Rozdział III

1.1K 160 24
                                    

Biegłam przez las, a gałęzie szarpały moje włosy, co bardzo utrudniało bieg. Mimo to, pośpieszana niepokojem kilka chwil później dotarłam do miasta. Już wiedziałam kogo szukać, jednak teraz tylko pozostawało znalezienie tej osoby. Przebiegłam przez miasto i nie zważając na zdziwione spojrzenia napotkanych ludzi, zaglądałam do każdego zakątka, w którym lubił przebywać Narran. Nic z tego. Nie znalazłam go.
Zrezygnowana i coraz bardziej zdenerwowana wybiegłam z miasta od strony zachodu i rozglądnęłam się gorączkowo, bo to było ostatnie miejsce, które przyszło mi na myśl. Dostrzegłam doskonale mi znaną, zieloną pelerynę, nieodłączną towarzyszkę mojego przyjaciela. Młody mężczyzna stał odwrócony do mnie plecami, znowu wpatrując się tępo w ścianę lasu. Podbiegłam do niego, a on słysząc kroki odwrócił się szybko. Na jego twarzy malowało się zaniepokojenie, jakby się spodziewał ujrzeć kogoś niepożądanego, ale gdy mnie zauważył uspokoił się nieco. Jednak zaraz potem znowu w jego oczy wdarł się lęk, gdyż spostrzegł moje błagalne i zrozpaczone spojrzenie.
- Narranie... - powiedziałam tylko, bo nie byłam w stanie złapać oddechu.
Mężczyzna położył dłoń na moim ramieniu, najwyraźniej zapominając, że przed chwilą nad czymś rozmyślał, i spojrzał mi w oczy.
- Tak, Evelyn? - zapytał w miarę łagodnie. - Co się stało?
- Felix... On...
Narran przechylił głowę z troską.
- Co z nim?
- Chciał mi pokazać takie miejsce... I tam napadła go jakaś kreatura. Ogłuszyła go i...
- Gdzie to jest?! - przerwał mi mój przyjaciel.
Pokazałam mu, że ma iść za mną.
Szybko przemierzyliśmy miasto, mijając domy i nie oglądając się na nic. Teraz tylko jedna rzecz zaprzątała moje myśli. Gdy wreszcie wyszliśmy z Iaurel, bez wahania skierowałam się w odpowiednią stronę. Wbiegliśmy w las. Słyszałam, że Narran podąża tuż za mną. Miałam nadzieję, że uda mi się znaleźć miejsce, w którym zostawiłam Felixa.
Znalazłam wejście do jaskini dopiero po dłuższej chwili gorączkowego poszukiwania.
- To tutaj - oznajmiłam szybko.
Mężczyzna nie odpowiedział tylko pośpiesznie wszedł do groty. Udałam się za nim. Szliśmy kamiennym korytarzem najciszej jak się dało. Moje oczy mniej więcej przyzwyczaiły się do ciemności i właśnie wtedy znaleźliśmy Felixa.
Nadal leżał nieprzytomny, ale teraz otaczało go kilka stworów, które przyglądały mu się z uwagą. Wszystkie wyglądały niemal tak samo, różniły się tylko wielkością i kolorem skóry. Chyba nas nie zauważyły. Co chwila któryś z nich kopał młodzieńca, jakby chcąc go obudzić. Wyobraziłam sobie jak Felix mógłby się przestraszyć, gdyby odzyskał przytomność. Poczułam wściekłość, chciałam podejść i odgonić te pokraki, ale nim zdążyłam uczynić choćby krok, Narran odciągnął mnie w cień. Pokazał żebym się nie ruszała, a sam wyjął swoje sztylety, które zawsze nosił przy sobie. Wiele razy mówiłam mu, że nie rozstając się z nimi sprawia, iż mieszkańcy nadal nie obdarzają go zaufaniem, ale on mnie nie słuchał. Swój łuk zabierał ze sobą tylko podczas wypraw do lasu.
Jednak w tamtej chwili cieszyłam się, że ma przy sobie broń. Bezszelestnie wyszedł zza zakrętu i zbliżył się do istot. Dostrzegły go. Z wściekłością rzuciły się do przodu, ale doskonale naostrzone ostrza sprawiły, że zachowały bezpieczny dystans. Narran ostrożnie podszedł bliżej. Kreatury zasyczały, ale cofnęły się. Młody mężczyzna zbliżał się do nich szybko, a one nie spuszczając wzroku z broni, wycofywały się. Jedna skoczyła na niego, ale jej ramię zostało przeorane przez ostrze, co sprawiło, że nie próbowała już atakować. W końcu stwory dały za wygraną i odbiegły jednym z korytarzy, powarkując cicho. Narran schował sztylety i przyklęknął obok Felixa. Wyszłam z cienia.
- Zaraz może tu przylecieć cała zgraja tych goblinów - mruknął mężczyzna, jakby do siebie i wziął chłopaka na ręce. Opuściliśmy jaskinię.
Na zewnątrz słychać było śpiew ptaków, zupełnie jakby nic się nie stało. Właściciel zielonej peleryny położył nieprzytomnego pod jednym z drzew.
- Nie powinniśmy się oddalić? - zapytałam niepewnie, zerkając na otwór prowadzący w głąb ziemi.
- Nie - uzyskałam odpowiedź. - Boją się słońca. Swoją drogą - ciągnął dalej - dziwne, że jeszcze tu mieszkają. Większość goblinów już dawno przeniosła się w góry. Te musiały kryć się tu latami.
Przyklęknęłam obok młodzieńca.
- Co z nim?
Narran również się zbliżył. Obejrzał uważnie poranione nadgarstki Felixa i odparł:
- Nie wygląda to dobrze... - Spojrzał na mnie uważnie. - Wiesz może jak wygląda słoneczne ziele?
Pokręciłam głową, na co on wstał.
- Poczekaj tutaj - nakazał. - Powinno gdzieś tu rosnąć.
Oddalił się, zostawiając mnie samą przy nieprzytomnym młodzieńcu. Pogładziłam Felixa po twarzy. Nieobecność Narrana nie przedłużała się zbytnio. Wrócił już po kilku chwilach, trzymając w dłoni liście jakiejś rośliny. Podarł je na maleńkie kawałeczki i przyłożył do ran, które zostały zrobione przez brudne pazury goblina. Młodzieniec syknął z bólu i otworzył oczy. Uśmiechnęłam się słabo. Felix przeniósł wzrok na mężczyznę i podniósł się szybko, jakby ze strachem.
- Wszystko w porządku? - spytał Narran. Zapytany skinął głową, ale ten ruch spowodował, że skrzywił się, gdyż zapewne nadal bolała go głowa, w którą został uderzony.
Młody mężczyzna wstał i zmierzył nas wzrokiem.
- Dobrze. Teraz pozostało tylko jedno...
Ja i Felix popatrzyliśmy po sobie niepewnie.
- Dlaczego mnie nie posłuchaliście? Mogliście zginąć!
Spuściłam wzrok.
- Nie pomyśleliście, żeby mnie chociaż powiadomić o waszej eskapadzie?!
Wstałam, ale nic nie powiedziałam, nadal nie mając odwagi spojrzeć w ciemnobrązowe oczy Narrana.
- A dlaczego mielibyśmy o tym mówić? - odezwał się w końcu Felix nieśmiało, wzruszając ramionami. - I tak byś z nami nie poszedł i wyszłoby na to samo.
Dopiero wtedy podniosłam głowę i ujrzałam jak szczęka mężczyzny zadrżała z złości.
- Zabiję go - warknął, postępując krok do przodu.
Szybko stanęłam między nim a Felixem.
- Uspokój się, proszę - powiedziałam siląc się na opanowany ton.
- Nie, Evelyn! Mam go dość! - Wskazał na siedzącego pod drzewem młodzieńca.
- Co się z tobą ostatnio dzieje?! - zaatakowałam. - Jesteś okropny!
Cofnął się o krok.
- Ja? - spytał z niedowierzaniem, wskazując na siebie. - Ja jestem okropny? - Zmarszczył brwi wypowiadając ostatnie słowo. Chyba niezbyt mu się spodobało.
Nie odpowiedziałam, wytrwale patrząc w jego oczy.
- W takim razie radźcie sobie sami. - Odwrócił się i odszedł, ale nie w stronę Iaurel, lecz w głąb lasu.
W pierwszej chwili chciałam iść za nim, ale koniec końców, zrezygnowałam. Teraz miałam ważniejsze rzeczy do zrobienia. Odwróciłam się w stronę Felixa, który patrzył za mężczyzną z przerażeniem.
- Co go ugryzło? - spytał spoglądając na mnie pytająco. - Nie zachowuje się jak... on.
- Nie mam pojęcia co mu jest. - Pokręciłam głową. - Musisz wracać do miasta - dodałam z troską.
Mój przyjaciel wstał. Zachwiał się lekko, ale zdołał utrzymać się na nogach. Poszliśmy powoli w stronę Iaurel. Moje myśli wciąż krążyły wokół zachowania Narrana. Jeszcze nigdy dotąd nie okazywał w ten sposób złości. Miał powód, by się na nas gniewać, ale jak dla mnie zwyczajnie przesadzał. Coś się musiało pod tym kryć... Tylko co? Postanowiłam się dowiedzieć.
Gdy tylko doszliśmy do granicy lasu, zostawiłam Felixa i zawróciłam. Musiałam znaleźć mężczyznę. Doszłam do miejsca, w którym się rozstaliśmy. Chwilę wybierałam kierunek, nie będąc pewna, w którą stronę dokładnie się udał. Poszłam mniej więcej w tą samą stronę co on, mając nadzieję, że nigdzie nie zakręcił. Uświadomiłam sobie, że jestem sama w lesie. Mogłam napotkać jakieś niebezpieczne stworzenia, ale starałam się o tym nie myśleć. Rozglądałam się za zieloną peleryną.
Ujrzałam ją dopiero po jakimś czasie. Odetchnęłam z ulgą. Narran stał, oparty o jedno z drzew, a wzrok wbił w ziemię. Podeszłam do niego powoli, ale on nie zwrócił na to uwagi. Powoli zsunęłam mu z głowy kaptur. Nadal na mnie nie spojrzał.
- Co się dzieje, Narranie? - zapytałam cicho.
Brak odpowiedzi.
- Narranie...
Popatrzył mi w oczy. Jego spojrzenie nie było zimne, tak jak się spodziewałam, lecz przepełnione bezgranicznym smutkiem.
- Znasz słowa przepowiedni, Evelyn? - zagadnął.
Skinęłam głową.
- I co w związku z tym?
Skierował wzrok przed siebie. Milczał chwilę.
- Mowa tam o miejscu, które jest domem. Które kocham. Obawiam się, że jeśli za bardzo przywiążę się do Iaurel, to... - ściszył głos - to właśnie ono stanie się takim miejscem.
Och... Nie pomyślałam o tym. Ale czułam, że mężczyzna powiedział mi tylko część prawdy.
- Tylko tyle? - drążyłam.
Nie uzyskałam odpowiedzi. Cisza trwała kilka chwil, aż w końcu mój przyjaciel rozejrzał się.
- Wracajmy do miasta - powiedział. - Kto wie co może czyhać w tym lesie.

Tom II - Srebrny liśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz