Cuarenta y siete

6.3K 282 12
                                    

Teraz, kiedy już wszystko się wyjaśniło, nadszedł czas na pożegnanie. Wyjazd do Argentyny był pewnego rodzaju odskocznią od rzeczywistości, ale moje życie zaczęło się do mnie usilnie dobijać, więc nie mogłam czekać ani chwili dłużej. Z ciężkim sercem pożegnałam całą moją rodzinę, obiecując, że tym razem ich nie zaniedbam. Stawiłam czoła swym słabościom związanym z tatą, więc już teraz nic nie stoi mi na przeszkodzie, aby tutaj wrócić. W dodatku, tuż przed wyjazdem, usłyszałam od nich najlepszą wiadomość, jaką mogli mi przekazać na pożegnanie.
- Ja i twój dziadek rozmawialiśmy trochę o tym ostatnio i... postanowiliśmy zamieszkać w waszym starym domu. Jeśli oczywiście nie macie nic przeciwko, rozmawiałam już z twoją mamą, i dała nam wolną rękę. Co o tym myślisz? - babcia spojrzała na mnie oczekująco, a ja wybałuszyłam oczy w zaskoczeniu, uśmiechając się szeroko. - Teraz, póki jeszcze całkiem dobrze radzimy sobie bez niczyjej pomocy, moglibyśmy się od nich odłączyć. - popatrzyła na ciocię, wujka, Juana, Milagros i Catalinę. - Tak długo siedzimy im na głowie... pora, aby trochę od nas odpoczęli i...
- Daj jej się wypowiedzieć, Peppi. - skarcił ją dziadek, a ja zachichotałam.

- To genialny pomysł! Uważam, że już dawno powinniście byli to zrobić. W końcu nasz dom, jest tak samo waszym domem. Jestem pewna, że tata by się ucieszył. - przytuliłam ich, a w podzięce za to, usłyszałam, że jestem wspaniałą wnuczką, z której są bardzo dumni. Te słowa dudniły w moich uszach jeszcze długo, być może dlatego, że tak rzadko je słyszałam. Tuż przed dotarciem na lotnisko, wstąpiliśmy do szpitala, pożegnać się z Ines. Dziewczyna była kompletnie zaskoczona obecnością Neymara, a ja zapomniałam, że nie miałam jeszcze okazji przekazać jej wieści o naszym związku! Mimo jej słabego samopoczucia, zdobyła się na odrobinę uśmiechu i udzieliła nam swojego "błogosławieństwa".

- Nie wiem czemu, ale miałam przeczucie, że tak to się skończy. - westchnęła, na co my wybuchnęliśmy śmiechem. Dobrze było wracać do domu ze świadomością, że czuje się już lepiej, i pogodziła się z tym co ją spotkało. Jedynie ciężko mi było na sercu, gdy przypominałam sobie, że nie zobaczę jej przez długi czas... Od ostatniego roku tak bardzo się do siebie zbliżyłyśmy, że widywałyśmy się praktycznie non stop.

- To tylko kwestia czasu, gdy do nas wróci i zacznie wszystko od nowa. - zapewnił mnie Luis, w drodze na lotnisko. On także wracał z nami, pozostawiając swoją siostrę pod opieką lekarzy i rodziców. Obowiązki wzywały nas wszystkich. 


Szum morza. Dźwięk, który zawsze, bez względu na sytuację, był w stanie mnie zrelaksować. Nie wiem jakim cudem znalazłam się teraz w wodzie, ale wcale mnie to nie obchodziło. Po raz pierwszy od dwóch tygodni czułam, że wreszcie wypoczywam. Unosiłam się właśnie w powietrze dzięki ciepłym podmuchom wiatru, ale stopami nadal sięgałam tafli morza. Błogi spokój oblewał całe moje ciało, czułam jak odpływam, i to dosłownie...
Wtedy nagle usłyszałam czyjś głos i poczułam dotyk na moich plecach. Niechętnie odwróciłam głowę, by dowiedzieć się kto mi przeszkadza, ale jak się okazało, otworzyłam też oczy, nie mając pojęcia, że wcześniej były zamknięte. Zmrużyłam powieki od światła, które uderzyło prosto we mnie, a następnie zasłoniłam je ręką.
- Hej, obudź się. - rzuciłam spojrzeniem zza moich palców i ujrzałam Neymara pochylającego się nade mną. Wyprostowałam się, rozglądając wokoło, i dopiero po tym uświadomiłam sobie, że jestem w pracy, w moim nowym gabinecie, który dostałam po Panu Castellano. - Przysnęłaś nad tymi papierami, jak długo nad nimi ślęczysz? - zapytał zmartwionym głosem, a ja wzruszyłam ramionami, nie mając pojęcia która jest godzina. Ziewnęłam przeciągle i przetarłam zaspane oczy.
- Co ty tutaj robisz? - zdziwiłam się. Odkąd dwa tygodnie temu wróciliśmy z Argentyny, widziałam się z Neymarem jedynie dwa razy. On ostro trenował przed nadchodzącą kolejką meczy, ja zaś przesiadywałam całe dnie w pracy, tak więc trochę się mijaliśmy.
- Byłem po Ciebie, ale Lucho powiedział, że nadal tutaj siedzisz. Chodź, zabieram Cię na kolację.
- Nie nie nie. - zaprotestowałam szybko, zabierając do ręki długopis, który wypadł mi z ręki podczas drzemki. - Mam tutaj mnóstwo roboty, Pan Castellano pozostawił kilka nieskończonych prac i muszę ogarnąć te wszystkie papiery... - zaczęłam podnosić kartki jedna po drugiej, spoglądając na nie z niesmakiem. Właśnie sięgałam po jeden z grubych segregatorów, kiedy dłonie chłopaka uchwyciły moje i kazał mi na siebie spojrzeć.

TemptingWhere stories live. Discover now