4. why are you so paranoid?

509 95 26
                                    

Kiedy się obudziłem, wydawać się mogło, że to typowa noc z Calumem, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi. Pierwsze co mnie uderzyło, to brak Ashtona i Luke'a, a dalej, brak Joy w kuchni.

-Wygląda na to, że śniadanie robimy sami. - oznajmia bełkotliwie Hood, gdy tylko podnoszę się do siadu - gdzie ich, kurwa, wszystkich wywiało?

-Nie wszyscy są takimi leniami jak my. - odpieram, wskazując na zegar; dochodziła pierwsza - mama mnie zabije.

-Nie dzwoniłeś do niej?

-Hahaha... Nie. - odpowiadam jak najchłodniej tylko mogę, po krótkim śmiechu i odrzucam z siebie kołdrę, nagle pozbawiony zalążków dobrego humoru, co Calum zaraz wyczuł i westchnął, także podnosząc się do pionu. Podąża za mną do kuchni i od razu otwiera lodówkę.
-Z trzech, czy czterech jajek? Wprowadź się do nas, Michael.

-Z trzech. Nie ma mowy, Hood. - warczę, ocierając twarz dłońmi.

-Ale dlaczego? - wykrzykuje zirytowany i obraca się w moim kierunku z opakowaniem jajek w ręce.

-Bo... ponieważ, Calum. - odpowiadam głupio i wyjmuję z chlebaka chleb tostowy, który od razu zaczynam wciskać do tostera - skończ już, proszę, nie psuj mi humoru do końca.

Tym razem postanawia sobie odpuścić, jednak po sposobie w jakim miesza jajka na omlety w małej miseczce, tak energicznie, że rozpryskują się na nim i na ścianach, wiem że jest wkurzony i będzie dusił to w sobie.  
 
Wracam do domu, czując buzowanie krwi w żyłach już trzy przecznice od niego, jednak staram się być jak najspokojniejszy. I udaje się to, bo gdy wchodzę do środka, pierwsze co rzuca mi się w oczy, to płaszcz Joy zawieszony byle jak na wieszaku.

-Michael? - woła od razu mama, choć starałem się zamknąć za sobą drzwi najciszej jak to w ogóle możliwe.
-Jesteś już w domu, słoneczko? - ciepły głos Joy sprawia, że po moim ciele rozlewa się przyjemne ciepło i całkowicie odprężony wchodzę do kuchni, posyłając jej miły uśmiech, który zaraz odwzajemnia.

-Michael, idź do swojego pokoju. - reaguje natychmiast mama, mocniej zagryzając swój kciuk. 

-Nie odzywaj się do niego jak do dziecka. - ruga ją Joy, wystawiając w jej kierunku wskazujący palec - skoro już zostawiłaś cały dom na jego barkach, traktuj go jak dorosłego człowieka. No chyba, że nawet dzieckiem jest też tylko wtedy, gdy ci wygodnie. - dodaje uszczypliwie i splata ręce na swojej piersi -  pomyśl o nim, Karen. - szepcze do niej, wskazując na mnie ruchem głowy - pójdę już. Trzymajcie się. 
Nawet wtedy, gdy po Joy zostaje tylko zapach jej miętowych cienkich papierosów i kwiatowa woń, nie odzywamy się, ani ja, ani mama. Może każde z nas czeka na słowo z ust drugiego, dlatego odchrząkuje niepewnie i otwieram swoje, jednak i tak mama przerywa mi gestem dłoni, tak jakby chciała powiedzieć "stop", więc wycofuje się powoli w kierunku schodów, które pokonuje biegiem, a gdy zamykam za sobą drzwi swojego pokoju, czuję się dziwnie wolny.

Dźwięk mojego telefonu wyrywa mnie z krótkiej drzemki, która i tak - po szybkim otrząśnięciu się -  okazała się trwać o wiele za długo.

-Nie, Calum, daj mi spokój. - mówię, kiedy już naciskam zieloną słuchawkę, na co odpowiada mi tylko śmiechem.

-To ty daj spokój, nie będziesz chyba siedział w domu sam jak jakiś frajer. Wpaść do ciebie? 
-Niechętnie, jeśli mam być szczery. - mruczę, przeciągając się przy tym i przecieram twarz wolną dłonią - gdzie podział się blondasek i kurczak z KFC?

-Ashton ma podobno randkę, choć jak dla mnie zmyśla i masturbuje się w samotności.

-Och, masz taki zawiedziony głos. Pewnie wolałbyś masturbować się z nim? Na pewno byłoby wam raźniej.
-A Luke... - kontynuuje nieco podniesionym tonem - Luke ma dodatkowe zajęcia na końcu miasta i po tłuczeniu się autobusami przez całe Sydney i po nich, będzie tak padnięty, że ostatnie o czym będzie myślał to ja. Zgódź się, Mikey...

other vision. [muke]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz