6

714 80 4
                                    

Bawiłam się od niechcenia moim sztyletem z cesarskiego złota. Minął już tydzień od wyjazdu Nica z Obozu Jupiter. To już samo w sobie było straszne, a jeszcze gorsze było to, że od trzech dni nie miałam od niego wieści. Przez cztery pierwsze dzwonił codziennie. A potem kontakt się urwał. Oczywiście, iryfoniłam do niego, czasami nawet dwadzieścia razy dziennie, ale nie odpowiadał. Zaczęłam obawiać się najgorszego. Dlatego postanowiłam skontaktować się z Annabeth - ona prawdopodobnie będzie wiedziała, gdzie się podziewa Nico.

- Reyna? - złapałam Annabeth w jej domku. Siedziała przy stole, pisząc coś po grecku.

Odchrząknęłam, automatycznie się prostując.

- Cześć, Annabeth. - odpowiedziałam z uśmiechem. Annabeth była okej. Fajnie się z nią rozmawiało, i w ogóle, ale w tamtej chwili mój mózg był zapełniony jedynie Nikiem.

- Czegoś potrzebujesz? - zapytała Annabeth, odkładając długopis na stertę książek o architekturze.

- Coś w ten deseń. Chodzi o to, że... nie mogę skontaktować się z Nico. - wydusiłam.

Annabeth zmarszczyła brwi.

- Nie rozumiem... To znaczy, robię projekty i nie praktycznie nie wychodzę na zewnątrz. Nie słyszałam, żeby...

Urwała. Dokładnie wiem, co chciała powiedzieć, ale obie uznałyśmy, że lepiej do tego nie wracać.

- Spróbuję, się czegoś dowiedzieć, zadzwonię później. - obiecała Annabeth. - Mam dużo roboty, ale krótka przerwa dobrze mi zrobi.

Uśmiechnęłam się słabo.

- Dziękuję, Annabeth. - powiedziałam.

Annabeth kiwnęła mi głową i połączenie się urwało.

Znowu zostałam sama, w tym zimnym, pustym pomieszczeniu. Mój umysł zaczynał mi podawać różne straszne scenariusze. W końcu wstałam i wymaszerowałam z pokoju, nie mogąc znieść oczekiwania. Wyżyłam się na pobliskim worku treningowym, rozpruwając go. Kiedy nie nadawał się już do niczego, osunęłam się na ziemię, kryjąc twarz w dłoniach. Zaczęłam bezgłośnie płakać.

- Reyna, wszystko w porządku?

Odwróciłam się w kierunku głosu. Okazało się, że Annabeth oddzwoniła i właśnie wpatrywała się we mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami.

Siąknęłam nosem.

- T-tak. - wydukałam.

Annabeth przygryzła wargę.

- Przeszłam się po Obozie i... - zaczerpnęła powietrza. Szykowałam się na najgorsze. Byłam gotowa rzucić się z klifu do morza. Nie chciałam już walczyć. Nie mogłam już dłużej. - wieści nie są najlepsze. Słyszałam, że Nico wyjechał gdzieś bez zapowiedzi i nie wrócił.

Odetchnęłam powoli. Dobra, przynajmniej są jakieś szanse. Nagle, coś we mnie się złamało.

- Nie mogę już dłużej! - krzyknęłam, ponownie ukrywając twarz w dłoniach. - Obiecał, że będzie dzwonić codziennie, ja... Ja...

Rozkleiłam się. Dopiero teraz naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, jak Nico był dla mnie ważny. Miałam ochotę zostać pustelnikiem.

- Reyna... - Annabeth wyciągnęła rękę, jakby chciała poklepać mnie po ramieniu. - Myślę, że on jeszcze żyje. Ja... tak sądzę.

Podniosłam głowę.

- Jeśli jest jakakolwiek szansa na to, że żyje, skorzystam z niej. - oznajmiłam z przekonaniem. Byłam gotowa oddać za niego życie. - Gdzie był ostatnio?

Annabeth zmrużyła oczy, jakby się nad czymś zastanawiała.

- Mam wrażenie, że ktoś mu czymś groził. - odparła w końcu. - Kazał mu chyba pójść gdzieś daleko w głąb kraju.

Westchnęłam nierówno.

- Wyruszam jeszcze dzisiaj. - odpowiedziałam.

- A co z Obozem? - zachłysnęła się Annabeth.

Machnęłam ręką. Teraz liczył się tylko Nico.

- Tyle doskonale wyszkolonych legionistów ma sobie nie poradzić? - parsknęłam. - To Rzymianie.

Annabeth uśmiechnęła się słabo.

- Życzę szczęścia, Reyna. - powiedziała tylko. - Trzymaj się.

- Ty też.

Połączenie się skończyło, a ja ruszyłam do mojego domku. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy: ubrania, zapasową broń, nektar, ambrozję i zwykłe jedzenie (nie wiem, co mnie poniosło, ale wzięłam też karty). Wychodząc, rzuciła mi się w oczy ostatnia róża z bukietu, który dał mi Nico przed tygodniem. Bez wahania wzięłam ją ze sobą.

Na drzwiach mojego domku przykleiłam kartkę, wyjaśniającą moje nagle zniknięcie. Rzecz jasna, ściemniałam.

Mam nadzieję, że podoba wam się ten rozdział :D ja osobiście jestem usatysfakcjonowana. Przepraszam, że nie dodałam wcześniej, ale robiłam miecze na jutro (tektura, taśma izolacyjna i mazak permanentny). Te szalone szkolne halloween :') Tradycyjnie proszę o komentarze, chcę wiedzieć, czy wam się podoba, i czy w ogóle warto pisać dalej :B

» podróż » reynicoOnde histórias criam vida. Descubra agora