45

7.7K 510 51
                                    

Nie mogłam nic poradzić na to, że pakując swoje rzeczy do walizki uroniłam kilka łez. Przyzwyczaiłam się do domu Justina i do jego obecności. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie mieszkałam z rodzicami, utrzymywałam się praktycznie sama i przede wszystkim nie chodziłam do szkoły.
A teraz znowu musiałam wrócić do swojej normalności, do tej nudy w swoim życiu, choć nie do końca, bo na karku wciąż miałam Jeffreya i jego ludzi.

Chwyciłam ostatnią bluzkę, którą schowałam do walizki, po czym zamknęłam ją i położyłam obok drugiej walizki. Wyszłam z pokoju, chowając telefon do kieszeni i zbiegłam na dół. Justin siedział na kanapie, przeglądając coś na laptopie. Podeszłam do niego i przytuliłam go od tył, zaglądając co robi na laptopie. Czytał zwykłe wiadomości.

- Spakowana? - zapytał i odłożył urządzenie, łapiąc moje ręce i swoimi dłońmi je masował.

- Spakowana - przytaknęłam, a chłopak cicho westchnął.

- Chodź tu do mnie - mruknął i odchylił głowę, by spojrzeć na mnie. Uśmiechnęłam się lekko i kiwnęłam głową, obchodząc całą kanapę, by po chwili znaleźć się w ramionach chłopaka.

Usiadłam na jego kolanach, obejmując go w pasie i kładąc głowę na jego klatkę piersiową. Również objął mnie w pasie, lekko sunął dłonią w górę i dół. Czułam się jakbyśmy rozstawali się już na zawsze, jakbyśmy mieli się już nigdy nie zobaczyć, jakby te chwile były naszymi ostatnimi. I choć w rzeczywistości tak nie było, to i tak było mi ciężko.

Nasza relacja była dziwna i szybka, ale to w tym wszystkim lubiłam najbardziej. Przez trzy tygodnie zdążyliśmy się nienawidzić, lubić, tolerować, aż w końcu nasz stopień lubienia się praktycznie sięgnął zenitu. Niektórym może się to wydawać bez sensu, bo w końcu kto normalny pokochałby drugą osobę w trzy tygodnie. Ale po pierwsze nikt nie powiedział, że ja i Justin jesteśmy normalni, a po drugie, kiedy żyjesz w ciągłym strachu, twoja praca jest niebezpieczna i nielegalna, to przestajesz patrzeć na takie głupoty jak na to, żeby lepiej poznać osobę, którą zaczynasz darzyć jakimś uczuciem. Przy takim życiu nie istnieje coś takiego jak spokój. Tu wszystko dzieje się szybko, może czasem za szybko, ale kogo to obchodzi?

- Musimy już jechać, kochanie.

Kochanie z jego ust brzmiało tak dobrze i cudownie, że natychmiast się uśmiechnęłam. Po chwili jednak posmutniałam zdając sobie sprawę co wcześniej powiedział.

- Okej - szepnęłam i niechętnie wstałam z kolan szatyna. Spojrzałam na niego, kiedy wstawał, podszedł do mnie i dał mi buziaka w usta.

- Idę po twoje rzeczy, a ty szykuj się do wyjścia.

Zniesienie mojego bagażu przez Justina, nałożenie butów przeze mnie i nasze wyjście z domu zajęło nam jakieś pięć minut. Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy w stronę mojego domu.

- Uśmiechnij się, Cails. Nie wyjeżdżamy na dwa różne krańce świata. Wracasz do domu, do rodziny i przyjaciół. A ja będę cały czas obok. Dalej będziesz bezpieczna.

- Było dobrze, tak jak było. Nie rozumiem dlaczego akurat teraz muszę wracać do domu. Teraz, kiedy Jeff jest bardziej wściekły niż był i teraz, kiedy między nami zaczynało być lepiej.

Justin chwycił moją dłoń, bo przystanął na czerwonych światłach i spojrzał na mnie. Patrzyłam cały czas przed siebie.

- Hej, spójrz na mnie.

Obróciłam głowę w jego stronę.

- Między nami nic się nie zmieni, okej? Przysięgam ci, że teraz to kwestia czasu, aż uporamy się z Jeffreyem i już zawsze będziesz miała spokojne życie.

- Spokojne życie będę miała tylko wtedy, kiedy miałabym odciąć się od rodziców, a zwłaszcza od ciebie. Albo będę miała spokojne życie, w którym ciebie nie będzie, albo moje życie będzie chaotyczne, ale za to będziesz przy mnie.

- I co wybierasz? - zapytał, a ja lekko się uśmiechnęłam.

- Lubię ten chaos, bo wiem, że jesteś tuż obok.

Szatyn odwzajemnił mój uśmiech i ruszył, bo zielone światło się zapaliło. Droga przebiegła nam w ciszy. Wyłączyłam całkowicie swoje myślenie i skupiłam się na piosenkach lecących z radia. Smutek ogarnął mnie dopiero, kiedy samochód został zaparkowany przy moim domu. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na Justina, który patrzył na mój dom, a po chwili na mnie.

- Poczekam, aż chłopaki przyjadą i wtedy wejdę do twojego pokoju, okej?

- Okej - zgodziłam się i nachyliłam się, by musnąć jego usta. Z trudnością się od niego oderwałam, po czym cicho westchnęłam.

- Twoja mama wie, że ojciec załatwił ci trzech ochroniarzy - odparł, a ja kiwnęłam głową. Wyszliśmy z samochodu i kiedy Justin wyciągał moje bagaże, z domu wybiegła mama cała zapłakana.

- Cailin, córeczko moja - zapiszczała i wbiegła na mnie, przytulając mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk, czując szczęście, że znów ją widzę. Całą i zdrową. - Jak podróż minęła?

- Całkiem dobrze, jestem trochę zmęczona - odparłam i uśmiechnęłam się do niej, ocierając jej łzy z policzków.

- Twoi przyjaciele już na ciebie czekają - uśmiechnęła się i spojrzała na Justina, trzymającego moje walizki. - Mazi, tak?

- Justin - odparł szatyn i kiwnął głową, witając się w ten sposób.

- Och, najmocniej przepraszam. Chodźcie do środka. Justin, napijesz się czegoś?

- Nie, dziękuję. Zaniosę tylko walizki i wracam do samochodu. Nie powinienem spuszczać z oczu domu.

Kiwnęła głową i weszliśmy do środka. Widząc w salonie swoich przyjaciół miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia, ale jedyne co zrobiłam, to pobiegłam do nich mocno ich przytulając.

- O mój Boże! - zapiszczała Van i wtuliła się we mnie. Elliot i Luke okryli nas swoimi ciałami i już po chwili całą czwórką staliśmy objęci do siebie.

- Tak bardzo za wami tęskniłam - wymamrotałam i spojrzałam na swoich uśmiechniętych przyjaciół.

- Zrobię wam herbatę - odparła mama i poszła do kuchni. Ruszyliśmy do mojego pokoju. Otworzyłam drzwi i spojrzałam na Justina, trzymającego moje zdjęcie jak miałam około dziesięciu lat. Wyszczerzył się do mnie, ale widząc za mną moich przyjaciół szybko rzucił zdjęcie na biurko i wyprostował się.

- Spokojnie, Justin. I tak mam zamiar im powiedzieć - zachichotałam cicho, po czym podeszłam do niego.

- Powinienem być przy tym? - spytał, nachylając się nade mną. Pokręciłam głową, uśmiechając się lekko.

- Dam sobie radę - szepnęłam, a szatyn musnął kilka razy moje usta, po czym wyszedł, uśmiechając się do mojej zszokowanej przyjaciółki.

Wiedziałam, że specjalnie mnie pocałował. Nie dlatego, żebym faktycznie musiała im o nas powiedzieć, ani dla zabawy, tylko dlatego, żeby Elliot i Luke nie myślei o nim jako o potencjonalnym kandydacie na trójkącik.

- Co to ma znaczyć? - spytała moją wciąż zszokowana przyjaciółka i usiadła na łóżku. Uśmiechnęłam się niewinnie i wzruszyłam ramionami.

- Musicie mi obiecać, że nikomu o tym nie powiecie, jasne?

- Jeszcze się pytasz, Cailin? Trochę zaufania - prychnął Luke, na co zachichotałam.

- Więc wolicie krótszą czy dłuższą historię?

°°°°
zainteresowanie fanfikiem rośnie tak samo jak szczęście w moim sercu z tego powodu!
jesteście najlepsi i wiem, że piszę to często, ale cóż, skoro to jest prawda, to why not?

co do drugiej części: jeszcze to przemyślę, okej? widzę duże zainteresowanie drugą częścią, ale nie wiem czy dam radę z nią. zobaczymy!

do soboty.

HERO • jb // zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz