6. Nie człowiek, nie diabeł, nie anioł.

33.6K 2.3K 189
                                    

  Przekroczyłem próg mych drzwi. Moją twarz owiał lodowaty wiatr przeszywający kości. Rozejrzałem się dookoła.

- Znowu nie zamknęła okna na noc... Bo po co? - mruknąłem do siebie. Przeszedłem przez ładnie urządzony salon i zamknąłem otwarte na oścież okno. Spojrzałem się za siebie. Drzwi już zniknęły. Powoli przeszedłem się po tym niewielkim mieszkaniu. Wszedłem do kuchni i wyjąłem z szafki dwa kubki. Po pstryknięciu kawa z mlekiem pojawiła się w obydwu. Z uśmiechem przeszedłem długim korytarzem do jej pokoju. Wkroczyłem tam ostrożnie. Spała. Podszedłem do niej. Była taka drobniutka i urocza... O ile można mi tak powiedzieć o szesnastolatce z miseczką D. Przeczesałem jej ciemnobrązowe włosy, które kolorem przypominały gorzką czekoladę.

- Młoda, wstawaj — powiedziałem, a ona z lekkim grymasem obróciła się do mnie plecami. Westchnąłem.

- Jest już dziewiąta... wstawaj... proszę — powiedziałem, gładząc jej miękkie włosy.

- Lu daj mi jeszcze chwilę... - powiedziała zaspanym głosikiem.

- Nie ma żadnej chwili. Musimy poważnie porozmawiać — odparłem stanowczo, na co ona z powrotem położyła na plecach i otwarła zaspane powieki, ukazując jaskrawe zielone oczy. Tak wspaniałe...

- Zrobiłem kawy, chodź — powiedziałem cicho, dotykając jej jasnej skóry na policzku. Usiadła i ziewnęła przeciągle. Miała na sobie tylko ciemnoczerwoną bokserkę z napisem „Ave szatan!" na piersiach oraz czarne majtki. Nie uszły mej uwadze blizny i rany na jej rękach. Spojrzała na mnie nieprzytomnym wzrokiem, a po chwili przytuliła się do mnie. Teraz też zauważyłem jej aurę, którą widzą tylko demony i anioły. Bo widzicie na ziemi mieszkają ludzie tak zwani „nie ludzie". Łatwo ich rozpoznać. Posiadają ciekawą aurę, która kształtuję się w skrzydła. Niektórzy posiadają skrzydła anielskie, a inni diabelskie. Jest ich bardzo, bardzo mało. Są to potomkowie Adama i Ewy. Tacy bezpośredni. Nawet ja nie wiem, jak to wyjaśnić. Tak czy siak, ta dziewczyna jest już w ogóle jakaś dziwna. Jej prawe skrzydło jest czarne i bardziej wyraźne, a lewe białe. Czasem wcale go nie widać. Wraz z Gabim obserwowaliśmy ją, od kiedy się urodziła. Rodzice stwierdzili, że jest demonem i chcieli ją zabić, jak miała tylko dziesięć lat. Nie mogłem wtedy na to pozwolić. Ocaliłem ją i zabrałem do siebie do piekła. Niestety Gabriel nie zgodził się, by tak to wyglądało. Razem zdecydowaliśmy, że zamieszka ona na ziemi do czasu aż jej aura w pełni się nie ukształtuję. Zawsze ktoś przy niej czuwa. Ode mnie jest to Azazel, zaś od Gabriela jest to Ariel. Taka białowłosa kopia Ezekiela. Co tydzień odwiedzam ją, ponieważ się martwię. Zawsze na ten dzień, Azazela lub Ariel — zależy, który stacjonuję tutaj — zmywa się stąd.

- Hej mała, wszystko gra? - zapytałem, zauważając, że jest strasznie blada.

- Boli... - powiedziała cicho.

- Co cię boli? Może powinniśmy iść do lekarza... - zacząłem, ale ona spojrzała na mnie wyczerpanym wzrokiem.

- Plecy... łopatki konkretniej... Od tygodnia... I głowa od kilku dni... Jestem tym zmęczona, a żadne leki nie działają... - mruknęła, z powrotem się wtulając.

- Azazel o niczym mi nie wspominał.

- Bo mu nie mówiłam... Nie chciałam, byś się martwił...

- Oj, Nirami... - przytuliłem ją mocno. Jest cała rozpalona. Chyba wiem, co się dzieje. Czarna strona aury wygląda jak pełne skrzydło... Tylko z kilkoma dziurami (Tak jak na obrazku u góry). Zaś biała jest zamglona... Ostatnio było na odwrót.

- Obróć się do mnie tyłem i odsłoń plecy — poleciłem, a ona niechętnie się ode mnie odsunęła i powoli obróciła. Podciągnęła koszulkę do góry i zdjęła ją, zasłaniając piersi materiałem. Pomiędzy jej łopatkami pojawił się zniekształcony krzyż i pentagram pod nim... Tak jak myślałem.

Położyłem dłoń na znaku.

- Bóle powinny przejść za chwilę tak samo, jak gorączka...a teraz chodź, bo muszę ci ponarzekać — uśmiechnąłem się do niej i delikatnie pocałowałem jej kark. Wyszedłem z jej pokoju, dając czas na ogarnięcie, a sam skierowałem się do kuchni. Wyjąłem z kieszeni spodni telefon i zadzwoniłem na „alarmowy". Chwile czekałem aż ten idiota odbierze... No bo jak coś się dzieje, to zawsze się na niego czeka... W końcu usłyszałem znudzony głos w słuchawce „Halo..."

- Dzień dobry Gabryś... - powiedziałem, starając się być spokojny, mimo iż w środku mieszało się pełno emocji. W odpowiedzi dostałem „Czego chcesz?"

- Mamy problem...

„JAPIER... ekhem... Co się stało?"

- Aura... - zdążyłem tylko tyle powiedzieć, bo po tym jednym słowie wrzasnął zszokowany w słuchawkę.

„ŻE CO?... ALE JUŻ...? ARIEL NIC MI NIE MÓWIŁ"

- Powiedziała, że łopatki ją bolą i głowa... Jest też mocno wycieńczona... Jeszcze nie ukształtowała się do końca... A no i podwójny znak przynależności duszy się pojawił...- powiedziałem, by go uspokoić.

„Bóle... Z obserwacji wynikało, że nikt nie miał żadnych bóli..."

Jego głos był taki załamany, jakby się świat walił... Heh... Nie tylko ja tu odczuwam strach. Nagle do kuchni przyszła Nirami. Uśmiechnąłem się do niej i pocałowałem w czoło.

- Zaraz wrócę — wyszeptałem, przykładając dłoń do telefonu, by Gabriel nie słyszał. Szybkim krokiem udałem się na balkon.

- Wiem, że nie było jednak... Może to przez to, że posiada te dwa rodzaje... Nie wiem... Tak czy siak, teraz trzeba się nią zając... A ja nie mogę też zaniedbywać Mikaeli... Mógłbyś poświęcić czas Nirze...? -

„Cholera... Wiesz ile mam roboty... Zresztą ty też... Jak to rozwiązać..."

- Nie wiem... Może codziennie wieczorem któreś tu przychodzi... Na zmianę

„Jak chcesz, to potrafisz myśleć... Zgoda. Jutro do niej zajrzę... A tak przy okazji zapytam się, bo strasznie mnie to ciekawi... Jak tam u twojej nowej zabaweczki?"

Heh... Zapewne zmienił temat, by na chwile zająć myśli. A mi w cholerę zimno na tym balkonie. Wracam do środka...

- Nie nazywaj go zabawką... On nie jest przedmiotem...

Burknąłem wyraźnie niezadowolony do słuchawki, czując na sobie zdziwiony wzrok dziewczyny...

„A co to się stało... Czyli ci zależy? Hahahahaha!"

- Co chcesz przez to powiedzieć? Myślisz, że mi nie może, kurwa, na kimś zależeć w ten sposób?

„Lucyfer nie obraź się, ale tobie zawsze chodzi tylko o seks."

- Nie znasz mnie, do cholery... Nie wiesz, jak jest ... Poza tym... Jak byś miał racje, to zerżnąłbym go już, kurwa, pierwszego dnia, mając wszystko w dupie, bo ty i tak byś nie zabronił mi go odwie...

Moją wypowiedź przerwał kaszel Nirami.

- Mała, co się stało? - zawołałem, włączając przez przypadek rozmowę na głośnik. Podszedłem do niej i poklepałem po plecach, a telefon leżał na stole w kuchni.

- To jeszcze tego nie zrobiłeś... Co się stało? Halo... Co to za kaszel? Lucyfer! - dobiegało z głośniczka. NIrami już się uspokoiła.

- Spoko... Tylko się zakrztusiłam, Gabi... Można wiedzieć, o kogo chodziło i kogo tym razem Lu chce przelecieć... I dlaczego tego nie zrobił... Aż dziwne — powiedziała, podchodząc do telefonu i siadając na krześle.

- Niejakiego Mikaele... Ładny chłopak... Dziwny przypadek, bo równia, a że Lucek tak bardzo go chciał, to się z nim założyłem, że przez tydzień go nie przeleci... I w sumie tylko o to, gdzie chłopak będzie, bo jak sam stwierdził drugiej części zakładu i tak nie dotrzymamy... - odpowiedział bez żadnych ceregieli.

- Serio? - zapytała, powstrzymując śmiech.

- Nom... Ja już nie ogarniam, o co mu chodzi... Nie traktuje go przedmiotowo jak... No, praktycznie wszystkich i mu niby zależy... Pffff... boki zrywać... - zaśmiał się w słuchawkę.

- Dobra, dobra Gabriel, idź cholero zasrana... Jeszcze ci udowodnię, że jest inaczej... Minie tydzień a ja i tak nic nie zrobię, jeśli on tego nie będzie chciał... - powiedziałem, zabierając słuchawkę i wciskając czerwoną słuchawkę. Jak on mi działa na nerwy... Starałem się uspokoić, gdy nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Nirami.

- Powiesz co to za Mikaela? - zapytała, po czym upiła łyk kawy. Z westchnięciem usiadłem obok niej.

- Mam ci to powiedzieć od samego początku, prawda?- westchnąłem. Uśmiechnęła się do mnie wesoło.

- Eh... Siedziałem u siebie jak zawsze przy papierach... No i nagle pojawiły się moje drzwi... Tak po prostu... No i wszedłem... Znajdowałem się na targu i o dziwo Gabi wszedł jako pierwszy... Ogólnie targ przeprowadzał Ezekiel z Murielem... No i spojrzałem na sprawcę całego tego zamieszania... Poczułem dziwny ucisk w żołądku i zrobiło mi się tak dziwnie gorące... Miałem ochotę go po prostu przytulić... Nawet nie do końca wiem, jak to opisać... Nigdy się tak nie czułem... Okazało się, że jest na równi, no i pojawił się problem, bo gdzie go tu wsadzić... Niebo czy piekło... Ledwo się powstrzymałem od wykrzyczenia, że ja go biorę... Czułem się trochę jak małe dziecko przed wystawą ze słodyczami- zaśmiałem się z samego siebie, kładąc głowę na stole.

- Oj no, wiem, że się rozpłakałam, jak nie chciałeś mi kupić czekolady, ale nie musisz tego mi przypominać — powiedziała, udając oburzenie. Po chwili jednak uśmiechnęła się do mnie.

- To nie było zwykłe pożądanie? - zapytała.

- Szczerze, to na początku w ogóle o tych sprawach nie pomyślałem... - powiedziałem zgodnie z prawdą, a ona zrobiła wielkie oczy ze zdziwienia. No tak... Wszyscy, którzy mnie znają trochę lepiej wiedzą, że jestem seksoholikiem... Znaczy, tak myślą. Tak naprawdę robię to, bo pozwala to na chwilę zapomnieć o otaczających mnie problemach. A jak pomyśle, że muszę znowu posiedzieć z 3 godziny na podpisywaniu jakichś świstków, to mam serdecznie dość.

- Łał, Lu nie poznaje cię normalnie... No, ale kontynuuj już... - powiedziała, znowu upijając kawy tak, że jej się skończyła...

- Rozegrałem to tak, że jest u mnie, ale... Gabryś powiedział, że jeśli go przelecę w ciągu tygodnia, to mi go zabierze... Potem zabrałem go do siebie. Jak byś widziała jego rozmarzoną twarz, gdy patrzył na morze... Musiałem go wtedy przytulić... I tu dopiero pojawiła się jedna myśl o jego dość drobnym ciele... Ale to tylko na chwile. Potem go oprowadziłem... Cały czas myślałem o tym, że chcę, by był tylko mój... By mnie kochał i by po prostu przy mnie zawsze był... No i chciałem mu jakoś pokazać, że jest mój, więc założyłem mu taką śliczną obróżkę ... I... I wtedy... No ja... Jego... - zacząłem się po prostu jąkać na samo wspomnienie...


- Uroczo się czerwienisz Lu. Normalnie trudno cię odróżnić od pomidora — zaśmiała się, a ja westchnąłem...

- Ja go pocałowałem... - mruknąłem.

- Czekaj, co?... Czekaj, ale ty przecież z tymi swoimi „ruchankami" nigdy nie całowałeś? - zapytała, a ja pokręciłem głową na boki.

- Lu, ty się w ogóle całowałeś kiedyś?

-Tak... To było... To było... Nawet już nie pamiętam, kiedy to było... jedynie pamiętam jej radosny uśmiech...- mruknąłem, chowając twarz za ramieniem.

- No to grubo... Nie obraź się, ale zawsze myślałam, że nie potrafisz kogoś w ten sposób pokochać — powiedziała, głaszcząc mnie po głowie... Podniosłem się trochę.

- Myślisz, że się zakochałem? - zapytałem cicho.

Uśmiechnęła się ciepło.
***

Cały dzień coś razem robiliśmy... Nawet upiekliśmy razem ciasteczka. Tak, upiekliśmy je... Chyba są jadalne... Nafaszeruje nimi Ezekiela i to sprawdzę. Ach, jak dobrze było znowu ją widzieć i móc przytulić... Oglądanie filmów i zwyczajna rozmowa. Tak za tym tęsknie cały tydzień, a potem przychodzi środa i znów tu jestem... Niedługo to się zmieni... Ciekawe jak się dogada z Miką...

Nawet nie zauważyłem, jak wybiła dwudziesta druga...

-O cholera - zerwałem się z kanapy.

- Co się stało?

- Obiecałem, że wieczorem wrócę, a jest już tak późno.

- Hahaha... Ej, Kochasiu... Miałam się wcześniej pytać... Dlaczego nie chcesz udowodnić Gabusiowi, że serio ci zależy na twoim „Kiciusiu"... Weź, pokaż mu, jak silny jesteś i zacznij sypiać z nim... no wiesz... spać... tylko spać... - powiedziała, wstając z kanapy. Zaczęła mi poprawiać koszulę i włosy... Ulizała mi je do tyłu.

- Hmmm... Wiem! - zawołała radośnie i rozpięła mi dwa pierwsze guziki białej koszuli.

- Lepsza by była ta twoja czerwona... No ale mówi się trudno... I tak go niesamowicie podjarasz — uśmiechnęła się i jeszcze podała mi pudełko z ciastkami naszej roboty. Za moimi plecami stworzyłem już drzwi. Przytuliłem ją mocno....

- Idź na razie spać i nie denerwuj Azazela ani Ariela... Dobrze? - wyszeptałem do niej.

- Tak, wiem... Kocham cię... Idź już i pozdrów Ezekiela... I na następny raz zabierz Diega — powiedziała, odpychając mnie. Wyminęła i otwarła drzwi. Westchnąłem. Złożyłem jeszcze całus na czubku jej głowy i się uśmiechnąłem.

- No to papa, „tatusiu"- zaśmiała się, machając mi.

Wróciłem do piekła i spojrzałem na budynek rezydencji... W jednym pokoju świeciło się światło... Heh. Ciekawe co robią. Poszedłem do środka i od razu skierowałem się do pokoju mojego koteczka. Już miałem zapukać, ale...

- Aaaaaa! - usłyszałem wrzask Ezekiela. Bez pukania wszedłem do środka i w następnej chwili stanąłem jak wryty...

No to może tak... Mikuś leży na łóżku dusząc i płacząc ze śmiechu w dodatku bez koszulki. Diego siedzi i rozdziawia pysk, a Ezekiel... No Ezekiel leży na podłodze jedną nogę mając na łóżku. Po pokoju lata pełno pierza i dwie rozwalone poduszki... Gdzieniegdzie latają kolorowe bańki... Nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi. Odchrząknąłem.

- Wróciłem — powiedziałem, dalej nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Mika spojrzał na mnie... Ezekiel zresztą też...

- Lu!- krzyknął nagle mój kochany kotek i o mało się nie wywalił, schodząc z łóżka. Rzucił mi się na szyję, czym mnie zaszokował. Nie wyczułem od niego alkoholu...

- Tęskniłem... - wymruczał uroczo. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu i delikatnie musnąłem wargami jego skroń.

- Jego to przytulisz, a mnie nie? - odezwał się z pretensją Ezekiel. Westchnąłem.

- Dobra... Ale gadaj, co braliście?

- Kiedy my nic nie braliśmy — odezwali się oby dwaj równocześnie. Spojrzałem po nich z niedowierzaniem.

- Naprawdę... Zaczęło po prostu od tego, że chciałem zmienić go w kicie... I miał takie śliczne uszka i ogon... A potem walnął mnie poduszką... I tak jakoś... No tak to się skończyło, że mu je usunąłem dosłownie pięć minut temu — powiedział Ezekiel wstając z podłogi i podchodząc bliżej. Mika odsunął się zaś ode mnie i szybko złapał poduszkę i uderzył w Ezekiela.

- Miałeś mu nie mówić o uszach! - oburzył się. Mimowolnie się zaśmiałem. Cicho, ale jednak. Przytuliłem mocno Mikę...

- Och, dlaczego ja tu nie byłem... A no tak, ciastka piekłem... Ezekiel sprawdź, czy są jadalne... Jak nie, to je sobie zjedz, a jak tak, to oddaj — powiedziałem z szerokim uśmiechem. Mika wydaje się teraz taki wesoły...

- Ciastka od Niruśki!? - zawołał, otwierając pudełko. Spałaszował pierwsze ze smakiem...

- Kocham jej wypieki... - wymruczał, zabierając kolejne. Mika wyrwał się z moich objęć i podbiegł do niego...

- Ja też chce! - zawołał, biorąc jedno. Usiadłem, przyglądając się im. Wyglądali jak małe dzieci...

Poczułem łeb tygrysa na ramieniu... Spojrzałem na niego i pogłaskałem...

- Dawno nie było tu tak wesoło, co? - powiedziałem do niego i znowu spojrzałem na nich.

***

Wybiła północ, a Ezekiel dopiero wychodził. Przy drzwiach jeszcze żegnał się z Mikaelą.

- No to pa... Niedługo wpadnę, a do tego czasu... Trzymaj się kotek — posłał mu uroczy uśmiech i pstryknął, a jemu pojawiła się para puchatych uszu i ogon...

- Ezeakiel!!! - wrzasnął zły Mika, a Ezekiel zaczął uciekać... Mika biegł za nim. W momencie, gdy Ezekiel przekroczył bramę, Mice brakło dokładnie centymetra, ale zatrzymał się, nie przekraczając bramy... Zdziwiło mnie to, a z drugiej strony bardzo ucieszyło... Podszedłem do niego. Ezekiel jeszcze pomachał i uciekł, a ja przytuliłem Mike od tyłu.

- Trzeba się kłaść... Chodźmy — wyszeptałem i podrapałem go za uszkiem, na co on słodko zamruczał.

- Nienawidzę go — westchnął.

- Czemu? Uroczo ci... - zaśmiałem się i dalej go obejmując, zaprowadziłem do jego pokoju... Westchnąłem, widząc ten syf. Pstryknąłem i pozbyłem się go... Spojrzałem na Mike, który w lustrze oglądał uszy... Znowu pstryknąłem i zniknęły. Szkoda, bo wyglądał rozkosznie, ale jemu to nie pasowało... Spojrzał na mnie.

- Dziękuje Lu... Znaczy Lucyfer — powiedział. Zaśmiałem się pod nosem.

- Mów jak chcesz — powiedziałem, a on przytaknął. - Chodźmy już spać...

- Dobrze... Dobranoc Lu — podszedł i się przytulił... Coś się w nim dzisiaj pozmieniało... Cieszy mnie to. Podbiegł do szafy, wyjął piżamę i skierował się do łazienki, uśmiechając się jeszcze do mnie ciepło. Westchnąłem.

- On jeszcze nie wie... - powiedziałem sam do siebie. Szybkie pstryknięcie i byłem już w swojej piżamce. I śmiejcie się, ile chcecie, ale śpię w bokserkach i jasnoróżowym podkoszulku z napisem „Jestem zły ...chyba!". Położyłem się wygonie z rękami pod głową i czekałem... Mika wrócił z łazienki po chwili w mokrych włosach i swojej piżamce... Ładnie mu w szortach i białej bokserce...

- Ummm... Lu?

- Dzisiaj śpimy razem.

Niepewnie podszedł po łóżka. Poklepałem miejsce obok siebie, a on grzecznie się położył. Odgarnąłem mu włosy z twarzy i złożyłem czuły pocałunek na jego policzku i przytuliłem go mocno do siebie...

- Dobranoc — mruknął, wtulając się we mnie.

- Zgaśnij — wyszeptałem cichutko, a światło zgasło...

~~~

Skończone... I co z tego, że to piszę i, piszę i jest już... Wpół do piątej rano...

No więc się wydało, że Lu kocha Mike tak naprawdę... A czemu Mika nagle się tak otworzył... Zrozumiał kilka rzeczy przez Ezekielka... Nom... Na obrazku macie Nircię, którą musiałam tu dać, bo w moim (prawie) każdym opowiadaniu ona jest... No bo Projekt D. Tutaj. Porwany na okup. No tak... W one-shotach kilku też będzie... I ja pierniczę, jak mi się chce spać... Idę się przytulić do podusi, bo nie mam swojego Lucyfera, który by mnie utulił do snu...

Gwiazdkujcie i komentujcie!

*Pozdrowienia od Rudego, który przerwał mi pisanie na pół godziny o 2 w nocy i kazał pozdrowić mych czytelników... Dziwny człowiek, ale ja tylko z takimi się zadaje... (kto w tych czasach jest normalny)*

Pozdrawiam i dobranoc Nir666  

W Niewoli Szatana *yaoi* (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz