22. Szaleństwo

136 12 0
                                    

    

Przez tamte kilka dni nie wychodziłem z domu, łóżeczko Emmy przeniosłem do swojego pokoju i jej pilnowałem. Bałem się, że zjawi się Corinne i mi ją zabierze. Dla niej wszystko było możliwe, a ja z obawy przed straceniem córki postanowiłem odizolować się od świata i nie pokazywać publicznie. Moje paranoje przewyższały nad zdrowym rozsądkiem, sprawiając, że nie potrafiłem już logicznie myśleć i opierałem się wszystkim, którzy próbowali mi pomóc.
Rodzice były załamani faktem powrotu biologicznej matki Emmy, ale sądzili, że powinna poznać swoje dziecko. Co z tego, że zrobiła je w akcie zdrady i podrzuciła mi je pod drzwi?
Kiedy była, gdy Emma zaczynała mówić, stawiać pierwsze kroki czy korzystać z nocnika? Pomogła jej, gdy płakała podczas kolki lub wtedy, gdy wychodziły jej pierwsze ząbki? Ona nie ma prawa nazywać się matką. Pod żadnym względem, nigdy, absolutnie.

Abigail też była smutna z powodu przyjazdu swojej siostry, bała się, że może już nie będzie mamą dla Emmy. Starałem się ja uspokoić, zapewnić, że nic nie zmieni jej relacji z córką, więc wysłałem jej zaproszenie na lampkę wina do pobliskiej restauracji. Odważyłem się ujrzeć światło dzienne i wyjść ze swoich czterech kątów, których przez strach nie potrafiłem opuścić.  Dzieckiem zajęła się moja mama, więc mogłem być spokojny. Emmie nic nie groziło.

Abigail od razu rzuciła mi się w ramiona, oparła głowę w zagłębieniu mojej szyi i zaczęła płakać. Delikatnie głaskałem ją po włosach, wzmacniałem uścisk, chcąc zapewnić jej potrzebne wsparcie. Kiedy nieco się uspokoiła i otarła łzy, pocałowałem ją. Spojrzała na mnie przenikliwym, zbolałym wzrokiem i ze zdruzgotaną miną usiadła na kanapie wykonanej ze skóry. Złożyliśmy zamówienie.

W środku panował półmrok, jedyne światła pochodziły z naściennych lamp i świec na stolikach. Okna były zasłonięte czerwoną żaluzją, a promienie słoneczne nie przebijały się do wnętrza lokalu. Czułem zapach wosku i pieczonego kurczaka, który był jednym z elementów naszego zamówienia. Moja dziewczyna miała bardzo smutne oczy i miałem wrażenie, że zaraz ujrzę łzy na jej nieskazitelnie gładkich policzkach. Chwyciłem ją za rękę. Drżała.

– Nie mam zamiaru się do niej odzywać. Tylko tata wykazał się wobec niej wyrozumiałością, ale to dziwne, nie rozumiem go. – Zezłościła się.
Opowiedziała mi też, że Maria nie chce jej znać. Podobno dużo opowiada o Emmie, żeby wzbudzić w Corinne żal i skruchę. Jednak ona tylko siedzi przed telewizorem i korzysta z ich lodówki.

– Nie sprząta, nie pomaga – mruknęła. – Wprowadziła się, jakby wcale nie zrobiła sobie od nas trzyletniej przerwy. Tak jakby wcale nie pamiętała o tym, jak bardzo się o nią martwiliśmy. Zostawiła swoją córkę, obarczając cię, za przeproszeniem, ogromnym ciężarem i odpowiedzialnością, od której uciekła. Chciałam, żeby mama wyrzuciła ją z domu, ale powiedziała, że nie może tego zrobić. W końcu to jej pierworodna córka, zbyt zamknięta w sobie. Podejrzewamy, że ma jakąś poważną chorobę. Nie wiem, depresję. Albo może raczej rozdwojenie jaźni.

Podszedł do nas kelner, który okazał się być Maxxiem. Położył na stoliku kurczaka, sałatki greckie, pomidory i pieczone ziemniaki. Po chwili doniósł jeszcze nasze wino, które miało być celem spotkania. Uśmiechnął się do nas miło i powitał mnie uściskiem ręki.

– Co ty tu robisz? – zapytałem rozweselony widokiem znajomej twarzy.

– Pracuję – odpowiedział, witając się z Abigail cmoknięciem w policzek.

Moja ukochana była tak wyrozumiała jak moja mama – kochała mnie, a nie to, jakie podejmuje decyzje w swoim życiu. Mimo tego, że znała historię Maxxiego, wszystko zaakceptowała, zrozumiała i pogodziła się z tym, że w pewnym sensie mu wybaczyłem.

– Podać coś jeszcze? – Mrugnął do nas i podał nam kartę specjalnych dań szefa kuchni.

– W sumie, możemy to jeszcze przejrzeć – skapitulowałem, mając nadzieje, że Abigail wybierze sobie coś jeszcze do jedzenia.

W tamtym czasie tak mało jadła, schudła i w ogóle nie zachowywała się jak ona. Zdołowana sytuacją ze swoją siostrą, odmówiła.

– Co się dzieje? – zapytał Maxxie, chwytając ją za podbródek.

Przez chwilę patrzeli sobie w oczy. Przyznam, że to było niepokojące.

– Nie, nic się nie dzieje – odparła, a ja zobaczyłem przerażenie w jej oczach.

Spojrzała na mnie rozszerzonymi źrenicami i strachem wymalowanym na twarzy. Mocniej ścisnąłem jej dłoń i zacząłem się martwic, więc zmusiłem ją krzywym uśmiechem, by coś powiedziała.

– To poproszę ten deser. – Wskazałem palcem na odpowiedni podpis w karcie.

Nie odrywając wzroku od Abigail, podziękowałem Maxxiemu, a ten odszedł.

– Co ci jest, Abi?

– Chyba mi się coś przypomniało – powiedziała, zakrywając dygoczące usta.

Uniosłem brwi w znaku zapytania i czekałem na wyjaśnienia. Niepokoiłem się. Ostatnio nie było z nią dobrze, a nie chciałem, by przyjazd Corinne odbił się na jej zdrowiu.

– Ta tragedia... Ta dziewczynka to był Maxxie, poznałam po oczach – szepnęła.

I lost herWhere stories live. Discover now