Rozdział 2

13 0 1
                                    

Z perspektywy Charlie

– Ani, kurwa drgnij. – warczy przez zaciśnięte zęby. Jakiś chłopak leży tuż obok mnie, nie żyję, bluzkę ma zakrwawioną w miejscu brzucha. Luke widząc na co patrzę, zakrył mi usta ręką. Zauważyłam, że zagryza kolczyk w dolnej wardze, który dopiero zauważyłam, dodawał mu tego czegoś w wyglądzie. Nie zabieram jej, bo wiem, że bez tego mogę naprawdę zacząć krzyczeć. Słyszę głośny krzyk, a następnie jakiś wybuch. Moja ciekawość była silniejsza, wysunęłam głowę bardziej, aby zobaczyć co się dzieję, ale automatycznie oberwałam w tył głowy, no tak miałam się nie ruszać. – Nie ruszaj się, do cholery! – dodaję po chwili, komuś tutaj żyła pęknie, chciałoby się powiedzieć, ale jednak to nie jest moment, w którym warto kogoś denerwować. Luke wydaję się bardzo spięty. Z dociśniętą głową do ziemi, nie widzę kompletnie nic. Czuję tylko ciepłą rękę blondyna na twarzy i drugą, którą trzyma na mojej tali. Normalnie bym ją strzepnęła, ale strach zawładnął mną całą. Cholernie się boję, oddałam swoje życie chłopakowi, czy to słuszny wybór? Powaga sytuacji dociera do mnie dopiero w momencie kiedy słyszę nie przerywające się krzyki i błagania. Ktoś chce nas wykończyć, ale przecież Calvin nie ma nic wspólnego z jakimiś zbirami, no i przecież nie zaprosiłby nas tutaj, aby nas wykończyć. Przyjaciele, bo tym chyba byli dla Luke'a chłopacy, którzy tu z nim przyszli, podbiegli szybko i usiedli tuż obok blondyna. Chłopak zszedł ze mnie lekko, aby powiedzieć coś do tych chłopaków. Przybliżyłam się, aby usłyszeć co mówią.

– Co do chuja? Ten pierdolonięty Calvin znowu coś odjebał, aby zwrócić na siebie uwagę? – warczy wkurzony Luke. Próbuję nie zwracać uwagi na przekleństwa, których tak często używają, jak jakiegoś kodu, który tylko dla nich jest znany.

– Nie mam pieprzonego pojęcia, ale przysięgam, że nie zawaham się tym razem strzelić mu kulki w łeb, jeśli to on. – mruczy owy kolorowy, Mike. O czym oni gadają? Chcą zabić Calvin'a.

– Luke w tym momencie myślę, że moje życie jest dla mnie cenniejsze, niż przedśmiertna rozmowa z wami. – mówi Mulat, a cała reszta zgadza się z nim. Cofam się, chłopak znowu położył się na mnie, wydawało mi się, ale chyba się zaśmiał, ach, go to cieszy? Jednak nic nie mówię, czuję, że zaraz naprawdę po prostu nie wytrzymam. Bardzo się boję, nie mogę nawet myśleć, o niczym, prócz tego, że zaraz zginę. Słyszę kroki, już nie wytrzymuję, zaczynam się trząść i płakać. Łzy skapują na podłogę mocząc ją, cicho jęczę. Nie mam siły na nic. Jestem cholernie przerażona, a nie chcę taka być. Czuję jak Luke się spina z sekundy na sekundę. Kroki ustają, krzyki nie. Strzał, tuż obok mnie, jakaś dziewczyna padła na ziemię z głośnym hukiem, próbuję nie płakać, ale przecież to mogłam być ja? Ktoś klęka tuż obok mnie.

– Charlie? – słyszę pytanie. Nie wiem co się dzieję, skąd ten ktoś może mnie znać. Nie rozumiem. Luke coraz mocniej mnie ściska, gdy mężczyzna dotyka moich włosów. Nie mam pojęcia co się dzieję. – Nie znasz mnie, za to ja znam ciebie. – mówi po chwili, próbuję zrzucić z siebie blondyna, ale on nie daję mi takiej szansy, strąca dłoń mężczyzny z moich włosów. Słyszę śmiech, na co jestem coraz bardziej przestraszona. – Złaź z niej, bo przysięgam, że rozjebię Ci łeb. – warczy. To nie robi na nim wrażenie. Jestem zdziwiona. Czuję jak blondyn wyciąga coś z kieszeni z wielką siłą, czuję ulgę, bo chłopak zszedł ze mnie. Cały czas jednak kurczowo zaciskam ręce na swoich uszach i kulę się, jakbym chciała, żeby mnie nikt nie zobaczył. Jedyne co widzę, to Luke'a mierzącego pistoletem w stojącego na przeciw niego mężczyznę. Ma czarne włosy i dwudniowy zarost. Gdy go widzę wstaję, ale widząc strzelającego piorunami z oczu we mnie Luke'a, cofam się i siadam, opierając się o barek. Przeklinam cicho i ścieram łzy spływające po moich policzkach, tak cholernie się boję, gdy czarnowłosy wyciąga pistolet, teraz obaj mierzą w siebie pistoletami. Przełykam głośno ślinę. Skąd Luke ma tak właściwie broń? Wiedziałam, że coś musi być z nim nie tak. Dwójka towarzystwa blondyna wstaję z ziemi i podbiega, aby mu pomóc. A Mulat przysiada obok mnie. Ręką przybliża mnie do siebie. Jest to co najmniej dziwne, ale nie chcę myśleć o niczym, po prostu wtulam się w niego, potrzebowałam tego, zdecydowanie.

Bully. L.H.Where stories live. Discover now