30

1.7K 80 3
                                    

- Paul, błagam cię. Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytał po dłuższej chwili napiętej ciszy.

- Normalnie. Będzie jak zawsze.

- Nie. Nie będzie jak zawsze.

- Ja to wiem. Ale inaczej się nie da. Wiecie, że mam związane ręce.

- To je odwiąż i zrób coś!

- Nie mogę.

- A tam. Z tobą nie ma żadnej rozmowy. Eva, chodź, nic tu po nas - Louis podniósł się i miał zamiar iść, ale Paul powiedział:

- Macie zrobić tak, żeby po urodzinach panny Edwards między wami zaczęło się psuć. Kilka dni później koniec tej całej szopki i idziesz do kolejnej.

- Chodź - powiedzial tylko i prowadząc mnie za sobą, wyszliśmy z domu.

** Oczami Louisa **

Padłem bezsilnie na kanapę w domu. Eva obok mnie. Przez całą drogę powotną nic nie mówiliśmy. Robiło to za nas radio.

Jak to w ogóle będzie teraz wyglądać? Będziemy wychodzić sobie na spacery i po chwili o byle co kłócić bo on tak chce?
Boże, za jakie grzechy pokarałeś nas Paulem?!
Mój największy skarb położyła głowę na moim ramieniu.

- Zjesz coś? - zapytała po chwili ciszy.

- Nie jestem jakoś głodny - położyłem dłoń na jej kolanie.

- Ja też.

- Jakoś wszystkiego mi się odechciało.

- Mnie też - westchnęła. - Czyli jeszcze tydzień i mogę sobie do Polski wracać...

- Nigdzie nie wracasz.

- Co? - spojrzała na mnie ze zdziwioną miną.

- Zostaniesz tu ze mną i będziemy się potajmnie spotykać - powiedziałem, patrząc jej w oczy.
Zaśmiała się a ja z nią. No ale, przyznajcie, plan jest świetny.

- Jasne.

*** Sobota, urodziny Perrie ***

Eva dziś do rana lata po domu jak szalona, nie wie co ze sobą ma zrobić, a ja siedzę sobie w kuchni i piję spokojnie kawę.

- Dobra, Lou, możemy jechać - odstawiłem kubek i popatrzyłem na mojego kwiatuszka. Jak zwykle wyglądała idealnie, nawet w jeansach i zwykłej koszulce.

- Chodź tu napierw do mnie.

Podeszła a ja pociągnąłem ja na swoje kolana. Objęła mnie za szyję. - Będziemy się dobrze bawić?

- Tak. Jak najlepiej - poparła mnie u cmoknęła w nos. Uniosłem trochę głowę i zetknęliśmy się ustami w lekkim pocałunku.

- Teraz dopiero możemy iść.

Zeszła z moich kolan i łapiąc mnie za rękę weszliśmy na korytarz i założyliśmy płaszcze.

- Nie rozumiem tej waszej polityki - powiedziałem, gdy odpalałem auto.

- To znaczy? - zapytała i poprawiła włosy.

- Po co jedziemy do domu Harry'ego skoro równie dobrze mogłabyś się przygotować u nas?

- Mówiłam ci. Będzie Sophia, Marlena, Madaleine, no i Perrie, którą trzeba jakoś zatrzymać przed tym, żeby nie pojechała do domu jej i Zayna. No i musimy jakoś wyglądać na jej urodzinach, prawda? - spojrzała na mnie.

- Ty zawsze wyglądasz świetnie. Nawet tak jak teraz. A najlepiej bez nich.

- Ej! - dostałem po ramieniu, choć chciałem się jakoś bronić. No co? Przecież prawdę powiedziałem.

No Control✅Where stories live. Discover now