28. W pracy

125 10 0
                                    


       Ciąża Abigail przebiegała w porządku, odżywiała się zdrowo, ciągle chodziła na różne spotkania dla przyszłych matek. Ja, ona i Emma oczekiwaliśmy dzidziusia. Nieraz leżeliśmy wszyscy razem w salonie, oglądaliśmy film i głaskaliśmy ciążowy brzuszek mojej żony. Byłem cholernie szczęśliwy z powodu oczekiwania na kolejne dziecko. Wraz z Abi postanowiliśmy, że nie chcemy znać płci i dlatego będziemy podwójnie cieszyć się na poród. To miała być niespodzianka, podniecenie i więcej stresu. Nie wiedzieliśmy, jak przygotować pokój, dlatego od razu po narodzinach się za to zabierzemy. Co prawda to jazda na wariackich papierach, ale my tylko się z tego śmialiśmy.

        Moi rodzice i Maria przeżywali jej błogosławiony stan, ciągle kazali jej odpoczywać i leżeć całymi dniami w łóżku. Mama ciągle przy niej skakała i odwiedzała ją jak często tylko mogła.

       Nawet Corinne była czasem przestraszona, jak to będzie z jej siostrą. Po tylu latach braku rozmów, wzajemnej niechęci i tajemnic w końcu otworzyły się na siebie, bezgranicznie sobie ufały i było jak za dawnych czasów, których niestety nie znałem. Mimo tego, że tak wiele złego musiało się stać, by znów połączyła ich siostrzana miłość, była to zmiana na plus i dla każdego przyniosła pozytywne skutki. Abigail często spotykała się z Corinne, a ja nie tylko to akceptowałem, ale również cieszyłem się, że przebywamy we wspólnym gronie, że czujemy rodzinne więzi i szczęście z powodu zbliżającego się porodu. Nie było już żadnych kłamstw, sekretów i brutalności, nastąpiły dla nas lepsze czasy – czuliśmy spokój.

      Jedliśmy śniadanie, promienie słońca wpadały przez ogromne okna w jadalni, oświetlając piękne twarze moich wyspanych dziewczyn. Poranki były najlepszą porą, by poczuć energię i siłę do działania; szczególnie, gdy cały dom wypełniały jasność i szczęście. Emma nasypała sobie do miski kolorowe płatki kukurydziane, Abigail zalała je ciepłym mlekiem. Był pierwszy września. Zaczął się nowy etap w życiu mojej córki, nowa szkoła i ludzie, z którymi miała się zetknąć. Każdy z nas był zestresowany, chociaż wydawało mi się, że Emma radzi sobie z tym najlepiej i niespecjalnie było widać, żeby się przejmowała.

      – Mamusiu, zawieziesz mnie do szkoły? – zapytała mała, przerywając głośne chrupanie.

      – Skarbie, mamy to ustalone już od wczoraj. Zawiozę cię.

      – A ty wiesz, Emma, że dziś twój pierwszy dzień w nowej klasie? – Puściłem jej oczko.

      – Wiem, tato.

      – A wiesz też, że życzę ci powodzenia i miłego dnia?

      – Wiem, tato – zaśmiała się uroczo, po czym wstała, by mnie przytulić.

      Abigail uśmiechnęła się, ja pocałowałem Emmę na pożegnanie i poszedłem do swojego gabinetu szykować różne umowy zanim pojadę do pracy.

       Moja ukochana niestety nie pracowała, więc naprawdę cały dzień siedziała w domu, zazwyczaj w towarzystwie swojej albo mojej mamy. Corinne robiła karierę, więc bywała u nas rzadziej. Okazało się jednak, że tego dnia nikt nie mógł przyjechać do Abigail, więc trochę się zmartwiłem.

      – Na pewno sobie poradzisz? – zapytałem, a ona tylko się zaśmiała i wygoniła mnie z domu.

      Uspokojony jej reakcją, wsiadłem w samochód i pojechałem w stronę Yellow Street, czyli miejsca mojej pracy. Wsadziłem do zamka klucz i chciałem otworzyć drzwi, jednak ku mojemu zdziwieniu, ktoś był już w środku. Z niepokojem nacisnąłem klamkę.

      – To pewnie Madison – powiedziałem sam do siebie, próbując ułożyć myśli i nie sprowadzać ich na tor Eliasa. – To nie może być nikt inny.

       Pokręciłem przecząco głową, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczyłem przed sobą. Stone siedzący na krześle, majstrujący przy sprzęcie i popijający kawę. Jak on ją sobie zaparzył? Ile tu siedział i co zdążył zrobić? Kiedy mnie ujrzał, zdenerwowany upuścił kubek na ziemię i narobił strasznego bałaganu. Wyciągnąłem z kieszeni komórkę, wystukałem numer policji i czekałem na połączenie, patrząc, jak zdezorientowany próbuje zbierać porcelanę z ziemi i wycierać mokrą podłogę. W tym samym czasie wyciągnął z kieszeni pistolet i wycelował ją w moją stronę.

      – Odłóż telefon – rozkazał agresywnie, powoli wstając z pochylonej pozycji.

      – Nie! – krzyknąłem i nadal czekałem, aż policjant odezwie się po drugiej stronie. – Nie podchodź bliżej! Pożałujesz tego. To włamanie.

       Udawałem tylko takiego twardego, ale tak naprawdę cały się trząsłem, życie przeleciało mi przed oczami i wyobrażałem sobie Emmę i ciężarną Abigail stojące przy moim nagrobku. W jednej sekundzie przypomniałem sobie chwile, gdy moja córka zaczynała chodzić, mówić, kiedy wyrosły jej pierwsze zęby, kiedy spędzała najwspanialsze lata w przedszkolu, i te nowe - kiedy  zaczęła czytać, pisać i rysować skomplikowane figury.

      Rzuciłem komórkę na miękką kanapę stojącą niedaleko drzwi i podszedłem do niego.

      – Czego ode mnie chcesz?

      – Już mówiłem. Będziesz robił to, co ci rozkażę. Wydasz moją płytę. – Uśmiechnął się szeroko.

      W jego mimice było coś bardzo niepokojącego i przerażającego. Zero człowieczeństwa.

      – Schowaj broń, to może się dogadamy – powiedziałem, podchodząc do komputera.

      Uruchomiłem głośniki i specjalny program nagrywający. Chwilę bawiłem się przy pokrętłach, odpowiednio ustawiając nasycenie dźwięku. Potem usiadłem w fotelu i pokazałem mu ręką, żeby przeszedł na drugą stronę, za szybę.

I lost herWhere stories live. Discover now