11.

1.2K 91 12
                                    

Gdy w końcu zmobilizowałam się do do stawienia czoła wrogowi i odwróciłam się w jego stronę. Na widok Andrzeja niemal westchnęłam z ulgą. Ale nie zrobiłam tego, bo on momentalnie naskoczył na mnie niemal sycząc:
- Co ty tu u diabła robisz? Chcesz żeby cię odkryli?- nie zdążyłam mu odpowiedzieć, bo szybko rozejrzał się na boki i wyciągnął mnie zza rzeźby- Chodź- powiedział tylko, a ja nie chcąc aby mnie za sobą ciągnął spełniłam jego polecenie.Szliśmy w kierunku pomieszczenia, gdzie znajdowała się mała siłownia. Widocznie Andrus musiał świetnie znać rozkład domu.- Więc? Po co nas podsłuchiwałaś? Wiesz co by było gdyby cię odkryli?
- Tak wiem, przepraszam- nie zamierzałam się bronić, nie miałam do tego mentalnych sił ani humoru. On liczył chyba na nasze starcie i moja kapitulacja wyraźnie zbiła go z tropu. Westchnął ciężko.
- Słyszałaś Czarka, prawda? To dlatego płakałaś?
- Chyba doskonale znamy odpowiedź na to pytanie.
- Przykro mi.
- Naprawdę? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
- Przecież wiele razy cię ostrzegałem.
- Tak, więc możesz uznać że sama jestem sobie winna i naigrywać się ze mnie mówiąc: a nie mówiłem. Proszę bardzo, droga wolna.- roześmiał się cicho.
- Raczej nie jestem z tych co kopią leżącego. I nie cierpię słów: a nie mówiłem.
- Och, ja tu cierpię a ty się ze mnie nabijasz...- poczułam budzącą się we mnie złość. Miałam dość już Czarka, Karoliny, samego Andrzeja, mojego ojca oraz wszystkich innych osób.
- W takim razie łączę się z tobą w bólu.- mimowolnie parsknęłam nieelegancko śmiechem nie mogąc się powstrzymać.
- Mówisz jakby ktoś umarł.- Ale w sumie umarła: moja wydumana miłość Czarka do mnie.- A poza tym to chyba kolejny raz zaciągam u ciebie dług wdzięczności. Bardzo dziękuję.
- Nie ma za co. Gdyby Karolina cię znalazła byłby niezły pasztet. Na przyszłość powinnaś być bardziej ostrożna, choć ja mam już serdecznie dość ratowania cię z tarapatów.- zabrzmiało to jak oskarżenie, ale towarzyszył mu ciepły uśmiech. Z trudem go odwzajemniłam znów myśląc o Czarku. Och, dlaczego mi to zrobiłeś?- Znów masz zamiar płakać?
- Ja nie płaczę- odpowiedziałam drżącym głosem i kolejna łza spadła mi z policzka. Otarłam ją ze złością- No dobra płaczę, ale mam tego wszystkiego cholernie dość, rozumiesz? Począwszy od tego idealnego domu, służby, wspólnych posiłków o wyznaczonych porach, bankietach, kontaktach z macochą i Tomaszem, a nade wszystko Karoliną. Wiesz jakie to uczucie gdy ktoś cię tak nienawidzi bez powodu? Okej, nie jestem święta, ale ona nie ma prawa tak się wobec mnie zachowywać i zmuszać swoich kumpli do tego żeby gnębili mnie w tak chory sposób. To już podwójna podłość.- zrobiłam krótką pauzę przypominając sobie wyjście z Loczkiem do wesołego miasteczka: tą iluzję szczęścia, poczucie pokrewieństwa dusz, wspólne zabawy i spacer. Odwróciłam się w przeciwną stronę- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym wrócić do mojego małego przytulnego domku na przedmieściach. I do mamy. Tak bardzo mi jej brakuje...- urwałam bo szloch nie pozwolił mi na powiedzenie czegoś więcej. Czułam, że dłużej nie jestem w stanie się opanować. Usłyszałam kroki Andrzeja: nic nie mówił, ale wolno zaczął do mnie podchodzić. Nie chciałam aby patrzył na mnie w tym stanie, więc oddaliłam się robiąc kilka kroków do przodu. Ale w pewnym momencie nie mogłam robić tego dłużej.

- Magda- zwrócił się do mnie głosem pełnym litości i chyba zakłopotania. A może współczucia? Nie potrzebowałam go.
- Daj mi spokój- odpowiedziałam wściekle gdy próbował wyminąć mnie aby stanąć ze mną twarzą w twarz. Ale w końcu mu się to udało. Zaczęłam się z nim przez chwilę szamotać aż w końcu nie znajdując innego wyjścia schowałam twarz na jego ramieniu. Zdrętwiał, ale pozwolił mi na to stojąc w bezruchu. Z wisielczym humorem zaczęłam zastanawiać się za jaką idiotkę musi mnie uważać- Pewnie teraz masz mnie za totalną desperatkę i żałosną osobę. I chyba masz rację.- odezwałam się po jakichś kilku minutach
- Nie, rozumiem cię...to znaczy nie do końca, bo zrozumieć twoją sytuację może tylko ten, kto przeszedł to samo.- westchnął- W ostatnim czasie dużo przeszłaś. I powinnaś powiedzieć o wszystkim ojcu. Może porozmawiałby wtedy z Karoliną i...
- To nie ma sensu. Ja...nie potrafię się z nim dogadać ani niczego udowodnić. A poza tym ja sama do końca w to nie wierzę. Przecież to nie telenowela brazylijska, na miłość boską. Jak szesnastoletnia dziewczyna może mieć w sobie tyle jadu?
- Myślę, że ona jest zazdrosna.- podniosłam na niego zdziwiony wzrok- Bo wiesz, macie wspólnego ojca. Z tego co zauważyłam bardzo stara się naprawić wasze relacje, prawda?- spytał retorycznie.- A Karolina to widzi. Poza tym, zawsze była przyzwyczajona do tego, że jest oczkiem w głowie rodziców. Ty to w pewien sposób zniszczyłaś.
- Więc jeśli to prawda to może sobie wziąć Tomasza całkowicie dla siebie. Ja go nie potrzebuję.
- Teraz to ty mówisz jak dzieciak. Każdy potrzebuje miłości i opieki rodziców. Masz dopiero szesnaście lat.
- A ty co? Rok starszy i taki niby doświadczony?- prychnęłam. On dla odmiany się roześmiał.
- Skąd o tym wiesz?
- O czym? O tym, że kiblowałeś w piątej klasie? Nieważne.
- Okej, masz rację. Tak, dwa razy chodziłem do tej samej klasy.
- Dlaczego?
- Co: dlaczego?
- No czemu kiblowałeś?
- Po prostu nie byłem zbyt pilnym uczniem.
- Ale banalne wyjaśnienie.- ostentacyjnie westchnęłam. I nagle zdałam sprawę, że choć nie tulę się już do niego to jednak stoję bardzo blisko. Odsunęłam się jeszcze dalej...o jakiś metr.
- Za to prawdziwe: niestety nie kryje się za tym żadna warta uwagi historia. Po prostu chciałem się zbuntować i trochę mi nie wyszło.
- Trochę?- roześmiałam się.
- No troszeczkę.- odpowiedział uśmiechem. Przypomniałam sobie o czymś.
- Te kłopoty w twojej rodzinie, to znaczy firmie...to coś poważnego?
- Jak zapewne słyszałaś- wymówił ostatnie słowo z większym naciskiem żebym była świadoma, że raczej znaczy podsłuchiwałaś- wspólnik mojego ojca okazał się szują i ukradł dużą sumę pieniędzy. Myśli, że jest sprytny i wszystko dobrze udokumentował, ale ja wierzę w sprawiedliwość. I przede wszystkim mojego tatę.- Uśmiechnął się do mnie lekko- No cóż chyba powinienem już iść. Znajomi czekają.
- Tak, dzięki- odezwałam się żałując, że nasza rozmowa dobiegła końca. Dlatego gdy Andrzej nieomal otwierał drzwi postanowiłam wyznać:- Wiesz, bardzo ci dziękuje. Naprawdę fajny z ciebie chłopak i choć nie uważasz mnie za swoją przyjaciółkę dla mnie jesteś przyjacielem.- przystanął. Odwrócił się do mnie marszcząc lekko brwi jakby imitując zdziwienie.
- Więc teraz jestem twoim przyjacielem?- spytał, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi.
- No...tak- przytaknęłam głupio. Spojrzał na zegarek.
- Naprawdę muszę już iść. Minuta chyba już dawno minęła.
- Jaka minuta?- spytałam, ale on był już za drzwiami. Skonsternowana zastanawiałam się nad jego ostatnim stwierdzeniem. W końcu mnie olśniło.
„ Wolałabym już chyba pocałować żabę niż spędzić z nim z własnej woli nawet minutę"
A więc pamiętał...Uśmiechnęłam się. Jak jednocześnie w tak zręczny sposób można okpić i siebie i rozmówcę? Andrzej Fabisiak jednak to potrafił. I na chwilę całkowicie mnie rozbroił.
Po kilkudziesięciu minutach, które po wyjściu z siłowni spędziłam w swoim pokoju zastanawiałam się nad swoimi dalszymi ruchami. I doszłam do jednego logicznego wniosku: nie mam zamiaru dłużej tego ciągnąć. Koniec z udawaniem: ostatecznie zerwę znajomość z Czarkiem i całą paczką Karoliny (mam nadzieję, że wtedy ta podła żmijka da mi spokój) Zastanawiałam się jednak nad sposobem: czy zemścić się i wyznać, że od początku o wszystkim wiedziałam? Nie, moja siostrzyczka mogłaby dalej mścić się na mnie za to, że jakimś cudem ją przejrzałam. A tym cudem był oczywiście Andrus, więc przy okazji mogłabym zaszkodzić i jemu. Pozostało mi więc udać, że jednak to co czuję do Loczka „to nie to" i skończyć te nasze niby spotykanie się. A najlepiej jeszcze jakoś to uwiarygodnić i znaleźć sobie nowego chłopaka. Oczywiście o wyrazistych kościach policzkowych, zawadiackim uśmiechu, prostym nosie i kręconych włosach...czyli klona Czarka. Och, gdyby to tylko było takie proste: pstryk i kochasz. Kolejny: nie kochasz. Dlaczego tak nie może być? I jak to w ogóle możliwe, że zakochałam się w kimś kto czuje do mnie kompletną niechęć? Nie rozumiałam tego. Poeci mówią, że umysł ludzki nie jest w stanie pojąć miłości. No cóż, mój na pewno. Przynajmniej w tej chwili.
Przez resztę dnia oglądałam w swoim pokoju żenująco śmieszne odcinki amerykańskiego serialu komediowego dla nastolatków rozpamiętując swoje upokorzenie z całą tabliczką czekolady. Nie chciałam spotykać się dzisiaj z moimi przyjaciółkami choć z pewnością były ciekawe randki z Czarkiem w wesołym miasteczku. Ale co miałam im niby powiedzieć? Naprawdę opowiadanie o własnym upokorzeniu nie jest przyjemne. Mimo dołujących myśli przez cały dzień w nocy, tuż przed snem odtwarzałam w myślach rozmowę z Andrzejem. Był naprawdę dobry: niemal niezauważalnie poprawiał mi nastrój tak abym się nie załamała, ale jednocześnie dał wypłakać na swoim ramieniu. Przypomniało mi się to co opowiadał mi o Karolinie: że to fajna i wesoła dziewczyna, choć oczywiście złośliwa a nawet odrobinkę podła. Wtedy kategorycznie zaprzeczyłam, ale w sumie...przecież to możliwe że jest o mnie zazdrosna. Przez tyle lat była przecież jedynaczką. Zastanawiałam się czy Tomasz powiedział jej wcześniej, że ma siostrę czy zrobił to całkiem niedawno. Chociaż w tych czy innych okolicznościach raczej byśmy się nie polubiły.
Nazajutrz okazało się, że Karolina wyszła wcześniej z domu. Zastanawiałam się czy nie skorzystać z okazji i nie zemścić się na Czarku. Tylko jeszcze nie wiedziałam jak mam to zrobić, żeby ona „przypadkiem" znalazła mój pamiętnik i przeczytała ostatnie wpisy. I ostatecznie pogrążyć Loczka. Przestałam mieć już jakiekolwiek złudzenia: paczka siostry nie cierpiała mnie tak jak ona sama. I prawdę mówiąc miałam to gdzieś. Owszem, zdawałam sobie sprawę, że ból i upokorzenie jakie spotkało mnie ze strony Cezarego tak łatwo nie minie. Potrzebny mi był tylko czas. W końcu to moje pierwsze zauroczenie, chłopak z którym przeżyłam pierwszy pocałunek. Nie tak łatwo o tym zapomnieć.
- Magda, moglibyśmy porozmawiać?- gdy spacerowałam na piętrze z pamiętnikiem w dłoni, usłyszałam głos Tomasza. Niechętnie przystanęłam złorzecząc sobie w duchu. Dlaczego akurat dzisiaj nie był o tej porze w pracy?
- Dobrze, coś się stało?- spytałam.- Mam nadzieję, że nie chodzi znów o tą sprawę z moją alergią. Mówiłam, że....
- Nie, chciałbym pomówić o twojej...mamie.
- A, to...- odparłam cicho.- O co konkretnie ci chodzi?
- Chodźmy do twojego pokoju.- zaproponował i po kilkunastu sekundach weszliśmy do środka. Zaczął przyglądać się moim rzeczom a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że od początku mojego pobytu w domu, nigdy go nie przekroczył progu tego pokoju. Oczywiście nie dlatego, że nie otwierałam mu drzwi. Po prostu nigdy o to nie zabiegał: z pracy wracał późno, a i tak musiałam spędzać ponad godzinę w jadalni na wspólnej kolacji. Dopiero teraz uderzyło mnie, jakie to dziwne.
- Więc?- ponagliłam go- Dlaczego chciałeś rozmawiać o mojej mamie?
- Jutro za tydzień są jej urodziny, więc pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się wspólnie na cmentarz i ją odwiedzić.- odpowiedział spokojnie. Spuściłam wzrok próbując powstrzymać natłok emocji, które z pewnością odbiły się na mojej twarzy.
- Dobrze, jeśli masz na to ochotę. Ja i tak zamierzałam tam iść.- z tobą czy bez, dodałam w myślach.
- Magda, chcesz o tym porozmawiać?
- O czym?- udałam głupią.
- O Marysi. Jak sobie radzisz? Na pewno czujesz się przytłoczona wszystkimi zmianami, które cię ostatnio przytłoczyły: zmiana miejsca zamieszkania, rodziny, odejście matki...- zaczął wyliczać. Uśmiechnęłam się z przymusem.
- Dlaczego pytasz o to teraz? Minęło kilka tygodni odkąd tutaj jestem, a ty zadajesz mi to pytanie dopiero dziś?- nie mogłam powstrzymać się od drobnej złośliwości.
- Sądziłem, że potrzeba ci trochę czasu na adaptację- wyjaśnił- Nie czujesz się tutaj dobrze, prawda?
- Chyba nie powinieneś być tym zaskoczony. Ale nie martw się, zaadoptuję się za jakiś czas.
- Nie dogadujesz się z Karoliną- stwierdził, a ja spojrzałam na niego zaskoczona- Tak, nie musisz udawać: umiem rozpoznać te wrogie i krzywe spojrzenia jakie sobie rzucacie. To dlatego chcesz uczyć się z dala od domu?
- Oczywiście, że nie- zaprzeczyłam, mam nadzieję, stanowczo- Po prostu zawsze chciałam tak zrobić: niezależnie od tego czy nadal mieszkałabym z mamą czy z tobą.
- Nieprawda- przejrzał moje kłamstwo i nie bał się wyrzucić mi go w twarz- Ty chcesz uciec.
- A nawet jeśli to prawda to co? Zmusisz mnie żebym uczyła się w liceum tam gdzie Karolina?
- Nie, ale wiesz że mógłbym.
- Czy to groźba?
- Nie, jak możesz tak myśleć? Po prostu chciałbym, żebyś przestała widzieć we mnie wroga. Myślę, że upłynęło już za dużo czasu na zagojenie ran i wzajemnych oskarżeń.
- Nie rozumiem.
- Rozumiesz. Jesteś już dużą dziewczynką i czas żebyś poznała prawdę dotyczącą mnie i twojej mamy.
- Och, nie kłopocz się: znam ją doskonale: najpierw ożeniłeś się z mamą, potem ona zaszła w ciąże, a za kilka miesięcy to samo spotkało panią Barbarę.
- Takie są fakty. Ale nie znasz żadnych przyczyn ani...
- Bo nie obchodzą mnie. Nie ważne dlaczego tak postąpiłeś: liczą się konsekwencje. I wiesz że od dawna, że nie mogę ci tego wybaczyć, więc skończmy tę rozmowę, bo ona do niczego nie prowadzi.
- Mylisz się- ojciec spojrzał na mnie ostrzegawczo.- Jak wiesz byłem wtedy bardzo młody i co tu dużo mówić, głupi.
- To wszystko usprawiedliwia- wymruczałam ironicznie. Jeśli Tomasz to usłyszał, w żaden sposób tego nie skomentował.
- Spotykałem się z Marią krótko i zakochałem się w niej. Mimo wszystko gdy dowiedziałem się o ciąży ślub wzięliśmy trochę z konieczności niż z wewnętrznej potrzeby. Barbara z kolei była moją najlepszą przyjaciółką. Znałem ją już wtedy. Nie będę ci zdradzał szczegółów: ważne jest to, że w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że kocham Basię nie tylko jak przyjaciółkę. Mimo to postanowiłem nic z tym nie robić. Nadal kochałem twoją mamę.
- Ale to nie przeszkodziło ci jej zdradzić. I jak w ogóle można kochać dwie kobiety jednocześnie?- Tomasz delikatnie się uśmiechnął.
- Jesteś jeszcze bardzo młoda i wielu rzeczy jeszcze nie wiesz. Chciałbym tylko, żebyś wiedziała, że ja zdradziłem Marysię tylko raz. Jednak ten raz wystarczył, żeby wniosła sprawę o rozwód. I w sumie to jej się nie dziwię. Ale mimo wszystko teraz tego nie żałuję: bo mam Karolinę. I ciebie również. Dlatego chciałbym, żeby nasze relacje nie były tylko poprawne. Chciałbym się z tobą zaprzyjaźnić, Madziu. Chcę abyś czuła się tutaj swobodnie i dobrze, abyś była szczęśliwa. Mam nadzieję, że to rozumiesz. I, że przemyślisz parę spraw- zamilknął. Ja z kolei nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc milczałam. W tym czasie Tomasz podszedł do drzwi.- Muszę iść do pracy. Pomyśl nad tym co ci dzisiaj powiedziałem.
Gdy wyszedł odczułam ulgę. W zasadzie nie znałam tej historii którą mi opowiedział. Ale nie znaczyło to, że dzięki temu diametralnie zmieniło się moje nastawienie do niego. Choć nie wiem, czy się aby nie pogorszyło. Kochać jednocześnie dwie kobiety? Jak to w ogóle możliwe? I czy to w ogóle jest możliwe, pomyślałam z przekąsem. Przez ponad godzinę leżałam na łóżku nie mogąc opanować natrętnych myśli. I za to byłam zła na ojca. Bo przecież miałam na głowie Czarka, Karolinę i resztę jej paczki, więc powinnam się dobrze przygotować. A nie wzbudzać w sobie jakiekolwiek uczucia do Tomasza. I nawet nie wpadłam na pomysł podrzucenia Karolinie mojego pamiętnika....
Kilka godzin później dałam sobie z tym na spokój. Pomyślałam, że po prostu w najbliższym czasie zwerbuję w jakiś sposób moją siostrzyczkę do swojego pokoju gdy nagle zadzwoni telefon, a ja wybiegnę szybko gubiąc pamiętnik, który wyleci mi z torby. Wiem, że to trochę głupie i oklepane, ale na razie nie wpadłam na nic lepszego. Tylko problem polegał na tym, że musiałam jeszcze ciągnąć tę grę z Czarkiem, choć najchętniej chciałabym napluć mu w twarz i powiedzieć jaki z niego żałosny dupek. A więc poczekam, tylko kilka dni. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to może nawet uda mi się go nie zobaczyć...
Jak zwykle, wszystko zaczęło sprawiać mi kłopoty. Karolina wyjechała na kilka dni do swojej ciotki ze strony matki. Nie pytałam o szczegóły, bo swoich planów i tak nie mogłam zorganizować. Pozostawało mi więc tylko czekać. 

To tylko pozory... ✔Where stories live. Discover now