4

1K 68 6
                                    


Obudziłem się okropnie zmarznięty. Z bólem głowy podniosłem się i przeżyłem... Szok.
Wszędzie walały się puste butelki alkoholu, a na betonowym, zimnym chodniku spali chłopaki. Dziewczyn nie było.

Spojrzałem na blondyna, który jeszcze spał i cicho pochrapiwał.
Potrząsłem go lekko za ramię, a ten otworzył oczy.

- Herrah...

- No cześć - szepnąłem.

- Która godzina? - Mimo otwartych powiek był jeszcze trochę nieprzytomny.

- Nie wiem, zapomniałem telefonu - westchnął głośno.

- Ja też. Idziemy?

- Jas... - mój wzrok powędrował w kierunku oddalonych sygnałów policji, które zbliżały się z każdą sekundą. Tylko nie to.
W końcu i reszta się przebudziła, oni również usłyszeli sygnały i zaczęli uciekać.

- Zwijamy się, Niall - powiedziałem. Przeskoczyliśmy szybko przez płot i pobiegliśmy w stronę lasku, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się za nami. Nie mieliśmy czasu. Skręciliśmy w gęstsze zarośla i przykucnęliśmy.

- Nie znajdą nas - powiedziałem najciszej jak mogłem. Policjanci mogli być wszędzie. - Poza tym wiesz, że spóźnimy się na lekcje? A raczej już się spóźniliśmy.

- Olać szkołę, najważniejsze jest to, żeby policja nas nie złapała - mruknął chłopak.

- Tak, masz rację. Jeszcze tego by mi brakowało.

Wychyliłem głowę, pusto. Powoli wyszedłem zza krzaków. Pusto.

- Nie ma nikogo - uznałem. Zrobiłem krok w przód i zaraz tego pożałowałem.
Zobaczyli mnie.

Zaczęliśmy uciekać przez coraz gęstsze zarośla, nie zwracaliśmy zbytnio uwagi w którą stronę biegniemy. Miałem tylko nadzieję, że nas nie znajdą, ale słyszałem za nami głosy policjantów. Zanim się obejrzałem, Niall zatrzymał się, a ja wpadłem na jego plecy.
Rozejrzałem się dookoła, ale wokół nas były tylko drzewa i staw, nic poza tym.

- Znam to miejsce. Zawsze chodziłem tu z kolegami. Widzisz to drzewo? Musimy się na nie wspiąć - szepnął Niall, na co skinąłem, podbiegając do drzewa. Niall wszedł jako pierwszy, ja zaraz za nim. Było dość wysoko, ale w tym momencie nie miało to dla mnie większego znaczenia.
Usiedliśmy na dłuższej gałęzi, próbując podkurczyć bardziej nogi aby nie zwisały nam centralnie nad głowami policjantów.
Usłyszałem szeleszczące liście po których szli mężczyźni i ciche rozmowy między nimi.

- Nie ma ich tu.

- Może się gdzieś schowali? Wiesz, jak to dzieciaki. I własciwie wszyscy.

- Zgłoszę do chłopaków aby przeszukali teren - przełknąłem głośno, okropnie się bojąc.

- Po co marnować na nich czas? Chodźmy już lepiej.

Bardzo słuszna decyzja, panowie.

Oboje odeszli, nadal rozglądając się.

- Nikogo nie ma już?

- Oj, cicho bądź.

- Jesteś cholernie nieodpowiedzialny, Harry. Jakby nas znaleźli lub wysłali kolegów na patrol mielibyśmy przesrane - skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
Tak, to była prawda.

- Ugh, przepraszam.

- I powtórz, że to się więcej nie powtórzy.

- To się więcej nie powtórzy, MAMO.

Spojrzał na mnie błagalnie i się uśmiechnął.

- No - poklepał mnie po plecach. - Dobry chłopiec - na moich ustach uformował się szeroki uśmiech. Przeczekaliśmy jeszcze chwilę, śmiejąc się z głupich historii blondyna.

Never Say Never (L.S) | ZakończoneWhere stories live. Discover now