Nasz wstępny plan zakładał, że gdy tylko nauczę się w jaki sposób korzystać z runy latania oraz zapanuję nad kontrolą energii, przejdziemy do kolejnych, trudniejszych run. Onvrix natomiast wspomniał, iż niecodzienny zwrot akcji równał się z tym, że nie potrzebuję więcej rysunków wspomagających. Uważał, że ujawnienie mojej elfiej natury powinno zapewnić mi również wszystkie ich dary. Był ciekawy natomiast czy udało mi się odziedziczyć umiejętność specjalną. Galadola podobno posiadała dar telekinezy. Potrafiła przenosić przedmioty za pomocą umysłu, a z czasem nauczyła się również wytwarzać nowe, nieistniejące.
Kiedy tylko starzec wspomniał o tym po raz pierwszy, mocno mnie to zafascynowało. Po cichu liczyłem, że chociaż to pozostawiła mi po sobie. Coś indywidualnego, specjalnego, tylko po niej.
Dobrze pamiętam ostatnią noc. No może nie aż tak dobrze, bo z przerwami, ale trzy słowa chodziły mi po głowie od rana. Śniłem o nich.
Kocham cię, synu.
Nikt nigdy wcześniej nie powiedział mi czegoś podobnego. Często do tego nawiązaliśmy z Ossfennsess, ale to nie było to samo. Czy właśnie tak wygląda prawdziwa miłość?
Uznałem, że nic nie będę wspominał o tamtej rozmowie. Starzec równie nie nawiązywał. Dzień natomiast minął w znacznie lepszej atmosferze niż ostatnio. Nadal byłem rozgoryczony, jednak chyba go zrozumiałem. Teraz, gdy wiedziałem co nim kierowało, strach że zobaczy we mnie swoją martwą partnerkę musiał być ciężki. Nie zmieniało to jednak faktu, że moje dzieciństwo bez ojca było jeszcze trudniejsze.
- Przyjadę prawdopodobnie za dwa dni, jak się nie uda to za trzy - mówiłem zabierając jeszcze nierozpakowane bagaże. - Chciałbym załatwić to jak najprędzej, ale nie wiem ile czasu zajmie mi przekonanie Os i Noxita. Jeszcze muszę porozmawiać z Mubornem - zastanawiałem się na głos. - Może w takim razie przyprowadzę tu brata już jutro, a sprawy z elfem pozałatwiam po wszystkim, hm - oparłem czoło o chłodną ścianę. - Nie widziałem przecież dowodów, że wojna się nie odbędzie, tylko że obywatele są chamsko oszukiwani. Tak, wpierw muszę zadbać o bezpieczeństwo swoich bliskich. Czy mogę przyprowadzić ich tutaj już jutro?
- Zrób to, co uważasz za słuszne. Ufam ci - niepewnie dotknął moje ramię. Tym razem nie wzdrygnąłem się, ani nie zabrałem ręki. - Będę w oczekiwaniu płynął do miasteczka codziennie.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się lekko. - Wiele to dla mnie znaczy. - ponownie spojrzałem na jego oczy.
Piwne, zupełnie jak moje. To właśnie dlatego przy naszym pierwszym spotkaniu zwróciłem uwagę, że wyglądają jakoś znajomo.
- Bądź bezpieczny - odparł patrząc na mnie z miłością. Tu musi być ona, czuję to.
Obejrzałem się kolejny raz, obserwując tak dobrze znany mi drewniany budynek. Jak dom. Weszliśmy na niewielką łódkę, jednak gdy tylko mężczyzna rozplątał supeł, przytrzymujący nas w miejscu, szybko powiedziałem:
- Poczekaj.
Posłuchał mnie bez pytania, przytwierdzając wiosło w ziemię. Patrzył na mnie pytająco, co zignorowałem. Wstałem z całym bagażem, podbiegają do wnętrza chatki, po czym skierowałem się na poddasze. Głośno oddychałem, ale byłem pewny tego co chcę zrobić.
Rzuciłem na ziemię torbę zapakowaną ubraniami, suchym prowiantem i pamiętnym zdjęciem z rudowłosą. Ziarna kawy zostały w kuchni. Reszta rzeczy też zostanie w środku.
- Co robisz? - zapytał skonsternowany starzec.
- Teraz mam powód, aby tu wrócić.
Nie umknął mi zadowolony uśmiech mężczyzny, gdy w końcu wypłynęliśmy na szeroką wodę.
CZYTASZ
Creating Destiny
FantasyJak wiele razy pragnąłeś tego, co niemożliwe do osiągnięcia? Czemu jest tak, że zakazany owoc kusi najbardziej? Powinien nas odpychać, przytłaczać, lecz jest całkowicie odwrotnie. Kusi swoim wyglądem, sugerując, że raz można go spróbować. Przecież n...