9

2 1 0
                                    

Obudził mnie regularny dźwięk stukania. Przetarłem oczy z niechęcią. Byłem naprawdę zmęczony. Bolał mnie kark, co zapewne spowodował sen z głową na biurku. Musiałem zasnąć, czytając jedną z książek Onvrixa. Uczucie to jednak, było niczym w porównaniu z tym, co powodowały moje poranione plecy. Czułem się, jakby ktoś nieustannie przykładał do nich rozżarzone węgielki.

Wstałem powoli, chcąc rozprostować kości, czego niemal od razu pożałowałem. Upadłem na ziemię głośno krzycząc. Nie mogłem wytrzymać. Czemu to tak bardzo parzyło? Starałem się znaleźć najbardziej dogodną pozycję, lecz na nic się to nie zdało. Tarzałem się po drewnianej podłodze, pragnąc jedynie, by ten ból zniknął.

Nie mogąc dłużej wytrzymać, poczułem jak moim ciałem wstrząsają torsje, a chwilę później na podłodze lądują wymiociny. Nie zjadłem wczoraj dużo, lecz trzy kromki chleba i dwa herbatniki wystarczyły.

Automatycznie moje oczy zaszły mgłą. I jeszcze to stukanie, nie, kapanie.

Kap, kap, kap, kap.

Zaraz wybuchnę. Ponownie odwróciłem się, zmieniając swoje położenie. Oparłem czoło o posadzkę, chcąc chodź trochę ochłodzić ciało. Płonąłem.

Jak na zawołanie, strumień lodowatej wody zetknął się z moim ciałem. Mimo, że ból nie minął, choć trochę został zminimalizowany.

- Już dobrze? - zapytał znajomy głos.

- Dobrze!? - zapowietrzyłem się. - Jest cholernie źle. Czuję się jakbym płonął na stosie, nie mogę do cholery oddychać i ten dźwięk - Zatkałem sobie uszy, nie mogąc dłużej wytrzymać.

Bolesny krzyk ponownie wyrwał się z moich ust. Nie byłem w stanie tego powstrzymać.

- Oddychaj - polecił runmistrz. - Głęboko i powoli.

Spróbowałem go posłuchać, ale w tym samym momencie poczułem skurcz między łopatkami. Niekontrolowane łzy popłynęły po policzkach.

- Spokojnie - głaskał mnie po plecach. - To normalne. Choć dziwię się czemu za pierwszym razem nie zareagowałeś w ten sposób. Albo gorzej. Naprawdę dobrze to przyjmujesz.

Chciałem odpowiedzieć coś chamskiego, lecz nie mogłem psuć dopiero co unormowanego oddechu.

- To normalna reakcja organizmu. Runy nie są dla niego czymś naturalnym. Traktuje je jak jakiegoś szkodnika, którego trzeba się pozbyć, ale jednocześnie nie potrafi ich zlokalizować. Kwestia czasu, kiedy się przyzwyczai.

- Ile? - syknołem cicho, przez zaciśnięte zęby.

- Zazwyczaj jest to coś około miesiąca do pół roku, ale u ciebie spodziewam się czegoś innego. Może uda się w dwa tygodnie? - mruknął, jednocześnie zapisując coś w swoim małym notatniku.

Kilkanaście dni w takich męczarniach. Przecież to niemożliwe. Już teraz czułem, jakbym miał zaraz zejść z tego świata.

- Nie dam rady - jęknąłem.

- Chcesz jeszcze wody? - kiwnięcie głową. - Możesz wstać? - zaprzeczenie. - W porządku, zaraz wracam, faktycznie szybko schnie - mówił, wciąż coś notując.

A potem... nie wiem. Chyba odpłynąłem.

- Halo? Halo, Lissar. Słyszysz mnie? - rozpoznałem niewyraźny głos Onvrixa.

Jęknąłem cierpięczniczo, choć czułem się znacznie lepiej. Wciąż odczuwałem ból pleców i pulsowanie w głowie, lecz nie było to tak uciążliwe jak jeszcze jakiś czas temu.

- Co się stało? - wymamrotałem.

- Upadłeś i straciłeś przytomność - wyjaśnił mistrz - Jak się czujesz?

Creating DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz