Rozdział 10 "Bez żartów"

2.7K 232 25
                                    

Godzina 11:45
Najgorszą rzeczą, jaka przytrafić mi się w życiu mogła to siedzenie w jednej pracowni w szkole z mordercą i szantażystą. W szkole. Razem z innymi nieświadomymi ludźmi. Którzy wzięli mnie za wariatkę, kiedy nie chciałam przyjść wziąć miary z Bohena. To znaczy z ''Wiliamsa''. Powiedział mi wtedy z szyderczym uśmiechem ''Przecież nic ci nie zrobię młoda damo''.
A ZABIĆ DRUGIEGO CZŁOWIEKA MOGŁEŚ TY PSYCHOPATO!?

Tak, więc kiedy zapisałam jego wymiary na kartce zaszyłam się w kącie pracowni i najpierw narysowałam wstępny projekt słuchając odpowiedzi na pytania zadanych przez innych studentów. Bałam się pytać jego samego o cokolwiek.
Później dobrałam wstępnie kilka materiałów na spodnie, marynarkę, krawat lub muchę, (bo nie mogłam się zdecydować) oraz pas, którym będzie mógł się obwiązać w pasie. Pomimo tego, że byłam zmuszona szyć dla pieprzonego psychola byłam dumna ze swojego projektu. Każdy materiał dopięłam do mojego podpisanego projektu i wyszłam z pomieszczenia, gdyż za kilkanaście minut miałam rozszerzoną literaturę angielską. Wzięłam to, jako przedmiot dodatkowy.
Um... nie jestem kujonem prawda?
Jeszcze raz obejrzałam się za siebie i zobaczyłam sokole spojrzenie Bohena, niczym jakby zaraz miał zacząć polowanie.
Wzięłam głęboki wdech, w szkole nie może nic nikomu zrobić prawda?

Nie wiedziałam tylko, czy powiedzieć o tym zdarzeniu chłopakom. Co jeśli Liam weźmie to aż nad zbyt poważnie i przyjedzie tutaj radiowozem?!
Z drugiej strony nie mógł tego zrobić, bo teoretycznie nie było ku temu przyczyny. Nie zgłosiłam porwania i morderstwa na policję, chociaż teoretycznie powinnam, ale jako, że sprawa była bardziej ''poważna'' policja na karku mogłaby wszystko pokomplikować a ja przypadkowo umrzeć, bo pan psychopata by się zdenerwował.
Wszystko jest możliwe.
Z moich przemyśleń z cyklu, ''kiedy moje życie się tak skomplikowane'' wyrwała mnie wiadomość od Dylana

Od Dylan:
Holl błagam powiedz, że wszystko załatwiłaś. Boję się. Serio, a przecież jestem mężczyzną a normalnie w gacie sram. Jakkolwiek.

Okej, ten człowiek zawsze potrafił mnie rozbawić nawet, kiedy się nie starał.
Przed wejściem do klasy odpisałam mu szybką wiadomość.

Do Dylan:
Bez stresu, czy ja Cię kiedykolwiek zawiodłam? Spotkamy się w kawiarni po tej lekcji.
Trzymam kciuki wariacie! X

Godzina 13:15

Mówi się, że wiersze odzwierciedlają emocje, uczucia, nieważne, co kierowało danym pisarzem zazwyczaj było to bardzo silne. Mówiło się również, że autorzy takich dzieł byli w swoim rodzaju męczennikami, samotnymi ludźmi pogrążonymi razem ze swoją sztuką. Może i to była prawda, ale ja zdecydowanie wolałam czytać coś dłuższego.
Może i to będzie typowe, ale ''Romeo i Julia'', ''Duma i uprzedzenie'' i inne tego typu były klasykami owszem, ale czy ktoś kiedykolwiek zastanawiał się na tym, co musiał przeżyć autor tych dzieł? Praktycznie każdy skupia się na głównej myśli przewodniej książki, po krótce czasami omawiając biografię. Co innego z ludźmi, który tworzyli wiersze. Czy nikogo oprócz mnie nie zastanawiało, co mógł czuć, przeżyć autor książki i co musiało nim kierować aby ją stworzyć?
Czy to lekka niesprawiedliwość dla ludzi piszących książki?

Zmierzałam opustoszałym korytarzem prowadzącym do knajpki, w której byliśmy umówieni.
Spotkaliśmy się już po drodze wiec każde z nas ominęło tego podejrzliwego wzrostu kelnera, kiedy chciał odbierać zamówienie.
Na pewno każdy to zna ''mogę przyjąć zamówienie?'' na to druga osoba odpowiada '' na razie dziękuję, czekam na kogoś'' a kelner patrzy wzrokiem mówiącym ''jak wolisz...''.
Pierwsze co, kiedy spotkałam Dylana szczęśliwy rzucił się na mnie mówiąc szeptem, że żadne z nas nie wyleci ze szkoły.
W większości była to zasługa Ashtona, ale niestety musiałam zachować to w sekrecie, gdyż nie mogło wyjść to na jaw. Nawet nasza znajomość. Przynajmniej teraz.
Później mu za to jeszcze raz podziękuję.

Gdy siedzieliśmy już przy stoliku z naszymi ulubionymi kawami rozmawialiśmy o przyszłości, małżeństwie, dzieciach, domu i ilości zwierzątek w nim.
Nie chodziło o nas.
Błagam.
- Za jakieś 20 lat przysięgam, że będę drugim mężem Holland!! - wykrzyczał wreszcie Dylan
Patrząc na niego sceptycznie spytałam podejrzliwie
- Co się stało z moim pierwszym mężem?
- Nic, o co musiałabyś się martwić - powiedział z grobową miną.
Po chwili, kiedy oboje nad tym myśleliśmy stwierdziliśmy, że to nawet nie taki głupi pomysł. Jeśli jego pierwsza żona zawiedzie zarówno jak i mój pierwszy mąż weźmiemy ślub razem. W końcu znamy się lepiej niż te dwa łyse konie.

Wychodząc z kawiarni minęliśmy się z Ashem. Skinęłam do niego głową z uśmiechem a on natychmiast rozumiejąc, o co mi chodzi puścił mi oczko, co oczywiście nie uszło uwadze Dylana, który natychmiast zaczął panikować i robić mi wywody. Cały, kochany Dylan O'brien.

Od Nieznany:
Masz wielki talent, nie tylko komputerowy. Coraz bardziej mnie intrygujesz. Gratulacje Holland.

Godzina 17:30

Przez resztę dnia na uczelni musiałam zignorować tamtą wiadomość, aby nie wzbudzać podejrzeń. Cholera ten człowiek przerażał mnie do szpiku kości.
Musiałam z kimś o tym porozmawiać. Musiałam się wygadać komuś do tego odpowiedniemu, który nie zrobi z tego afery.
Super, mało kandydatów.
Mieszkałam jednak ze Stylesem i to on był przy mnie najbliżej ostatnio (nie licząc Dylana) jednak to on siedział ze mną w tym całym bagnie.
Wiedziałam, że nie będzie działać pochopnie.
Prawda?
Tak czy tak, to był ten czas, bo zaczynałam sobie nie radzić.

Kiedy otwierałam drzwi wejściowe na klatkę schodową dostałam kolejną wiadomość. Zupełnie jakby czytał mi w myślach lub... mnie śledził.

Od Nieznajomy:
Niech nasze wiadomości jak i interesy zostaną tylko i wyłącznie między nami. Miłego wieczoru Holland.

Pierwszy raz postanowiłam odpisać

Do Nieznajomy:
Co się stanie, jeśli nie dotrzymam obietnicy?

Wcisnęłam drżącymi rękoma ''wyślij'' siadając na schodach czekałam na odpowiedź, która przyszła bardzo szybko.

Od Nieznajomy:
Wtedy pożałujesz a ktoś napewno ucierpi. Nie waż mi się sprzeciwiać. Nigdy.

Ten człowiek definitywnie nie żartował.

Godzina 17:45

Kiedy upewniłam się, że mogę wstać na równe nogi, bez obaw, że zemdleję, weszłam na swoje piętro gdzie czułam piękny zapach.
Odkluczyłam drzwi kawalerki a przyjemny zapach się nasilił.
Niemożliwe, mieszkam z kucharzem
Chwilę po tym przywitał mnie Harry ubrany w mój różowy fartuszek w białe kropeczki, który dostałam od taty. Szczerzył się jak głupi do sera, po czym kazał mi zostawić tutaj rzeczy i przyjść do kuchni na kolację.
Tak miły gest pozwolił mi, chociaż częściowo zapomnieć o tym ciężkim dniu. Nieważne jak bardzo Harry/Arnold bywał irytujący potrafił szybko mnie udobruchać.
Kiedy weszłam do kuchni, zobaczyłam już nakryty stół i mojego współlokatora nakładającego spaghetti na ostatni talerz. Odwrócił się do mnie przodem i machając drewnianą łyżką, kiepsko naśladując włoski akcent powiedział
- Ciao Bella, cena data! *
Prychnęłam na jego kiepski akcent
- Umiesz mówić po włosku?
- Nie, piętnaście minut szybciej to wygoglowałem.


*- witaj piękna, kolację podano!

Dobry:)

Po dość długim czasie w zasadzie.

Bardzo pięknie proszę aby każdy, kto to przeczytał skomentował. Nawet czymś głupim. Dzięki temu widzę, że mam dla kogo pisać dalej tą książkę. :)

Miłego wieczoru! x

Hacker |H.Roden/H.Styles| ✔Where stories live. Discover now