Koszmar

45 2 0
                                    

Witajcie. To ostatni rozdział przed feriami. postaram się dodać jakiś dodatek do historii, ale proszę o komentarze nie wiem czy to wszystko ma jakiś sens, więc proszę gdy czytacie to komentujcie doceńcie moją pracę :)

"Ocknął się po raz kolejny z koszmarnego snu, tylko po to, by stwierdzić, że rzeczywistość również jest koszmarem."

Otworzyłam piękną, rzeźbioną szafę i - rzeczywiście - tak, jak mówił blondyn, była ona wypełniona najróżniejszymi sukienkami i garniturami. Na dnie szafy równo poukładane były buty damskie i męskie. W oczy rzuciła mi się ładna, kremowa sukienka ze złotymi kontrastami. Szybko ją założyłam i odwróciłam się do lustra, które powieszone było na ścianie w łazience. "Jest dobrze" - pomyślałam, wygładzając fałdy sukni. Spięłam włosy złotą spinką, którą dostałam od Victorii. Z westchnieniem jeszcze raz przyjrzałam się odbiciu. Jeszcze parę dni temu byłam uważana za najładniejszą dziewczynę w mieście, chodziłam z przystojnym chłopakiem, zawsze lubiłam podsycać swoją próżność moimi priorytetami. Była uroda i nauka, chciałam dojść do wielkich rzeczy i być wielką. Nie do wiary, jak przez jedno wydarzenie, parę chwil... może zmienić się wszystko.

- Jesteś już gotowa? Musimy iść. - nie odpowiedziałam i już po chwili słyszałam natarczywe pukanie. Zirytowana krzyknęłam:

- Tak, ale daj mi jeszcze chwilkę! - zza drzwi usłyszałam lekceważące prychnięcie w stylu „kobiety...". Szybko opłukałam twarz zimną wodą i wyszłam z łazienki. Sharon podał mi ramię i razem wyszliśmy z pokoju w milczeniu. Kierowaliśmy się korytarzami, gdy nagle pochylił się i szepnął mi do ucha.

- Ładnie ci w tej sukience. - uśmiechnęłam się pod nosem.

- Ty też wyglądasz niczego sobie, powinieneś częściej zakładać garnitur. Wyglądasz o wiele lepiej niż w swoich nieśmiertelnych żałobnych ciuchach. - prychnął, mrucząc coś o kobietach, które nie doceniają czerni. Przekroczyliśmy próg sali, a wszystkie spojrzenia zwróciły się na nas. Pewnym krokiem zajęliśmy przeznaczone dla nas miejsca. Sala była urządzona w starym stylu, wszędzie płonęło tysiące świateł. Urzeczona wpatrywałam się w to wszystko, nie zwracając uwagi na resztę osób.

- Masz szczęście, przyjacielu, każdy z nas chciałby mieć tak piękną i młoda żonę. - spojrzałam na starszego mężczyznę siedzącego naprzeciwko nas i posłałam mu serdeczny uśmiech.

- Tak, Lucy jest niesamowita, dziękuję, panie Brandon - Sharon złączył nasze palce tak, by wszyscy to widzieli, a gdy nasze spojrzenia się spotkały, obdarzył mnie czułym uśmiechem, na który pada z wrażenia większość dziewczyn. Automatycznie odwdzięczyłam się tym samym. Niedługo po tym kelnerzy podali jedzenie, a do kieliszków każdemu z gości nalali szampana. Gdy usłyszałam brzdęk uderzania łyżeczką o kieliszek, odwróciłam głowę i patrzyłam na kapitana statku ubranego w biały garnitur. Stał z kieliszkiem w dłoni, uśmiechając się dumnie.

- Moi drodzy - zaczął - mam nadzieję, że rejs się państwu podoba. Jesteśmy dumni z tego wielkiego osiągnięcia, jakim jest ten oto statek przyszłości, Titanic. Mam nadzieję że zdajecie sobie państwo sprawę, że jesteście ludźmi wybranymi, to wyjątkowy zaszczyt brać udział w dziewiczym rejsie tej wspaniałej machiny. Życzę wam udanej reszty podróży. - dokończył i wziął łyk ze swojego kieliszka, reszta gości poszła za jego przykładem. Reszta posiłku minęła spokojnie. Po mniej więcej dwóch godzinach sala zaczęła pustoszeć, w końcu Sharon także wstał, kończąc pogawędkę z panem Brandonem. Podał mi dłoń i razem wyszliśmy z sali.

- O, państwo Collins, tu państwa mam, czy zechcieliby państwo wybrać się z nami do klubu? - Zapytał pułkownik Astor, doganiając nas.

- Naturalnie pułkowniku, kochanie, nie masz nic przeciwko? - Sharon popatrzył na mnie, a jego znaczący wzrok mówił że mam się nie wykręcać. Westchnęłam cicho pod nosem i odpowiedziałam:

- Tak, z przyjemnością pułkowniku, w końcu noc jeszcze młoda. - pułkownik Astor zawołał swoją żonę, która została z tyłu i razem ruszyliśmy w stronę klubu. Weszliśmy w towarzystwie skocznej muzyki, ludzie bawili się w najlepsze, tańcząc parami lub popijając drinki przy stolikach. Usiedliśmy w najbardziej oddalonym stoliku, a pułkownik zamówił trzy drinki i jedną lemoniadę dla ciężarnej żony. Po chwili pułkownik porwał swoją żonę do tańca, wyglądali na takich szczęśliwych.

- Zatańczysz? - usłyszałam ciche pytanie i bez wahania przyjęłam ofiarowaną dłoń po chwili znaleźliśmy się na parkiecie. Ufnie przytuliłam się do mojego towarzysza, smakując się w woni jego perfum. Umiał świetnie prowadzić i pokazywał swoją dominację, pewnie kierując naszymi krokami. W tej chwili byliśmy jednością.

"Jesteście ludźmi wybranymi...". Obrót i stukot szpilek.

"Jesteśmy dumni z tego wielkiego osiągnięcia jakim jest ten oto statek Titanic". Przyspieszony oddech i szum w uszach.

"Życzę wam udanej reszty podróży". Wymuszony uśmiech i oddech na policzku. "Boję się tego, co nieuniknione". Silne ramiona i iskierki w oczach. "Wydostaniemy się stąd". Ufny uścisk i zniewalający zapach. "Po prostu tu jest tak pięknie". Ukajające dźwięki muzyki i falująca sukienka. "Jesteśmy z ciebie dumni, córeczko". Czarne włosy i hipnotyzujące błękitne oczy. "Kochamy cię skarbie, pamiętaj o nas". Końcowe dźwięki muzyki i wymuszony uśmiech... Lekko ukłoniliśmy się w swoją stronę i ruszyliśmy w stronę stolika, zmęczona zaczęłam sączyć swojego drinka. Wieczór minął szybko, a do swojej kajuty wróciliśmy grubo po północy. Szybko zgarnęłam z półki w szafie flanelową koszulę nocną i ruszyłam ciężkim krokiem do łazienki. Szarpałam się z gorsetem warcząc pod nosem wiązankę przekleństw. "Kto w ogóle wymyślił to cholerstwo?" - pomyślałam ze złością. Nagle usłyszałam delikatne pukanie do drzwi. Nie czekając na moją odpowiedź, mój towarzysz uchylił drzwi i wszedł do środka.

- Pomóc? - zapytał, podchodząc do mnie. Nie odpowiedziałam, a zrobiłam tylko naburmuszoną minę i załamałam ręce z bezradności. Powoli zaczął rozwiązywać sznurki gorsetu, a mnie przeszedł niekontrolowany dreszcz. Miałam nadzieję, że tego nie zauważył. Przymknęłam powieki ze znużenia i oparłam się o niego bardziej.

- Byłaś świetna i przekonująca - powiedział cicho.

-Ty też. - widziałaś pułkownika Astora, gdy deptał swojej żonie stopy w tańcu? - zaśmiałam się na to pytanie perliście.

- Tak, widziałam, biedna.

- Gotowe! - powiedział i szybko wyszedł z łazienki. Uśmiechnęłam się lekko i przebrałam się do końca i rozczesałam włosy, po czym wyszłam z łazienki, wchodząc do sypialni. Na środku pokoju stało duże łóżko. "Super, no po prostu świetnie".

- Ty śpisz po lewej, a ja po prawej - powiedziałam do bruneta, nie mając już siły na kłótnie. Ułożyłam się na swojej połowie i od razu zasnęłam. Szłam po pokładzie statku, ubrana byłam w czerwoną, zwiewną sukienkę. Drogę oświetlał mi księżyc. Woda szumiała rozkosznie, a chłód przechodzący z pokładu do bosych stóp dawał ukojenie.

- Anno! Anno, obudź się! Anno musisz się obudzić! Słyszysz?! - odwróciłam się gwałtownie, w oddali ktoś stał i patrzył na mnie głębokimi czarnymi oczami.

- Anno, obiecaj!- krzyknęła postać, lecz nagle wszystko zaczęło się rozmywać, a mnie ogarnęło uczucie spadania. Moje gardło rozdarł krzyk i była już tylko ciemność.

Niemożliwe czasem staje się możliwymWhere stories live. Discover now