Rozdział 26 część 2

2.9K 245 18
                                    

Net

Ten cholerny zdrajca... Ten przeklęty manipulant... Ten morderca! Ten zwyrodnialec... kazał nas zamknąć w celi. Prawdziwej celi ze stalowymi kratami.

Z wściekłością uderzam dłonią o ścianę.

- Nie kop ściany, bo się spocisz. – Lea siada w kącie i wyciąga przed siebie swoje długie nogi.

- Nie kopię, tylko uderzam – burczę i jeszcze raz wyprowadzam cios. Klnę, kiedy moja skóra pęka i kilka kropel krwi zostaje na chropowatej powierzchni.

- Powiedzcie mi, że to koszmar. – Izz chowa twarz w dłoniach, a ja po raz pierwszy czuję wyrzuty sumienia. Gdybym nie zareagował tak gwałtownie, to by nas tu nie zamknęli...

Ale on zabił moją matkę!

Tym razem biorę zamach i z całych sił kopię w ścianę.

- Cholera jasna... - warczę i osuwam się na podłogę.

- Net, o co w tym chodzi? – Izz podnosi na mnie wzrok i widzę, że ma zaszklone oczy.

Mimo, że chodziła ze mną na polowania, ta dziewczyna jest jedną z najwrażliwszych istot jakie znam. Oddycham głęboko żeby się uspokoić i obejmuję ją ramieniem. Żałuję, że nie ma tu Pata, który mógłby ją pocieszyć.

- Właśnie, co ci odwaliło? – Lea zdecydowanie nie potrzebuje przytulania. Wygląda jakby chciała kogoś walnąć. Najprawdopodobniej mnie.

Opieram głowę o ścianę i wpatruję się w sufit. Przez chwilę z uwagą śledzę pęknięcia biegnące przez sklepienie.

- To długa historia.

- Wydaje mi się, że w tym momencie nie mamy nic lepszego do roboty. – Kopie mnie w kostkę i nie przejmując się moim syknięciem, kontynuuje. – Możemy tylko czekać aż szanowny szefu tej budy przywlecze tu swoją dupę.

- Czy ty zaczynasz naśladować Perry'ego? Nigdy w życiu nie słyszałem, żebyś mówiła "szefu"...

- Nie wykręcaj kota ogonem, tylko gadaj! – Dziewczyna jeszcze raz mnie kopie, ale nie mogę powstrzymać uśmiechu, bo jej policzki robią się lekko różowe.

Zaraz potem dociera do mnie ponura rzeczywistość i już nie jest mi do śmiechu.

- Mogliby nas chociaż zamknąć razem z Tio... - wzdycham. – Nie wiemy nawet, gdzie ją zabrali.

- Tio da sobie radę, a ty przestań owijać w bawełnę. – Izz odsuwa się ode mnie i mierzy mnie złym wzrokiem. Tylko kilka razy widziałem ją równie zdenerwowaną. – Powiedz nam, czemu zamiast zdobyć blisko pół tysiąca sojuszników, wydałeś im wojnę? Co takiego zrobił ten gość?

- Ten gość nazywa się Jon – mruczę i uciekam spojrzeniem gdzieś w bok. – I należał do mojej grupy, zanim przyłączyłem się do Obozu.

Obie dziewczyny milkną i patrzą na mnie ponaglająco.

Wiem, że jestem im winien wyjaśnienie, ale niekoniecznie podoba mi się, że muszę to opowiadać. Do tej pory nie mówiłem tego nikomu.

- Urodziłem się w grupie, która liczyła jakieś pięćdziesiąt osób. Moja mama zajmowała się mną, a ojciec polował... razem z Jonem. Było też kilku innych myśliwych i nigdy jakoś szczególnie nie zwracałem uwagi akurat na niego. Od czasu do czasu bawiłem się z jego synem, Perrym. Wtedy ludzie w wiosce wołali na niego Grin albo Per.

Stukam pięścią o ścianę i kolejny raz nie mogę sobie podarować, że już na samym początku nie skojarzyłem tego imienia. Perry... To takie oczywiste!

Planeta Cieni (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz