłączyć to ustrojstwo, które sprawia, że moja głowa lada moment pęknie. Poklepuję przestrzeń w swoim otoczeniu, lecz nie natrafiam na urządzenie. Idę o krok dalej i przesuwam się bardziej w prawo z nadzieją, że telefon znajduje się po drugiej stronie materaca, znacznie poza zasięgiem mojej ręki.
Nagle uderzam ręką o coś twardego i ciepłego. Momentalnie otwieram oczy, a od środka zaczyna zalewać mnie przerażenie. Odrywam policzek od poduszki i powoli przechylam głowę na drugą stronę i gdy tylko spostrzegam, kto leży obok mnie z gołą klatą na wierzchu wydaję z siebie krzyk, przy którym ten nieznośny dźwięk wydobywający się z telefonu, to zaledwie ledwo słyszalny szept.
Teraz to na pewno całe Birmingham zerwało się na nogi ze swoich łóżek.
Podrywam się do pozycji siedzącej i z kołdrą przyciśniętą aż po obojczyki drę się w niebogłosy, ponieważ obok mnie leży półnagi Asher Ravencroft. Wyrwany ze snu nie przez budzik w telefonie, a mój głośny wrzask, podnosi się na łokciach i sennie mrużąc oczy odwraca głowę w moją stronę. Włosy ma delikatnie roztrzepane, a kilka kosmyków opada mu na czoło prawie wchodząc mu w oczy. Nie przywidziało mi się. Wszędzie rozpoznam tę twarz.
Zdzieram sobie gardło. Nie zaprzestaję swoich krzyków nawet na moment, ponieważ potrzebuję obudzić się z tego koszmaru. Jest tak realistyczny, że czuję, jak po moim ciele przechodzi dreszcz. Moja panika się potęguje, a ja zastanawiam się, dlaczego wciąż widzę przed sobą rozespanego Ravencrofta, który właśnie przykłada sobie rękę do czoła i próbuje dojść do siebie po pobudce, którą mu zafundowałam.
– No już Carter. Wystarczy. Inaczej ogłuchnę w wieku osiemnastu lat – mówi niskim, zaspanym głosem.
Chryste, on brzmi, jakby naprawdę tu był! Dosłownie, jakbyśmy właśnie dzielili ze sobą jedno łóżko. Moja podświadomość jeszcze nigdy nie pogrywała sobie ze mną w ten sposób. To niezwykle realistyczny sen i chcę, żeby w tym momencie się zakończył.
Chłopak podrywa się z łokci, na których jeszcze przed chwilą się podpierał i zmniejsza dzielącą nas odległość. Przykłada mi rękę do ust, a ja wydzieram się w nią, ile mam tchu w płucach. Moje oczy rozszerzają się w przerażeniu, a kończyny nagle drętwieją, nie pozwalając mi zareagować na to, co właśnie wyczynia ten dewiant.
Nie wiem co przeraża mnie bardziej w tym koszmarze – to, że z tak bliska obserwuję w półmroku jego demoniczną twarz, czy to, że znajdujemy się w jednym łóżku, niedopuszczalnie blisko siebie, a on nie ma na sobie koszulki. Jeżeli zaraz okaże się, że nie ma też na sobie spodni, albo co gorsza majtek i moja własna głowa bez powodu wykreowała sobie obraz nagiego Ravencrofta, to niezaprzeczalnie umrę na zawał w tym śnie i nigdy już się nie obudzę. To straszne, jak wżarł się do mojego umysłu i nie daje o sobie zapomnieć.
– Teraz możesz sobie wrzeszczeć do woli. No dalej, wypluj sobie płuca, słodka wariatko.
Ten głos. Jego ciepła dłoń! To nie możliwe, abym śniła tak realistycznie. W przypływie adrenaliny, zmotywowana do tego, aby o siebie walczyć i uwolnić się od tego dupka, przechylam się w bok i spadam z łóżka pociągając za sobą kołdrę, którą zasłaniałam się przed nim jak tarczą.
CZYTASZ
Fake Closeness / Revealed #1
RomanceNie mógł jej mieć, więc zrobił wszystko, by go znienawidziła. Ponieważ wierzył, że żadne z ludzkich uczuć swoją siłą nie może równać się nienawiści. Godna jej wydawała mu się tylko miłość, lecz ona nie mogła go pokochać. Nie, gdy oznaczało to dla ni...