Nieświadomość jest piękna

26 2 0
                                    

"Odwaga nie polega na nieodczuwaniu strachu, ale na umiejętności działania mimo niego."~ Shelogh Brown 

Bałam się. Tak bardzo się bałam, czarne myśli nieprzyjemnie dudniły mi w głowie, a z każdą z nich umierał ostatni ślad nadziei wydostania się z tej klatki. Myślałam intensywnie, jak moglibyśmy stąd uciec, ale żaden logiczny pomysł nie przychodził mi do głowy. Czułam tylko paniczny strach przed tym, co nieuniknione. Spokojne i roześmiane twarze, piękne fale oceanu, nieświadomość jest piękna - pomyślałam z goryczą. Spojrzałam na zegarek. Zostało pół godziny do osiemnastej, zaraz podadzą kolację. Z westchnieniem zaczęłam kierować się z powrotem do kajuty, gdy nagle moje ciało zderzyło się z czymś twardym. Uniosłam głowę, i zobaczyłam ciepłe brązowe oczy. Chłopak dużo młodszy, a mimo to wyższy ode mnie, posłał mi przyjazny, a zarazem przepraszający uśmiech.

- Przepraszam, zamyśliłem się. Jestem John Thayer - powiedział, sięgając po moją dłoń i całując ją lekko. Szkarłatny rumieniec wstąpił na moją twarz - nie byłam przyzwyczajona do takich powitań. Olśnienie uderzyło we mnie z zawrotną siłą, gdyż znałam to nazwisko...To ten nastolatek, który zostanie uratowany, a w swoim późniejszym życiu opisze całą katastrofę. Zalała mnie fala ulgi. Ten miły chłopak przeżyje! Otrząsnęłam się z rozmyślań i spojrzałam pogodnie na chłopaka.

- Nie przepraszaj, to nie twoja wina, jestem Ann... znaczy Lucy Colins - powiedziałam szybko, poprawiając swoją pomyłkę.

- Powinienem już pójść, rodzice na mnie czekają. Do widzenia, pani Colins - mówiąc to, wyminął mnie i ruszył szybko przed siebie. Ja także ruszyłam w swoją stronę. Po chwili już byłam przy drzwiach do kajuty. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazał się mój "mąż" ubrany w czarny garnitur podkreślający jego kruczoczarne włosy, jego hipnotyzujące niebieskie oczy patrzyły na mnie z wyższością.

- I jak? - dopiero teraz zwróciłam uwagę na siedzącą na łóżku Victorię, ubraną w piękną różową sukienkę.

- Właśnie, kochanie, jak ci się podobam? - szczególnie zaakcentował słowo "kochanie", co tylko bardziej mnie rozzłościło. Przybrałam na twarz wymuszony uśmiech.

- Wyglądasz wspaniale, złotko - miałam nadzieję, że brzmiało to przekonująco.

- Lucy, dla ciebie też mam kreację na dzisiejszy wieczór- powiedziała Victoria, wciskając mi w dłonie niebieski materiał Przyjęłam go, uśmiechając się promiennie do dziewczyny.

- Dziękuję ci, Victorio, to wiele dla mnie znaczy - szczerość moich słów nie była ani trochę wymuszona. Powoli weszłam do skromnej łazienki, zamykając za sobą drzwi, na których rozłożyłam materiał. Ta sukienka miała rewelacyjny gorset. "Jak tak dalej pójdzie, to umrę przez uduszenie" - pomyślałam. Gdy już wreszcie uporałam się z zakładaniem sukienki, przyjrzałam się jej lepiej. Była piękna, barwą przypominała bezchmurne niebo, spływała swobodnie do kostek, przepasana była białym materiałem. Przejrzałam się jeszcze w lustrze, po czym wyszłam z łazienki. Victoria popatrzyła na mnie z podziwem, a dziecięca radość odmalowała się na jej twarzy.

- Wyglądasz jak anioł - stwierdziła, a mój wzrok powędrował na Sharona, który patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami.

- I jak ci się podobam? - zapytałam przesłodzonym głosem.

- Wyglądasz pięknie - wydukał. Gdy to powiedział, na moich ustach pojawił się uśmiech satysfakcji. Victoria uzupełniła moją garderobę białymi butami i złotą spinką, po czym spokojnie udaliśmy się na kolację.

Niemożliwe czasem staje się możliwymWhere stories live. Discover now